sobota, 14 lutego 2015

Rozdział I

Ohayo! Oto pierwszy rozdział historii o GajeelxLevy i mam szczerą nadzieję, że się wam spodoba. :) Jakiś czas temu (dwa lata albo rok), wstawiłam pierwszy rozdział tej historii, na mojego innego bloga (który już nie istnieje), o tej samej tematyce. Niestety, brak czasu, skutecznie utrudnił mi dalsze pisanie i rozwijanie tamtego bloga. Więc zapisałam ten fragment na laptopie, z myślą, kiedyś znajdę czas na kontynuację. No i znalazłam! Wreszcie, udało mi się w miarę całkowicie zaplanować całe opowiadanie i już dużą jego część, napisać. Tak więc, dziś daję wam pierwszy rozdział, który może nawet ktoś sobie jako-tako przypomni. Nie ma się czym martwić, na tym jednym się nie skończy. Jako, iż cała historia jest umieszczona w czasach teraźniejszych, musiałam trochę pozmieniać. Kilka faktów związanych z bohaterami, musiałam dodać od siebie, jednak staram się jak najmniej zmieniać.Wydarzenia, pierwszej części opowiadania, będą miały miejsce w roku 2015. Kolejne dwie części będą już w latach pomiędzy 2015-2023. Prosiłabym o zwracanie mi uwagi w komentarzach, na znalezione błędy lub w przypadku, gdy kolor czcionki, będzie utrudniał czytanie. Najważniejsze jest, żeby żaden z czytelników, nie musiał się głowić, jak to przeczytać. Obecnie pierwszy rozdział obejmuje 6 stron w Word. Kolejne rozdziały, starać się będę zamieszczać jednak większe. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.02.2015r. Piątek, wieczór


Stałam właśnie w kolejce, do wejścia na koncert mojego ulubionego zespołu rockowego. Właściwie, to lubiłam tylko ballady, grane i śpiewane, przez ich basistę. Boskiego Metalicanę. Cholernie drogi bilet, zafundował mi tata, za najlepszą średnią w szkole, na koniec pierwszego półrocza. Ubrana, w swoje ulubione czarne glany, czarne rurki i niebieską koszulkę. Czekałam, aż kolejka poruszy się w przód. Byłam podekscytowana i zdenerwowana. W kolejce stałam, już chyba ze dwie godziny, a nie zobaczyłam jeszcze ani jednej dziewczyny! Po za mną. Oczywiście. Trzech facetów przede mną, cały czas żartowało i przepychało się między sobą. Gdy jeden z nich, popchnął mnie przypadkowo, wpadłam na kogoś za mną. Ta osoba przytrzymała mnie za ramiona, ratując przed zaliczeniem gleby. Zdziwiłam się, gdy winowajca odwrócił się i przepraszając mnie, wyglądał jakby miał zejść na zawał.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam! – Wołał do mnie, dosłownie, blady jak ściana. – To przez nich Cię popchnąłem, nie chciałem, nie zrobiłem tego specjalnie!
- Ok… Nic mi się nie stało.  – Odpowiedziałam. Po czym odwróciłam się do osoby, która trzymała mnie za ramiona. Pierwsze co zobaczyłam, to umięśnioną klatkę piersiową, jakiegoś faceta. Później, w oczy, rzuciły mi się długie, czarne włosy. Gdy wzrokiem, dotarłam do twarzy, na chwilę wstrzymałam oddech. – Dziękuję, że mnie złapałeś. – Powiedziałam do niego i uśmiechnęłam się, lekko zakłopotana. Mój wybawiciel, który uratował mnie przed zderzeniem z ziemią, wyglądał jak typowy gangster!!! Prawię całą twarz miał w kolczykach i po trzy w każdym uchu. Jednak najbardziej przerażający, jest jego wyraz twarzy. Wyglądał, jakby cały czas, był na kogoś wściekły.
- Nie ma problemu, Mała. Musisz uważać, bo inaczej Cię tutaj zjedzą. – Po czym uśmiechną się do mnie, co nadało mu jeszcze gorszy wyraz twarzy. Mimo to, teraz przerażał i fascynował jednocześnie. Ja, miałam tak od zawsze. Jeżeli coś było mi zakazane lub mnie przerażało, powodowało, że tym bardziej chciałam mieć z tym styczność.
