08.02.2015r. Niedzielne, popołudnie
Około godziny 15.40
Siedziałam w domu, w niedzielne popołudnie i opowiadałam
tacie, o tym jak fajny był koncert. Oczywiście, powiedziałam, że poznałam tam
kilka koleżanek i kolegów. Świetnie się bawiłam, co było akurat prawdą. Podwiózł
mnie jeden z nich, bo było późno i jak będzie następny koncert, to się na niego
wybieram. Ku mojemu zdziwieniu, tata, wyraził na to swoją zgodę. Kilka razy
dzwoniła do mnie przyjaciółka, żeby dowiedzieć się, czy bezpiecznie wróciłam do
domu i kim był chłopak, o którym mówił jej Natsu. Powiedziałam, że pogadamy o
tym w szkole, mając nadzieję, że do tego czasu, zapomni… Tata, niestety musiał
już zbierać się do pracy, więc poprosiłam go by podwiózł mnie do centrum, na
zakupy. Przyzwyczajona, że muszę radzić sobie zawsze sama, musiałam pamiętać o
wszystkim. Obowiązki szkolne, wypełniałam idealnie. Jednak domowe, już nie były
moją dobrą stroną. Nie lubiłam zmywać naczyń czy sprzątać codziennie… Dlatego
robiłam to, tylko co jakiś czas. Skończył mi się płyn do prania, a i lodówka
zaczyna świecić pustkami. Więc czas wybrać się na sklepy. Tata, mimo tego że
kupił mi bilet na koncert, to dał mi jeszcze na nową sukienkę. Od razu
wiedziałam, jaką kupię! Ostatnio, na wypadzie z Lu-chan, ją sobie wypatrzyłam.
Czarna z koronkowymi rękawami i odkrytymi plecami. Miała niebieskie wstawki.
Niebieską kokardkę, zasłaniającą zapięcie na szyi. Dół zakończony koronką,
idealnie podkreśli moje biodra i skutecznie odwróci uwagę od krótkich nóg. Nikolai
zaproponował, żebyśmy na początku zrobili zakupy „do domu”, a on je odwiezie.
Chętnie przystałam na ten pomysł i go wykorzystałam. Po kolejnych dwóch
godzinach, zakupy były zrobione. Ojciec zabrał je i sobie pojechał. Wypiłam
kawę w małej kafejce i ruszyłam po sukienkę. Oczywiście, musiałam przejść
połowę centrum i dopiero wtedy, znalazłam odpowiedni sklep. Weszłam do niego
spokojnie i od razu poprosiłam o pomoc, przy wybraniu sukienki. Oczywiście,
wiedziałam, którą kupię. Mimo wszystko, lubiłam przymierzać piękne sukienki. Ayumi,
pracownica tego sklepu, znała już mój gust.
-Levy-chan! Od razu idź do przymierzalni. Zaraz przyniosę Ci
kilka cudów świata! – Zaśmiała się do mnie.
- Wiesz co lubię! – Odpowiedziałam i poszłam gdzie mi
kazała.
Po kilku minutach, dostałam sześć propozycji. Cztery z nich,
zdecydowałam się przymierzyć, resztę kazałam odnieść. Ayumi-san, szukała w tym
momencie innych sukienek, a ja po kolei przymierzałam te. Jedna, całą białą,
również z koronkowymi wstawkami, zdecydowałam się kupić.
-Ayumi-san?! – Zawołałam cicho. – Pomożesz mi zapiąć
kokardkę na szyi?!
Narracja Gajeel
Nienawidzę zakupów. Zwłaszcza z głupimi lalusiami, którymi
czasem muszę się zajmować. Kiedyś zemszczę się na Metalicanie, za to że wysyła
mnie jako ochroniarza z tymi pizdami… Grrrr… Działali mi na nerwy. Weszliśmy,
do kolejnego z kolei sklepu, a oni od razu pobiegli między półki i wystawę.
Ustałem przy przebieralniach i słuchałem, jak kłócą się, kto w czym lepiej
wygląda. Pokręciłem tylko głową, zdegustowany. Po kilku nudnych minutach
zauważyłem, jak pewna pracownica, nosi mnóstwo sukienek do pierwszej kabiny.
