Ohayo! Oto pierwszy rozdział historii o GajeelxLevy i mam szczerą nadzieję, że się wam spodoba. :) Jakiś czas temu (dwa lata albo rok), wstawiłam pierwszy rozdział tej historii, na mojego innego bloga (który już nie istnieje), o tej samej tematyce. Niestety, brak czasu, skutecznie utrudnił mi dalsze pisanie i rozwijanie tamtego bloga. Więc zapisałam ten fragment na laptopie, z myślą, kiedyś znajdę czas na kontynuację. No i znalazłam! Wreszcie, udało mi się w miarę całkowicie zaplanować całe opowiadanie i już dużą jego część, napisać. Tak więc, dziś daję wam pierwszy rozdział, który może nawet ktoś sobie jako-tako przypomni. Nie ma się czym martwić, na tym jednym się nie skończy. Jako, iż cała historia jest umieszczona w czasach teraźniejszych, musiałam trochę pozmieniać. Kilka faktów związanych z bohaterami, musiałam dodać od siebie, jednak staram się jak najmniej zmieniać.Wydarzenia, pierwszej części opowiadania, będą miały miejsce w roku 2015. Kolejne dwie części będą już w latach pomiędzy 2015-2023. Prosiłabym o zwracanie mi uwagi w komentarzach, na znalezione błędy lub w przypadku, gdy kolor czcionki, będzie utrudniał czytanie. Najważniejsze jest, żeby żaden z czytelników, nie musiał się głowić, jak to przeczytać. Obecnie pierwszy rozdział obejmuje 6 stron w Word. Kolejne rozdziały, starać się będę zamieszczać jednak większe.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
06.02.2015r. Piątek, wieczór
Stałam właśnie w kolejce, do wejścia na koncert mojego
ulubionego zespołu rockowego. Właściwie, to lubiłam tylko ballady, grane i
śpiewane, przez ich basistę. Boskiego Metalicanę. Cholernie drogi bilet,
zafundował mi tata, za najlepszą średnią w szkole, na koniec pierwszego
półrocza. Ubrana, w swoje ulubione czarne glany, czarne rurki i niebieską
koszulkę. Czekałam, aż kolejka poruszy się w przód. Byłam podekscytowana i
zdenerwowana. W kolejce stałam, już chyba ze dwie godziny, a nie zobaczyłam jeszcze ani
jednej dziewczyny! Po za mną. Oczywiście. Trzech facetów przede mną, cały czas
żartowało i przepychało się między sobą. Gdy jeden z nich, popchnął mnie przypadkowo,
wpadłam na kogoś za mną. Ta osoba przytrzymała mnie za ramiona, ratując przed
zaliczeniem gleby. Zdziwiłam się, gdy winowajca odwrócił się i przepraszając
mnie, wyglądał jakby miał zejść na zawał.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam! – Wołał do mnie, dosłownie, blady jak ściana. – To
przez nich Cię popchnąłem, nie chciałem, nie zrobiłem tego specjalnie!
- Ok… Nic mi się nie stało.
– Odpowiedziałam. Po czym odwróciłam się do osoby, która trzymała mnie
za ramiona. Pierwsze co zobaczyłam, to umięśnioną klatkę piersiową, jakiegoś faceta.
Później, w oczy, rzuciły mi się długie, czarne włosy. Gdy wzrokiem, dotarłam do
twarzy, na chwilę wstrzymałam oddech. – Dziękuję, że mnie złapałeś. –
Powiedziałam do niego i uśmiechnęłam się, lekko zakłopotana. Mój wybawiciel,
który uratował mnie przed zderzeniem z ziemią, wyglądał jak typowy gangster!!!
Prawię całą twarz miał w kolczykach i po trzy w każdym uchu. Jednak najbardziej
przerażający, jest jego wyraz twarzy. Wyglądał, jakby cały czas, był na kogoś
wściekły.