- Mimo to, dzięki jeszcze raz. Gdyby nie ty, to leżałabym na ziemi. A nie chciałabym, być teraz w tym błocie. – Zaśmiałam się i spojrzałam na jego oczy. Ku mojemu zdziwieniu, okazały się być czerwone z pionowymi źrenicami.
- To na pewno. – Zaśmiał się, troszkę dziwacznie. – Jakie masz miejsce przy scenie? – Zapytał mnie, jakby odruchowo.
- Piąte w pierwszym rzędzie, a ty? – Jak on, to i ja. Mam nadzieję, że wygląd płatnego mordercy, to tylko pierwsze, nietrafione wrażenie. – Zapomniałam się przedstawić. Levy McGarden jestem. – Przedstawiłam się i wyciągnęłam do niego dłoń.
- Szóste, w pierwszym. – Powiedział, podając mi dłoń do uściśnięcia. – Gajeel Redfox. Jak chcesz to, przebijesz się ze mną do naszych miejsc. Myślę, że samej będzie ci ciężko, z takim wzrostem. – I zachichotał, w taki dziwaczny sposób. Zauważyłam, że jego dłoń, duża i szorstka, uścisnęła moją delikatnie. Wydawałoby się, że wręcz z obawą, że zrobi mi krzywdę. Delikatne ciepło, wywołane jego dotykiem, spowodowało dreszcz, który w miły sposób, rozszedł się po całym moim ciele.
- Dzięki za propozycję. Chętnie skorzystam z okazji. Zresztą, pewnie masz rację z tym przebijaniem… - Uśmiechnęłam się blado. Wyobrażając sobie, jakbym musiała się namęczyć, żeby się tam dobić…
- Pewnie mam… Pierwszy raz na koncercie? – Zapytał, przyglądając mi się badawczo.
- Tak. A ty?
- Oj, już nawet nie liczę. – Kolejny chichot. – A dlaczego właśnie, na pierwszy koncert, taka kapela? Rock Dragons, to dość stary zespół…
- Lubię grę ich basisty. A właściwie, ballady w jego wykonaniu są fantastyczne. – Powiedziałam, odruchowo.
-Metalicany?! – Zapytał, jakby nie wierząc w moje słowa. Gdy nie odpowiedziałam, ustał przy mnie i stwierdził. – W sumie, to Ci się nie dziwię. Ja też uwielbiam jego ballady. – A mówiąc to, zmienił swój wyraz twarzy. Teraz, wydawał się lekko zamyślony, jakby pogrążony we wspomnieniach. Nadawało mu to, łagodniejszy wyraz i tworzyło iluzję. Iluzję, dzięki której wyglądał jak artysta, dumający nad swoim nowym dziełem. Przy czym jego ubiór i cechy charakterystyczne, dopełniały cały tego obraz. Kiwnęłam na to tylko głową i dalej czekałam, aż kolejka posunie się do przodu.
Mimo tego, że stałam w pierwszym rzędzie, to praktycznie nic nie widziałam. Co jakiś czas, ktoś mnie popychał lub trącał. Ze trzy razy, dostałam już od kogoś w głowę. A koncert dopiero się zaczął… Gajeel, stał koło mnie i z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w piękne brzmienie solówki na gitarze elektrycznej, którą wykonywał Igneel. Widząc rozanielenie, na jego spokojnej twarzy, postanowiłam, zrobić tak jak on. I rzeczywiście! Nie widząc grających, sceny, tłumu ludzi przed tobą, wsłuchując się tylko. Skupiając całą swoją uwagę, tylko na dźwięku, wydawało się, jakby było się w niebie. Wniebowzięta, kołysałam się w rytm spokojnej ballady, gdy poczułam na moich biodrach czyjeś ręce.
-Widzisz coś? – Zapytał mnie Gajeel.
- Praktycznie nic, ale wsłuchuje się w muzykę. – Powiedziałam głośniej, żeby mnie usłyszał.