Naradza się z jakąś dziewczyną i kilka odnosi, a kilka innych daje tamtej. Białą,
taką nawet ładną-delikatną trochę, dała dla koleżanki i powiedziała.
- Zapakuj ją ładnie. To dla mojej ulubionej klientki. Mała
Levy-chan, zasłużyła na najładniejsze sukienki. – Mój dość czuły słuch,
wreszcie przydał się na coś. Podszedłem do jej kabiny i słuchałem szurania
materiałów.
-Ayumi-san?! Pomożesz mi zapiąć kokardkę na szyi?! –
Zapytała Mała. Od razu rozejrzałem się za ekspedientką. Nigdzie jej nie było…
- Mała?! – Zapytałem jakby zaskoczony. – Mogę wejść i Ci
pomóc? – Kultura, wymogła na mnie to pytanie. Przecież nie wejdę, jak ostatni
cham, do jej kabiny.
- Gajeel?! – Pisnęła. – Co ty tu robisz?!
- Pilnuję psów mojego ojca. – Stwierdziłem spokojnie, gdy
jeden z tych właśnie psów, zabijał mnie wzrokiem. – To mam Ci pomóc, czy sobie
poradzisz?
- Och… Wejdź… - Gdy zajrzałem do środka, stała w koncie,
chowając się przed ciekawskimi oczami psów. Warknąłem na nich i zasłoniłem ją.
– Zapniesz mi kokardkę? – Zapytała cicho, próbując zakryć włosami, czerwone
policzki.
Złapałem zapięcie i już po chwili było zapięte. Przejechałem
dłońmi po jej plecach, tylko po to by zatrzymać je na biodrach. Kołysaliśmy się
tak spokojnie chwilę, do rytmu piosenki puszczanej w sklepie. Gdy usłyszeliśmy
cichy krzyk.
- Levy-chan?! – Lekko wystraszona, chyba, Ayumi-san patrzyła
na mnie. Psy stały za nią, z dumną miną pełną satysfakcji. Pochyliłem się do
niebieskowłosej i zachłannie pocałowałem ją. Już po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Podoba mi się ta sukienka. Ślicznie w niej wyglądasz. Kup
ją! – Znowu dałem jej buziaka, tym razem w skroń. – Nie śpiesz się, poczekam na
Ciebie przed sklepem. A teraz, odprawię
te psy, do domu. – Zaśmiałem się złowieszczo, patrząc zły, na te szczury.
Właśnie stali się szczurami.
- Najwyżej na Ciebie poczekam. – Powiedziała, sama dając mi
buziaka w brodę, po czym wypchnęła mnie z kabiny. – Ayumi-san? Możesz przynieść
mi kilka żakietów? Albo wybierz coś, co będzie idealnie pasować do tej sukienki!
– Zszokowana naszym zachowaniem Ayumi, tylko pokiwała głową i odeszła.
Złapałem te trzy mendy i ruszyłem do wyjścia. Dwóch
ochroniarzy, stojących przed sklepem, poinformowałem o powrocie do domu i
czekałem na Małą. Wiedziałem, że Oni wrócą do domu. Kazałem im, a oni się mnie
bali. To wystarczyło. Jakieś dwadzieścia minut później, szedłem już z Levy pod
rękę po centrum.
- Masz ochotę, na coś do jedzenia? – Zapytałem, jak
przystało na przyzwoitego mężczyznę. Randkę, powinno się zaczynać od kolacji,
później atrakcje, dopiero później nagroda. – Jest tutaj blisko, taka fajna mała
knajpka. Włoskie dania, mają cudowne! – Powiedziałem, zgodnie z prawdą i
uśmiechnąłem się widząc wpatrzoną we mnie istotkę. Szliśmy ze złączonymi
dłońmi, a Mała, patrzyła na mnie jak na jakiegoś Boga.
- Chętnie! Uwielbiam włoszczyznę! – Zawołała, pełna energii
i obdarzyła mnie pełnym, pięknym uśmiechem.
- Cieszę się! – Pochyliłem się i dałem jej szybkiego
buziaka. – Masz więcej czasu?