- Nie ma problemu, Mała. Musisz uważać, bo inaczej Cię tutaj
zjedzą. – Po czym uśmiechną się do mnie, co nadało mu jeszcze gorszy wyraz
twarzy. Mimo to, teraz przerażał i fascynował jednocześnie. Ja, miałam tak od
zawsze. Jeżeli coś było mi zakazane lub mnie przerażało, powodowało, że tym
bardziej chciałam mieć z tym styczność.
- Mimo to, dzięki jeszcze raz. Gdyby nie ty, to leżałabym na
ziemi. A nie chciałabym, być teraz w tym błocie. – Zaśmiałam się i spojrzałam
na jego oczy. Ku mojemu zdziwieniu, okazały się być czerwone z pionowymi
źrenicami.
- To na pewno. – Zaśmiał się, troszkę dziwacznie. – Jakie
masz miejsce przy scenie? – Zapytał mnie, jakby odruchowo.
- Piąte w pierwszym rzędzie, a ty? – Jak on, to i ja. Mam
nadzieję, że wygląd płatnego mordercy, to tylko pierwsze, nietrafione wrażenie.
– Zapomniałam się przedstawić. Levy McGarden jestem. – Przedstawiłam się i
wyciągnęłam do niego dłoń.
- Szóste, w pierwszym. – Powiedział, podając mi dłoń do
uściśnięcia. – Gajeel Redfox. Jak chcesz to, przebijesz się ze mną do naszych
miejsc. Myślę, że samej będzie ci ciężko, z takim wzrostem. – I zachichotał, w
taki dziwaczny sposób. Zauważyłam, że jego dłoń, duża i szorstka, uścisnęła moją
delikatnie. Wydawałoby się, że wręcz z obawą, że zrobi mi krzywdę. Delikatne
ciepło, wywołane jego dotykiem, spowodowało dreszcz, który w miły sposób,
rozszedł się po całym moim ciele.
- Dzięki za propozycję. Chętnie skorzystam z okazji.
Zresztą, pewnie masz rację z tym przebijaniem… - Uśmiechnęłam się blado. Wyobrażając
sobie, jakbym musiała się namęczyć, żeby się tam dobić…
- Pewnie mam… Pierwszy raz na koncercie? – Zapytał,
przyglądając mi się badawczo.
- Tak. A ty?
- Oj, już nawet nie liczę. – Kolejny chichot. – A dlaczego
właśnie, na pierwszy koncert, taka kapela? Rock Dragons, to dość stary zespół…
- Lubię grę ich basisty. A właściwie, ballady w jego
wykonaniu są fantastyczne. – Powiedziałam, odruchowo.
-Metalicany?! – Zapytał, jakby nie wierząc w moje słowa. Gdy
nie odpowiedziałam, ustał przy mnie i stwierdził. – W sumie, to Ci się nie
dziwię. Ja też uwielbiam jego ballady. – A mówiąc to, zmienił swój wyraz
twarzy. Teraz, wydawał się lekko zamyślony, jakby pogrążony we wspomnieniach.
Nadawało mu to, łagodniejszy wyraz i tworzyło iluzję. Iluzję, dzięki której
wyglądał jak artysta, dumający nad swoim nowym dziełem. Przy czym jego ubiór i
cechy charakterystyczne, dopełniały cały tego obraz. Kiwnęłam na to tylko głową
i dalej czekałam, aż kolejka posunie się do przodu.
Mimo tego, że stałam w pierwszym rzędzie, to praktycznie nic
nie widziałam. Co jakiś czas, ktoś mnie popychał lub trącał. Ze trzy razy,
dostałam już od kogoś w głowę. A koncert dopiero się zaczął… Gajeel, stał koło
mnie i z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w piękne brzmienie solówki na
gitarze elektrycznej, którą wykonywał Igneel. Widząc rozanielenie, na jego
spokojnej twarzy, postanowiłam, zrobić tak jak on. I rzeczywiście! Nie widząc
grających, sceny, tłumu ludzi przed tobą, wsłuchując się tylko. Skupiając całą
swoją uwagę, tylko na dźwięku, wydawało się, jakby było się w niebie. Wniebowzięta,
kołysałam się w rytm spokojnej ballady, gdy poczułam na moich biodrach czyjeś
ręce.