- Zamknij oczy i się rozluźnij. Sprawię, że będziesz widzieć wszystko. – Szepną mi do ucha, w dalszym ciągu, trzymając dłonie na moich biodrach, wprawiając je w lekkie kołysanie. „Raz kozie śmierć” Pomyślałam i zamknęłam powieki, rozluźniając całe ciało. Kołysaliśmy się tak, we wspólnym rytmie, aż jego dłonie nie zjechały na moje uda. Za nim jednak zdążyłam zareagować, znalazłam się w powietrzu, by po chwili siedzieć już na jego barkach. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam w dół. Byłam wysoko. Bardzo wysoko. Zauważyłam, że co chwila zerka na mnie.
- Dziękuję! – Zawołałam do niego, pochylając się lekko ku jego twarzy.
-Nie ma sprawy, mała. – Zaśmiał się do mnie i troszkę mocniej łapiąc moje łydki, bym nie spadła. Mając teraz świetny widok na scenę, przyglądałam się wokaliście Igneelowi, basiście Metalicanie i perkusistce, Grandeeney. To była naprawdę fajna kapela. Grali dobrego, starego rocka. A ich ballady, były o niebo lepsze, od innych. Mieli swój styl i swoje brzmienie. Rock Dragons, zespół, który ubóstwiam…
Nie sądziłam, że uda mi się spędzić resztę koncertu na barkach mojego wybawiciela. Dlatego byłam cholernie zdziwiona, gdy właśnie tak było. Po ostatniej piosence, powoli i delikatnie, postawił mnie na ziemi.
- Dziękuję bardzo! Dzięki tobie, świetnie się bawiłam! – Powiedziałam do niego, gdy szliśmy do wyjścia.
-To się cieszę, mała. A teraz co? Taxi i do domku? – Zapytał, zerkając na mnie z tym strasznym uśmiechem.
- Nie… Przejdę się na piechotę. Nie jest jeszcze tak strasznie późno…
- Odwiozę Cię. – Powiedział od razu. – Nie mogę pozwolić, żeby ktoś taki jak ty, wracał sam do domu o trzeciej w nocy! Zwłaszcza o trzeciej w nocy! Zresztą, coś mogłoby Ci się stać…
-A mogę wiedzieć, czym mnie odwieziesz? – Zapytałam.
- Mam motor. Stoi na tyle. Poczekasz na mnie przed klubem, a ja podjadę i się zabierzemy. – Powiedział po chwili namysłu.
- No dobra. Tylko będziesz musiał jechać bardzo ostrożnie, bo jeszcze nigdy nie jechałam motorem… - Przyznałam się, mimo iż sama wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Patrzył o na mnie chwilę, jakby lekko zdziwiony, po czym uśmiechnął się tylko i puścił mi oczko.
- Nie ma się o co martwić. Jestem bardzo rozsądnym kierowcą. Nie pozwolę, żeby stała Ci się jakakolwiek krzywda, podczas jazdy moim motorem. – Mówił to tak rzeczowym i poważnym tonem, że chyba mu nawet uwierzyłam.
- Dobra, a będziesz miał kask dla mnie? – Zapytałam, gdy wyszliśmy już na zewnątrz.
- No. Mam zapasowy zawsze przy sobie, więc go założysz. – Powiedział zwyczajnie. – Poczekaj więc tutaj, a ja pójdę po nasz transport. – Gdy zniknął za barem, rozejrzałam się po okolicy. Było ciemno, na co nie miała żadnego wpływu, nawet latarnia, stojąca niedaleko. Większość osób z koncertu, już gdzieś zniknęło. Zostali już tylko Ci, którzy czekali na podwózkę lub wracali do domu pieszo.
- Hej, panienko! Może umilisz nam trochę czas, co? – Zapytał mnie jakiś facet, śmierdzący alkoholem, szarpiąc za ramię. – Chętnie zabawimy się z tobą! – Zawołał ponownie. Za nim stało jeszcze dwóch jego koleżków, którzy ślinili się do mnie. Ohyda!
- Jak jej nie zostawisz, to ja się z wami zabawię. – Usłyszałam za sobą, groźny głos. Po chwili, czyjeś ręce oplotły moją talię, a Ci którzy mnie zaczepiali, zaczęli uciekać. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Gajeel. – Mała, ty masz dzisiaj chyba strasznego pecha. – Stwierdził, nadal mnie przytulając.
- Czemu tak sądzisz? – Zapytałam go.
- Cały czas ktoś Cię zaczepia. – Stwierdził, po raz kolejny.