- Tata, znowu pojechał do pracy, więc nie ma problemu, o
której bym do domu nie wróciła. – Powiedziała spokojnie, ale widziałem. Jak jej
oczy gasną, gdy wspomina o Ojcu.
- No to idziemy zjeść, a później do kina! – Zdecydowałem i
podniosłem ją na ręce. Mała piszczała i śmiała się jednocześnie. Kilka osób
zwróciło na nas uwagę, ale szybko odwracali wzrok. Dałem jej buziaka w kącik
ust i opuściłem na ziemię.
- Dobrze, ale pamiętaj, że będziesz musiał mnie odwieść do
domu, jak film skończy się późno. – Wypomniała mi i wystawiła język w moją
stronę.
- To dobrze, że jestem dziś samochodem. Lepiej żebyś nie
wsiadała na motocykl, w takim stroju! – Wytknąłem jej, za krótką jak dla mnie
sukienkę i sweterek. – Powinnaś, zakładać dłuższe te sukienki! Obawiam się, że
następnym razem, może się to dla Ciebie źle skończyć. – Powiedziałem, udając
złego. Pochyliłem się po raz kolejny do niej, tego wieczoru. – Mogę nie umieć,
nad sobą zapanować… Albo będą Cię zaczepiać, niebezpieczni kolesie… - Szeptałem
do niej konspiracyjnie, puszczając oczko, na wzmiankę o niebezpieczeństwie.
- Mnie się podobają… No i w takich, nie widać jak krótkie
mam nogi. – Powiedziała, lekko zaskoczona moją opinią.
- Ja się tylko o Ciebie martwię Mała, możesz chodzić w czym
chcesz. – Mówiąc to, zatrzymałem się i spojrzałem jej w oczy. – Nie chciałbym,
żeby Ci się coś stało… - Mruknąłem, udając smutnego.
- Oooo… - Wydała z siebie i mnie pocałowała. – Dobrze, będę
zakładać dłuższe sukienki. Do tych
krótkich, będę zakładać rajstopy albo zakolanówki. Dobra? – Zapytała, jakby
chcą uzyskać moją zgodę.
- Może być! – Widząc jej radosną minę, nie umiałem jej
niczego odmówić. – Idziemy do tej knajpki, bo zgłodniałem…
Narracja Levy
Szliśmy za rękę i spokojnym krokiem, Gajeel prowadził mnie
gdzie chciał. Wiedziałam, jego uśmiech pełen dumy. Zastanawiałam się, czy ze
względu na nasze spotkanie, czy na mnie. Ech… Głupia Levy, nie wyobrażaj sobie
za wiele! On po prostu chce tego, co dostał wczoraj. Moje policzki, jak na
zawołanie pokryły się czerwienią. Pamiętając, wczorajszą noc i dzisiejszy
ranek. Wyszliśmy z centrum i szliśmy dalej, w stronę Starego Miasta. Lubiłam to
miejsce, mnóstwo ławeczek i ludzi. Nigdy nie robiło się puste. Nawet w
najbardziej pochmurne dni, było tutaj wielu turystów. Gdy padał deszcz, wszyscy
zbierali się w restauracjach i kafejkach, które tylko się przeplatały. Jedna
przy drugiej, nigdy nie były puste. Od wczesnego ranka, po późną noc. Tutaj
było idealnie pokazane, jak żyje to miasto. Fiore, nigdy nie spało. Jako
trzecie co do wielkości i zaludnienia miasto w kraju. Było stolicą naszego
regionu. Nadmorski klimat i bliskość morza, nadawało mu jeszcze piękniejszy
wyraz. Czarnowłosy, szedł powoli. Umiejętnie, omijał wszystkich tak, by nikt
nas nie potrącał. Była pora kolacji, dlatego robiło się coraz więcej ludzi, a
miejsc w restauracji zaczynało brakować. Weszliśmy, do takiego małej,
niepozornej. Zeszliśmy do sali jadalnej, zrobionej w piwnicy. Zeszliśmy, do
niej, zakręconymi, żelaznymi schodami. Każda ze ścian, była zapełniona półkami,
pełnymi książek. Widziałam, kilka osób czytających. Widziałam, całe wnętrze
idealnie. Przyćmione, ale nadal jasne światło, sączyło się ze starych lamp z
abażurami. Stoliki były dość małe, okrągłe i przykryte małymi, różnymi
obrusami. Przy niektórych były wystawne krzesła. Przy innych, stały zwykłe
fotele. Wydawały się wygodne, pomimo widocznych śladów, wieloletniego
użytkowania. Z ukrytych głośników, leciała spokojna muzyka. Muzyka klasyczna na
przemian ze starymi, rockowymi balladami. Nastrój, ciszy i spokoju, jaki
panował w tym miejscu, był wręcz namacalny. Podszedł do nas spokojnym, pewnym
siebie krokiem kelner.