-Widzisz coś? – Zapytał mnie Gajeel.
- Praktycznie nic, ale wsłuchuje się w muzykę. –
Powiedziałam głośniej, żeby mnie usłyszał.
- Zamknij oczy i się rozluźnij. Sprawię, że będziesz widzieć
wszystko. – Szepną mi do ucha, w dalszym ciągu, trzymając dłonie na moich
biodrach, wprawiając je w lekkie kołysanie. „Raz kozie śmierć” Pomyślałam i
zamknęłam powieki, rozluźniając całe ciało. Kołysaliśmy się tak, we wspólnym rytmie,
aż jego dłonie nie zjechały na moje uda. Za nim jednak zdążyłam zareagować,
znalazłam się w powietrzu, by po chwili siedzieć już na jego barkach.
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam w dół. Byłam wysoko. Bardzo wysoko.
Zauważyłam, że co chwila zerka na mnie.
- Dziękuję! – Zawołałam do niego, pochylając się lekko ku
jego twarzy.
-Nie ma sprawy, mała. – Zaśmiał się do mnie i troszkę
mocniej łapiąc moje łydki, bym nie spadła. Mając teraz świetny widok na scenę,
przyglądałam się wokaliście Igneelowi, basiście Metalicanie i perkusistce,
Grandeeney. To była naprawdę fajna kapela. Grali dobrego, starego rocka. A ich
ballady, były o niebo lepsze, od innych. Mieli swój styl i swoje brzmienie.
Rock Dragons, zespół, który ubóstwiam…
Nie sądziłam, że uda mi się spędzić resztę koncertu na
barkach mojego wybawiciela. Dlatego byłam cholernie zdziwiona, gdy właśnie tak
było. Po ostatniej piosence, powoli i delikatnie, postawił mnie na ziemi.
- Dziękuję bardzo! Dzięki tobie, świetnie się bawiłam! –
Powiedziałam do niego, gdy szliśmy do wyjścia.
-To się cieszę, mała. A teraz co? Taxi i do domku? –
Zapytał, zerkając na mnie z tym strasznym uśmiechem.
- Nie… Przejdę się na piechotę. Nie jest jeszcze tak
strasznie późno…
- Odwiozę Cię. – Powiedział od razu. – Nie mogę pozwolić,
żeby ktoś taki jak ty, wracał sam do domu o trzeciej w nocy! Zwłaszcza o
trzeciej w nocy! Zresztą, coś mogłoby Ci się stać…
-A mogę wiedzieć, czym mnie odwieziesz? – Zapytałam.
- Mam motor. Stoi na tyle. Poczekasz na mnie przed klubem, a
ja podjadę i się zabierzemy. – Powiedział po chwili namysłu.
- No dobra. Tylko będziesz musiał jechać bardzo ostrożnie,
bo jeszcze nigdy nie jechałam motorem… - Przyznałam się, mimo iż sama
wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Patrzył o na mnie chwilę, jakby lekko
zdziwiony, po czym uśmiechnął się tylko i puścił mi oczko.
- Nie ma się o co martwić. Jestem bardzo rozsądnym kierowcą.
Nie pozwolę, żeby stała Ci się jakakolwiek krzywda, podczas jazdy moim motorem.
– Mówił to tak rzeczowym i poważnym tonem, że chyba mu nawet uwierzyłam.
- Dobra, a będziesz miał kask dla mnie? – Zapytałam, gdy
wyszliśmy już na zewnątrz.