- A ty cały czas mnie ratujesz. – Powiedziałam odruchowo. A on się zaśmiał, słysząc moje słowa. – Wcale nie tak źle.
-No jeżeli tak na to spojrzeć, to nawet dobrze. – Szepnął mi na ucho, mocniej przyciskając moje plecy do swojego brzucha. Zamruczałam tylko, bo zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Redfox, za to od razu po tym odsunął się ode mnie. Za nim się odwróciłam, podał mi swoją bluzę. – Ubierz. Widzę jak się trzęsiesz, a na motorze i tak będzie jeszcze zimniej. – Posłał mi kolejny uśmiech. – O mnie się nie martw, mam jeszcze kurtkę. – Powiedział od razu, gdy chciałam zapytać, czy mu nie będzie zimno.
- Dziękuję. – Szepnęłam i zaczęłam iść za nim, do jego maszyny. Gdy zobaczyłam, czarnego ścigacza z namalowanym smokiem na przedzie, którego oczami były reflektory, przełknęłam głośno ślinę. Zaczęłam się zastanawiać, który to już raz mu dziś podziękowałam. – Gajeel, czy ty na pewno jesteś pewien, że nic mi się nie stanie? – Zapytałam, pokazując jak bardzo przerażona jestem, perspektywą, jazdy na motorze.
- Podejdź do mnie. – Powiedział, gdy usiadł na swoim miejscu. Gdy zrobiłam to, o co mnie prosił, kontynuował. – Uwierz mi, że będę jechał powoli i bezpiecznie. Nic Ci się nie stanie. Złapiesz się moich pleców, zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie cokolwiek tylko zechcesz. Będzie dobrze, obiecuję. – Jego spokojny ton, cichy, chrapliwy głos, powodował, że zaczynałam mu wierzyć na słowo. – Jak boisz się tak bardzo, bardzo, to siadaj przede mną. Wtedy może będziesz czuła się bezpieczniej. – Zaproponował mi, głaszcząc wielką dłonią, po mojej malutkiej głowie.
-NIE! Już wolę siedzieć z tyłu! Zamknę oczy, przytulę się do twoich pleców i postaram się zapomnieć, że jadę motorem. – Powiedziałam od razu, na co on tylko się zaśmiał.
-No to wsiadaj i jedziemy. – Gdy po wytłumaczeniu mi, jak założyć kask, wsiadłam za niego na tą straszną maszynę, powiedział. – Jak nie masz nic przeciwko, zajedziemy jeszcze w dwa miejsce, zanim Cię odwiozę, ok?
-Jasne, nie mam nic przeciwko. Obyś mnie tylko odwiózł do domu. – Zgodziłam się, dziękuję Bogu, za to, że ktoś chce mnie odwieźć do domu. Złapałam się jego pleców, ale on odwrócił się do mnie i zaśmiał.
-Wsadź ręce pod kurtkę i złap się koszulki. Tak będzie mi wygodniej, a tobie cieplej. – Stwierdził i jedną moja dłoń, położył sobie na brzuchu. Sama już, dołączyłam do niej drugą i ścisnęłam jego ubranie. Doskonale było widać, jak bardzo się boję. Przycisnęłam głowę w kasku do jego pleców, a on w tym czasie odpalił motor. Gdy ruszyliśmy, pisnęłam wystraszona. Jednak uspokoiłam się po chwili, czując jedną dłoń chłopaka, na moich, wczepionych w jego koszulkę. Uspokojona tym gestem, rozluźniłam się i odprężyłam. Po jakichś piętnastu minutach, spokojnie skręcił w prawo, po czym znowu w prawo, chwilę później w lewo, znowu w prawo, lewo, prawo, prawo, lewo i już nie wiedziałam jak wrócić do klubu, w którym był koncert. Po kolejnych piętnastu minutach, zatrzymał się przed jakimś barem. – Głodna? – Zapytał, a odpowiedzi udzielił mu mój brzuch, głośno burcząc.
- Trochę. – Przyznałam, dostając dość dużych rumieńców.
-Mały hamburger? – Zapytał w śmiechu.