- Rezerwacja czy wolni goście? – Zapytał uprzejmie.
- Rezerwacja, na nazwisko Redfox. – Powiedział Gajeel i
przytulił mnie do siebie.
- Och… Już państwa prowadzę, do odpowiedniego stolika. –
Powiedział zadowolony chłopak i ruszył do najdalszego stolika, ustawionego w
rogu pomieszczenia tak, by można było z niego obserwować całą salę. – Proszę
zająć miejsce i się rozgościć. Oczywiście, proszę nie krępować się i w razie
chęci wybrać sobie lekturę do posiłku. Zaraz przyniosę państwu kartę napoi, a
którą z kart dań, chcą państwo przejrzeć?
- Włoszczyznę poprosimy. – Odpowiedział czarnowłosy i
spojrzał na mnie. – Ja poproszę wodę z lodem oraz z plasterkami, cytryny i
limonki. A ty, Mała?
- Ja również, poproszę wodę. Taką, jak dla Ciebie. –
Odpowiedziałam spokojnie, nawet na chwilę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Najwyraźniej, nieprzyzwyczajony do takiego zachowania
publicznie kelner, odchrząkną tylko i odszedł. Wpatrując się, w te dziwne i
interesujące oczy, przypomniałam sobie o otaczających mnie półkach. Każdy
stolik, był tak ustawiony, by nie przeszkadzał innym, w oglądaniu zawartości
półek. Dlatego pocałowałam krótko mojego towarzysza i skierowałam się do
mnóstwa książek przede mną. Znalazłam kilka ciekawych pozycji i zabrałam je ze
sobą do stolika. Czerwonooki, na mój widok tylko zachichotał.
- Wiesz, że jeżeli któraś, bardzo Ci się spodoba, możesz ją
kupić? Kiedyś był tu antykwariat. Kiedy dziadek, który się nim zajmował, zmarł.
Przejął to jego wnuk, który skończył szkołę kucharską. Postanowił połączyć
jedno z drugim i najwidoczniej świetnie mu wyszło. Ponieważ już pół roku po
otwarciu, wszystkie książki się rozeszły. Teraz, za każdym razem, gdy komuś
spodoba się jakaś książka, przyjmuję zapłatę „co łaska” i kupuje nowe okazy, z
innych antykwariatów. – Mówił spokojnie Redfox, rozglądając się po
pomieszczeniu. Właśnie wtedy, pojawił się „nasz” kelner z napojami i kartami
dań.
- Mam nadzieję, że podoba się państwu u nas. Panie Gajeelu,
szef kuchni pozdrawia. Na dzisiaj, poleca dania makaronowe. – Ukłonił się, gdy
skończył mówić i zostawił nas na parę minut, byśmy w spokoju wybrali.
- Ja poproszę pozycję numer dwa. Mam szczerą ochotę na
spaghetti. – Powiedziałam spokojnie, oglądając całą kartę. Uwielbiałam to danie
i sama nader często je sobie robiłam.
- Ja wezmę numer siedem. – Wyszukałam spokojnie ten numerek
i przeczytałam, co to. Lasagne, z mięsem, groszkiem i sosem beszamelowym.
- Tak więc, zamawiamy i trochę poczekamy. – Stwierdziłam,
odkładając kartę, by po chwili zabrał ją kelner, odbierając zamówienie. – Czemu
tych trzech chłopców nazwałeś psami? – Zapytałam, z uśmiechem, zaciekawiona
jego doborem słów.