- No. Mam zapasowy zawsze przy sobie, więc go założysz. –
Powiedział zwyczajnie. – Poczekaj więc tutaj, a ja pójdę po nasz transport. –
Gdy zniknął za barem, rozejrzałam się po okolicy. Było ciemno, na co nie miała
żadnego wpływu, nawet latarnia, stojąca niedaleko. Większość osób z koncertu,
już gdzieś zniknęło. Zostali już tylko Ci, którzy czekali na podwózkę lub
wracali do domu pieszo.
- Hej, panienko! Może umilisz nam trochę czas, co? – Zapytał
mnie jakiś facet, śmierdzący alkoholem, szarpiąc za ramię. – Chętnie zabawimy
się z tobą! – Zawołał ponownie. Za nim stało jeszcze dwóch jego koleżków,
którzy ślinili się do mnie. Ohyda!
- Jak jej nie zostawisz, to ja się z wami zabawię. –
Usłyszałam za sobą, groźny głos. Po chwili, czyjeś ręce oplotły moją talię, a
Ci którzy mnie zaczepiali, zaczęli uciekać. Odwróciłam głowę i zobaczyłam
Gajeel. – Mała, ty masz dzisiaj chyba strasznego pecha. – Stwierdził, nadal
mnie przytulając.
- Cały czas ktoś Cię zaczepia. – Stwierdził, po raz kolejny.
- A ty cały czas mnie ratujesz. – Powiedziałam odruchowo. A
on się zaśmiał, słysząc moje słowa. – Wcale nie tak źle.
-No jeżeli tak na to spojrzeć, to nawet dobrze. – Szepnął mi
na ucho, mocniej przyciskając moje plecy do swojego brzucha. Zamruczałam tylko,
bo zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Redfox, za to od razu po tym odsunął się
ode mnie. Za nim się odwróciłam, podał mi swoją bluzę. – Ubierz. Widzę jak się
trzęsiesz, a na motorze i tak będzie jeszcze zimniej. – Posłał mi kolejny
uśmiech. – O mnie się nie martw, mam jeszcze kurtkę. – Powiedział od razu, gdy
chciałam zapytać, czy mu nie będzie zimno.
- Dziękuję. – Szepnęłam i zaczęłam iść za nim, do jego
maszyny. Gdy zobaczyłam, czarnego ścigacza z namalowanym smokiem na przedzie,
którego oczami były reflektory, przełknęłam głośno ślinę. Zaczęłam się
zastanawiać, który to już raz mu dziś podziękowałam. – Gajeel, czy ty na pewno
jesteś pewien, że nic mi się nie stanie? – Zapytałam, pokazując jak bardzo
przerażona jestem, perspektywą, jazdy na motorze.
- Podejdź do mnie. – Powiedział, gdy usiadł na swoim
miejscu. Gdy zrobiłam to, o co mnie prosił, kontynuował. – Uwierz mi, że będę
jechał powoli i bezpiecznie. Nic Ci się nie stanie. Złapiesz się moich pleców,
zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie cokolwiek tylko zechcesz. Będzie dobrze,
obiecuję. – Jego spokojny ton, cichy, chrapliwy głos, powodował, że zaczynałam
mu wierzyć na słowo. – Jak boisz się tak bardzo, bardzo, to siadaj przede mną.
Wtedy może będziesz czuła się bezpieczniej. – Zaproponował mi, głaszcząc wielką
dłonią, po mojej malutkiej głowie.
-NIE! Już wolę siedzieć z tyłu! Zamknę oczy, przytulę się do
twoich pleców i postaram się zapomnieć, że jadę motorem. – Powiedziałam od
razu, na co on tylko się zaśmiał.
-No to wsiadaj i jedziemy. – Gdy po wytłumaczeniu mi, jak
założyć kask, wsiadłam za niego na tą straszną maszynę, powiedział. – Jak nie
masz nic przeciwko, zajedziemy jeszcze w dwa miejsce, zanim Cię odwiozę, ok?
-Jasne, nie mam nic przeciwko. Obyś mnie tylko odwiózł do
domu. – Zgodziłam się, dziękuję Bogu, za to, że ktoś chce mnie odwieźć do domu.