-Nie waż się komukolwiek o tym powiedzieć, bo Cię zabije! - Odpowiedziałam, na co on zachichotał jak czubek. Czekałam na niego z dziesięć minut, ale opłacało się. Ten „Mały” hamburger, okazał się wcale nie taki mały. Jednak, i tak był malutki w porównaniu do tego, który zamówił sobie Gajeel. Jedliśmy, śmiejąc się i rozmawiając, o muzyce. Dowiedziałam się, że większość moich ulubionych zespołów, to również i jego. Z nim, mimo iż zawsze lekko speszona, czułam się bezpieczna. Później, znowu wsiedliśmy na jego motor i pojechaliśmy w drugie miejsce, o którym mówił wcześniej. W sumie, to wiedziałam, że miejsce to, może nie za bardzo mi się spodobać. Jechaliśmy prawie godzinę. Gdy maszyna zatrzymała się, zdjęłam kask i zobaczyłam czarnowłosego nade mną.
-Mała, posiedź na Ryuu (Smok, po japońsku), a ja skoczę na chwilę do znajomego i załatwię swoje sprawy. – Mówiąc to, pochylał się naprawdę blisko mnie. Właściwie, patrzył mi w oczy i prawie stykaliśmy się nosami. – Jakby ktoś się pytał, to jesteś tu ze mną i na mnie czekasz. – Ku mojemu zdziwieniu, pocałował mnie w czoło, wytarmosił dłonią po włosach i odszedł. Rozejrzałam się i zobaczyłam różową czuprynę, dobrze znanego mi chłopaka. Natsu. Nie wiedziałam, że też jeździ. Wiedziałam już, co to za miejsce. To spotkanie, ludzi biorących udział w wyścigach. Nielegalnych, oczywiście. Gdy czekałam tak, na mojego dzisiejszego szofera, podszedło do mnie kilku facetów.
-Ej ty! Czy ty wiesz, na czyim cudeńku siedzisz? Zdajesz sobie sprawę, że możesz za to zginąć? – Pytali, jeden przez drugiego i zbliżali się coraz bardziej.
-Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym jakiś problem? – Udałam, że wcale się ich nie boję i olewam ich zdanie. Udało się. Na te słowa, od razu odeszli, zostawiając mnie w spokoju.
- Levy?! – Usłyszałam krzyk za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam zszokowanego Dragneela. – Nigdy, nie powiedziałbym, że zobaczę Cię w takim miejscu! Co ty tu właściwie robisz? I na czyim cudeńku siedzisz?
-Natsu. Ja też normalnie, nie powiedziałabym, że kiedyś pojawię się w takim miejscu. Jednak tak wyszło i nie ma co się nad tym jakoś długo rozwodzić. – Stwierdziłam. Chłopak, oglądał motor, na którym siedziałam.
-To Ryuu? – Zapytał, jakby przestraszony.
-Chyba tak. Znaczy, to motor Gajeela. – Odpowiedziałam szczerze i lekko.
 - Co?! – Ryknął zły. – Jak to Jego motor?!
- No, jego. Tak po prostu. Gajeele, odwozi mnie do domu, jednak najpierw zajechaliśmy tutaj, bo ma coś do załatwienia. – Udzieliłam mu odpowiedzi.
- Jakiś problem, w tym jest? – Zapytał nagle Redfox, stojący za nami.
-Oczywiście, że nie! – Krzyknął Natsu i uciekł, jakby w obawie przed moim nowym znajomym.
-Szybko Ci poszło. – Powiedziałam. – Zajeżdżamy gdzieś jeszcze, czy jedziemy teraz do mnie? – Zapytałam, za nim zdałam sobie sprawę, jak dwuznaczne jest to pytanie.
-Tak, szybko. – Przyznał. – Już nigdzie nie jedziemy. Teraz kierujemy się prosto do Ciebie. – Powiedział normalnie, nie zwracając na podsłuchujący za nami mały tłumek ciekawskich. Znowu mnie pocałował, tyle że teraz w policzek i wsiadł na swojego smoka. – Włóż kask. Z tond, musimy szybko wyjechać. – Ostrzegł mnie, ruszając.
Wyjechaliśmy z tam tond, szybko. Bardzo szybko. Przerażająco szybko. Pisnęłam, gdy się rozpędzał i wczepiłam w jego koszulkę, na brzuchu. Na szczęście, gdy tylko wjechaliśmy za zakręt, zwolnił i znowu głaskał moje dłonie, dodając mi otuchy. Jechaliśmy, kilka przecznic, aż wjechaliśmy, do głównej części miasta. Po kilku minutach, zatrzymał nas jakiś policjant, każąc nam zjechać na po boczę.