- Są to „gwiazdy” mojego Ojca, który od czasu od czasu, musi
wypuścić ich z apartamentowca na zakupy. Wtedy, zazwyczaj muszę ich
pilnować. Jak już pewne zdążyłaś
zauważyć, większość ludzi się mnie boi. – Stwierdził z uśmiechem, patrząc na
mnie.
- Nie patrz tak! To nie moja wina, że lubię ten twój
uśmiech! – Zawołałam, udając pretensję. – Po za tym, ja zawsze tak miałam. Jak
coś przerażało innych, to mnie się podobało. Nie dziw się więc, że tak a nie
inaczej, reaguję na Ciebie. Nie umiem nad tym zapanować… - Westchnęłam, udając
smutną.
- Jakoś nie widzę, żebyś bardzo smutna z tego powodu
była. Na przykład wczoraj w nocy! – Wypomniał mi. – Albo rano! – Przypomniał
mi, że spędził ze mną całą noc i dużą część ranka. Patrzyliśmy sobie w oczy,
gdy pochylił się do mnie i pocałował. Oddałam ten pocałunek, jak najbardziej
namiętnie, po czym przerwałam go i zaczęłam oglądać wybrane wcześniej książki.
– Jak możesz? – Zapytał zły, choć widziałam, że tylko udaje.
- Czyżby Ci to we mnie przeszkadzało? – Zapytałam niewinnie.
- Och nie… Ja to w Tobie ubóstwiam. – Powiedział, patrząc na
mnie intensywnie.
- Cieszę się… - Udałam obojętną, na to bądź co bądź,
wyznanie.
Narracja Gajeel
Udawała, widziałem to. Mimo wszystko, zabolało. Nie
sądziłem, że Ona będzie chciała tylko seksu. Widocznie się pomyliłem… Jej oczy
błyszczały, usta były lekko uchylone. Zaróżowione policzki, tak bardzo
kontrastujące z bladą cerą. W skupieniu, przyglądała wybrane sobie książki.
Chwilę później przyniesiono nam nasze zamówienia. Zjedliśmy, śmiejąc się i
żartując. Podobał mi się ten wieczór, w pewien sposób był magiczny…
Dochodziła już dziewiąta wieczorem, gdy znowu szliśmy do
centrum. Wcześniej, w telefonie sprawdziłem co leci i na którą jest seans.
Leciała premiera „Trzy metry nad niebem”, a Levy stwierdziła, że to idealny
film na dzisiejszy wieczór, praktycznie noc.
Film, na szczęście minął mi dość szybko. Było kilka
momentów, kiedy i mnie zaciekawił, jednak gdy zrobiło się totalne romansidło,
skupiłem się na Małej. Patrzyła na ekran, jednak wydawała się zamyślona. Kilka
razy, przyłapałem ją na spoglądaniu, na mnie. Udało mi się, ukraść jej kilka
buziaków i przytulać, przez cały seans. Siedząc na kanapie, było łatwiej, niż w
pojedynczych siedzeniach. Właśnie dlatego wolałem boczne miejsca. Gdy wyszliśmy
z kina, było już po jedenastej. Zaproponowałem, więc niebieskowłosej nocleg u
mnie.
-Mała, może zostaniesz u mnie na noc, co?
- Mogłabym, ale w sumie jutro mam lekcje, więc powinnam na
noc wrócić do domu… - Powiedziała, wahając się.
- Czyli chcesz wpaść na chwilę, ale lepiej żebym Cię przed
ranem odwiózł? - Zapytałem z uśmiechem.
- No… Jeżeli to nie problem, to tak by było fajnie… -
Posłała mi słodki uśmieszek i złapała mnie za dłoń. – Chce zobaczyć twoje mieszkanie!
– Zaśmiała się.
Wziąłem ją z zaskoczenia na ręce i pocałowałem namiętnie,
gdy weszliśmy do windy na parking. Całowaliśmy się namiętnie, piętro niżej
dołączyło do nas dwóch chłopaków, w wieku Levy, pewnie. Odstawiłem ją na ziemię
i przytuliłem.