Złapałam się jego pleców, ale on odwrócił się do mnie i zaśmiał.
-Wsadź ręce pod kurtkę i złap się koszulki. Tak będzie mi
wygodniej, a tobie cieplej. – Stwierdził i jedną moja dłoń, położył sobie na
brzuchu. Sama już, dołączyłam do niej drugą i ścisnęłam jego ubranie. Doskonale
było widać, jak bardzo się boję. Przycisnęłam głowę w kasku do jego pleców, a
on w tym czasie odpalił motor. Gdy ruszyliśmy, pisnęłam wystraszona. Jednak
uspokoiłam się po chwili, czując jedną dłoń chłopaka, na moich, wczepionych w
jego koszulkę. Uspokojona tym gestem, rozluźniłam się i odprężyłam. Po jakichś
piętnastu minutach, spokojnie skręcił w prawo, po czym znowu w prawo, chwilę
później w lewo, znowu w prawo, lewo, prawo, prawo, lewo i już nie wiedziałam
jak wrócić do klubu, w którym był koncert. Po kolejnych piętnastu minutach,
zatrzymał się przed jakimś barem. – Głodna? – Zapytał, a odpowiedzi udzielił mu
mój brzuch, głośno burcząc.
- Trochę. – Przyznałam, dostając dość dużych rumieńców.
-Mały hamburger? – Zapytał w śmiechu.
-Nie waż się komukolwiek o tym powiedzieć, bo Cię zabije! -
Odpowiedziałam, na co on zachichotał jak czubek. Czekałam na niego z dziesięć
minut, ale opłacało się. Ten „Mały” hamburger, okazał się wcale nie taki mały.
Jednak, i tak był malutki w porównaniu do tego, który zamówił sobie Gajeel.
Jedliśmy, śmiejąc się i rozmawiając, o muzyce. Dowiedziałam się, że większość
moich ulubionych zespołów, to również i jego. Z nim, mimo iż zawsze lekko speszona,
czułam się bezpieczna. Później, znowu wsiedliśmy na jego motor i pojechaliśmy w
drugie miejsce, o którym mówił wcześniej. W sumie, to wiedziałam, że miejsce
to, może nie za bardzo mi się spodobać. Jechaliśmy prawie godzinę. Gdy maszyna
zatrzymała się, zdjęłam kask i zobaczyłam czarnowłosego nade mną.
-Mała, posiedź na Ryuu (Smok, po japońsku), a ja skoczę na
chwilę do znajomego i załatwię swoje sprawy. – Mówiąc to, pochylał się naprawdę
blisko mnie. Właściwie, patrzył mi w oczy i prawie stykaliśmy się nosami. –
Jakby ktoś się pytał, to jesteś tu ze mną i na mnie czekasz. – Ku mojemu
zdziwieniu, pocałował mnie w czoło, wytarmosił dłonią po włosach i odszedł.
Rozejrzałam się i zobaczyłam różową czuprynę, dobrze znanego mi chłopaka.
Natsu. Nie wiedziałam, że też jeździ. Wiedziałam już, co to za miejsce. To
spotkanie, ludzi biorących udział w wyścigach. Nielegalnych, oczywiście. Gdy czekałam
tak, na mojego dzisiejszego szofera, podszedło do mnie kilku facetów.
-Ej ty! Czy ty wiesz, na czyim cudeńku siedzisz? Zdajesz
sobie sprawę, że możesz za to zginąć? – Pytali, jeden przez drugiego i zbliżali
się coraz bardziej.
-Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym
jakiś problem? – Udałam, że wcale się ich nie boję i olewam ich zdanie. Udało
się. Na te słowa, od razu odeszli, zostawiając mnie w spokoju.
- Levy?! – Usłyszałam krzyk za sobą. Odwróciłam się i
zobaczyłam zszokowanego Dragneela. – Nigdy, nie powiedziałbym, że zobaczę Cię w
takim miejscu! Co ty tu właściwie robisz? I na czyim cudeńku siedzisz?