-Witam! Czy mogę prosić o prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu?  – Powiedział do Gajeela, policjant, gdy ten zdążył tylko zdjąć kask.
- Dobrze. Już wyciągam i podaję. – Zgodził się i zaraz podał mu to wszystko. – Mała, podaj mi swój adres. Żebym wiedział, gdzie jechać. – Zaśmiał się do mnie, odwracając głowę do tyłu.
-Aleja Magnolii 69. Na samym początku. Błękitny dom, wyróżniający się bardzo. – Odpowiedziałam.
- Dobrze. Dokumenty sprawdzone, wszystko porządku. Dobranoc. I bezpiecznego powrotu do domu. – Pożegnał się z nami pan policjant i oddał dokumenty mojemu „szoferowi”.
-Dobranoc. – Odpowiedział czerwonooki. – Mała, fajny masz adres… - Zaśmiał się do mnie, a ja nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
Jechaliśmy dość długo, bo mieszkałam po drugiej stronie miasta, jednak nie żałowałam tego. Przytulając jego ciepłe plecy, było mi dobrze i ciepło. Nasze miasto, Fiore, nocą wyglądało przepięknie. Po jakimś czasie, minęliśmy moją szkołę, przez co zaśmiałam się cicho. Zamknięta na weekend, cicha, opuszczona. Tak powinna wyglądać zawsze. Lubiłam się uczyć, poznawać nowe rzeczy, odkrywać tajemnice świata, ale nie lubiłam szkoły. Była zazwyczaj nudna i mało przydatna. Zauważyłam, że Gajeel, wjechał na moją ulicę. Po chwili, wjechaliśmy na podjazd i zatrzymał motor. Gdy tylko złapał równowagę, zgasił go i zdjął kask.
-No to jesteśmy. Troszkę później, niż powinniśmy, ale jesteśmy. – Zaśmiał się do mnie.
-Tak, dzięki bardzo, że mnie odwiozłeś. To miłe. – Powiedziałam do niego, gdy ustałam już koło Ryuu. – A, no i dzięki za hamburgera. – Dopowiedziałam.
- Mała, przynajmniej wiem, że nic Ci się nie stało i dotarłaś bezpiecznie do domu. – Mówiąc to, wyciągnął do mnie rękę. – Podejdź jeszcze na chwilę… - Gdy to zrobiłam, przyciągnął mnie do siebie i ...

3 komentarze:

  1. To jest takie sweet. No fajnie widzieć ze blogow o mojej ulubionej parze jest coraz więcej. No ciekawie się zapowiada, fajnie przedstawiłaś postacie:D Za co duży plus, pomyłek owych nie zauważyłam, to kolejny plusik do kolekcji. Czekam na następny rozdzial. A właśnie co oznacza to "i..." na końcu, on ja pocałuję czy przytuli, a może da numer. Trzeba trochę pomyśleć. Ale tak, czekam na next, życzę weeenki i zdrówka.

    Ps. Zapraszam do siebie: http://fairytailmiloscsmoczychzabujcow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę wylewała się z tego masa słodkości, ale nie narzekam. Tylko ta kursywa mnie lekko razi w oczy i ciężej mi przez to czytać, bo i tak już noszę okulary, więc trochę takie niekomfortowe dla mnie. Obrazki w środku rozdziałów z niewiadomych powodów zawsze mnie irytowały i nic tego nie zmieni.
    Tak jakoś Gajeel w ogóle mi niego nie przypominał. Za miły :D
    Jakoś tak na początku znajomości pocałunek czy jakiekolwiek czułości są nie na miejscu. Levy jest rozsądną kobieciną i to jakoś po prostu no... Nie pasuję? Jedyne co mi przychodzi na myśl, że Gajeel zepsuję całą wypracowaną atmosferę jakimś głupim tekstem albo zrobią to rodzice McGarden.xD
    W każdym razie witaj jako jedna z autorek blogów o GaLevy. Możemy se podać rękę.xD
    Pozdrawiam Lavana Zoro :)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG boski rozdział. Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń

Prosiłabym o nie używanie słownictwa wulgarnego oraz nie obrażanie nikogo. Wymagana kultura słowa.