- Mam nadzieję, że jest tam w miarę czystko… - Mruknąłem i
znowu dałem jej buziaka.
- Levy?! – Krzyknęli dwaj chłopcy, którzy wsiedli do windy
na pierwszym piętrze. – Co ty tu robisz?! Co to za facet?! Dlaczego on Cię
całował?!
- Zamknąć się! – Warknęła na nich Mała. – Droy, Jet nie
interesuje mnie wasze zdanie! WY mnie
nie interesujecie! Nie wasz, zasrany interes! To nie żaden facet, tylko MÓJ
CHŁOPAK! A całował mnie, bo tego CHCIAŁAM! W przeciwieństwie do was, JEGO chce!
– Krzyczała, wściekła. Tamci dwaj patrzyli na nią zszokowani. Stwierdzając, że
muszą być to jacyś kretyni, którzy ją wcześniej podrywali. Postanowiłem jej
pomóc. Oplotłem ją ramionami, pokazując blizny po wypadkach. Oparłem głowę, na
jej głowie.
- Ona jest moja… Mam nadzieję, że zapamiętacie. – Mruknąłem,
spokojnie. – A teraz spierdalajcie, tylko ją zdenerwowaliście, a ja miałem
nadzieję, na dobrą zabawę… - Zaśmiałem się, łapiąc ją za biodra i przysuwając
do siebie.
- Jedziemy do Ciebie, musisz mi teraz pomóc się odstresować!
– Powiedziała do mnie niebieskowłosa, odwracając twarz w moją stronę.
- Chętnie pomogę Ci się zrelaksować… - Mruknąłem i znowu ją
pocałowałem. W tym czasie zjechaliśmy na dół i wyszliśmy z windy. Trzymając jej
małą dłoń w mojej, kierowałem się do samochodu. Gdy już go zauważyłem,
wyjąłem kluczyki z kieszeni kurtki. Kochałem swoje samochody, pomimo, że mój
ukochany, grafitowy Mustang Shelby Gt500 rocznik 1967, stoi w naprawie. Do
centrum przyjechałem BMW X6.
Narracja Levy
Wsiedliśmy do tego, jak dla mnie, wielkiego samochodu i
wyjechaliśmy z parkingu. Było już późno, a ruch na drogach wciąż nie zmalał. Po
niecałych dwudziestu minutach, zatrzymaliśmy się pod największym wieżowcem w
mieście. Gajeel, zjechał na podziemny parking i zatrzymał się na miejscu
oznaczonym dużą literą G. Spojrzałam na niego, a on tylko posłał mi swój „uśmieszek”
i puścił oczko.
- Gotowa na szok? – Zapytał mnie. – Bo muszę Ci powiedzieć,
że teraz będzie dziwnie… - Mam nadzieję, że nie wystraszę Cię za bardzo. –
Wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć mi drzwiczki. Gdy to zrobił, od razu
wziął mnie na ręce. – Jak będziesz chciała o coś zapytać, po prostu poczekaj aż
Ci pozwolę. Dobrze? Wiem, że to dziwne, ale nie wiesz wszystkiego, a ja na
dzień dzisiejszy wiele więcej powiedzieć Ci nie mogę.
- Dobrze, po prostu porozmawiamy jak już będziemy u Ciebie. –
Zgodziłam się, choć lekko mnie wystraszył. Pierwszy raz, zastanowiłam się, co
ja z nim robię.
- Tak to dobry pomysł. – Trzymając mnie na rękach, oplotłam
go nogami w pasie i objęłam rękami szyję. Bawiłam się jego włosami na karku i
całowałam go po szyi. Kolejna winda. Trzymał mnie i głaskał jedną dłonią po
plecach i prawym boku. – Mała… proszę, powstrzymaj się na chwilę. Nie chciałbym
Cię wziąć w windzie, do której każdy może wejść… - Zaśmiał się, gdy zrobiłam mu
malinkę pod uchem. – Chce CAŁĄ Ciebie tylko dla siebie, w mojej sypialni, w
moim łóżku…
Po kilkunastu minutach, drzwi windy otworzyły się i
zobaczyłam przed pokój. W mieszkaniu było ciemno i cicho. Czarnowłosy wszedł
pewnie i zapalił światło, zdjął swoją kurtkę i buty, ja też zostawiłam tutaj
moje glany. Wciąż trzymając moją dłoń poprowadził mnie w głąb ciemnego
apartamentu. W kuchni, paliło się przyćmione światło, na stole stała zapakowana
kolacja i karteczka. Gajeel, przeczytał ją i mruknął coś o „dziadu” i prowadził
mnie dalej. Weszliśmy na schody i skręciliśmy w prawo. Weszliśmy do ostatniego pokoju
i wtedy poczułam dłonie Gajeela, na moich biodrach. Nie wiem kiedy, ani jak,
ale włączył muzykę. Była to moja ulubiona ballada Metalicany. Spokojny, basowy
głos, śpiewał o miłości, którą zabrał mu los. Czuć było, że ta piosenka, jest
czymś w rodzaju wyznania bólu i żalu. Kołysaliśmy się wolno, do tego pięknego
utworu. Redfox, całował moją szyję, trzymał moje biodra blisko swoich. Czułam
jak tyłkiem ocieram się o jego krocze… Nie przeszkadzało mi to. Czułam się
szczęśliwa, zrelaksowana i po raz pierwszy od dawna, nie czułam się samotna.
Odwróciła się do niego i pocałowałam zachłannie. Szybko oddał, mój pocałunek i
przygarnął mnie do siebie ściśle. To nie były pocałunki takie jak wczoraj.
Wtedy, oboje myśleliśmy o tym jak o zabawie. Bawiliśmy się sprawiając
przyjemność sobie nawzajem. Dziś, byliśmy siebie spragnieni, stęsknieni, jak
dawni kochankowie, po długiej rozłące. Zachłanne usta, odnajdywały drugie.
Dzikie języki, splatały się w walce o dominację. Ciała, złączone w namiętnym
uścisku. Już po chwili wylądowaliśmy na łóżku. Byłam pod nim, tym ogromnym
ciałem i parzyła mnie żądza jaka nas ogarnęła. Spragniona jego, prosto i szybko
pokazywałam mu, czego pragnę i co ma robić.
***
Narracja Gajeel
Zaspokojeni, leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy. Zapaliłem
małą lampkę i przyniosłem jakieś przekąski. Wiśnie, truskawki i jabłka. Leżałem
i przyglądałem się Levy. Była zadowolona i przyjemnie wyczerpana. Jadła wiśnie,
stwierdzając, że dawno ich nie jadła.
Zjedliśmy owoce, dochodziła już trzecia w nocy… Mała,
stwierdziła, że musi już wracać i chciała zacząć się ubierać.
- Levy… - Położyłem jej dłoń na szyi i zacząłem namawiać. –
Proszę, zostań… Nie zostawiaj mnie tak! Ja chce więcej Ciebie… Jutro rano
odwiózłbym Cię do domu, po rzeczy a później do szkoły… Proszę! Miej serce
kobieto! Litości, moja pani! Nie skazuj swojego sługi na cierpienie! – Zacząłem
udawać, że jest moją królową.
- Gajeele, uspokój się. Jadę do domu, a tym mnie odwieziesz.
– Zaczęłam się śmiać, słysząc moje
słowa. - Koniec dyskusji, mój sługo! A od mojej szkoły, trzymaj się z dala! Nie
chce Cię tam!
- Królowo moja, gdzie twoja dobroć i litościwość! – Jęczałem
jak szczeniak… - Czemu nie chcesz mnie w
swojej szkole? – Zapytałem zaciekawiony.
- Bo po za mną i kilkorgiem moich znajomych są tam same
pojeby i kretyni. – Pierwszy raz usłyszałem przekleństwo z ust Małej… - Zaraz
będą gadać i plotki puszczać. A ja będę musiała ich znosić... - Powiedziała swobodnie, ale na końcu zdania słyszałem smutek w jej głosie.
Śliczny <3
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńRozdziały pojawiać się będą 14 każdego miesiąca :)
Usuń