-Natsu. Ja też normalnie, nie powiedziałabym, że kiedyś
pojawię się w takim miejscu. Jednak tak wyszło i nie ma co się nad tym jakoś
długo rozwodzić. – Stwierdziłam. Chłopak, oglądał motor, na którym siedziałam.
-To Ryuu? – Zapytał, jakby przestraszony.
-Chyba tak. Znaczy, to motor Gajeela. – Odpowiedziałam
szczerze i lekko.
- Co?! – Ryknął zły.
– Jak to Jego motor?!
- No, jego. Tak po prostu. Gajeele, odwozi mnie do domu,
jednak najpierw zajechaliśmy tutaj, bo ma coś do załatwienia. – Udzieliłam mu
odpowiedzi.
- Jakiś problem, w tym jest? – Zapytał nagle Redfox, stojący
za nami.
-Oczywiście, że nie! – Krzyknął Natsu i uciekł, jakby w
obawie przed moim nowym znajomym.
-Szybko Ci poszło. – Powiedziałam. – Zajeżdżamy gdzieś
jeszcze, czy jedziemy teraz do mnie? – Zapytałam, za nim zdałam sobie sprawę, jak
dwuznaczne jest to pytanie.
-Tak, szybko. – Przyznał. – Już nigdzie nie jedziemy. Teraz
kierujemy się prosto do Ciebie. – Powiedział normalnie, nie zwracając na
podsłuchujący za nami mały tłumek ciekawskich. Znowu mnie pocałował, tyle że
teraz w policzek i wsiadł na swojego smoka. – Włóż kask. Z tond, musimy szybko
wyjechać. – Ostrzegł mnie, ruszając.
Wyjechaliśmy z tam tond, szybko. Bardzo szybko. Przerażająco
szybko. Pisnęłam, gdy się rozpędzał i wczepiłam w jego koszulkę, na brzuchu. Na
szczęście, gdy tylko wjechaliśmy za zakręt, zwolnił i znowu głaskał moje
dłonie, dodając mi otuchy. Jechaliśmy, kilka przecznic, aż wjechaliśmy, do
głównej części miasta. Po kilku minutach, zatrzymał nas jakiś policjant, każąc
nam zjechać na po boczę.
-Witam! Czy mogę prosić o prawo jazdy i dowód rejestracyjny
pojazdu? – Powiedział do Gajeela,
policjant, gdy ten zdążył tylko zdjąć kask.
- Dobrze. Już wyciągam i podaję. – Zgodził się i zaraz podał
mu to wszystko. – Mała, podaj mi swój adres. Żebym wiedział, gdzie jechać. –
Zaśmiał się do mnie, odwracając głowę do tyłu.
-Aleja Magnolii 69. Na samym początku. Błękitny dom,
wyróżniający się bardzo. – Odpowiedziałam.
- Dobrze. Dokumenty sprawdzone, wszystko porządku. Dobranoc.
I bezpiecznego powrotu do domu. – Pożegnał się z nami pan policjant i oddał dokumenty
mojemu „szoferowi”.
-Dobranoc. – Odpowiedział czerwonooki. – Mała, fajny masz
adres… - Zaśmiał się do mnie, a ja nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
Jechaliśmy dość długo, bo mieszkałam po drugiej stronie
miasta, jednak nie żałowałam tego. Przytulając jego ciepłe plecy, było mi
dobrze i ciepło. Nasze miasto, Fiore, nocą wyglądało przepięknie. Po jakimś
czasie, minęliśmy moją szkołę, przez co zaśmiałam się cicho. Zamknięta na
weekend, cicha, opuszczona. Tak powinna wyglądać zawsze. Lubiłam się uczyć,
poznawać nowe rzeczy, odkrywać tajemnice świata, ale nie lubiłam szkoły. Była
zazwyczaj nudna i mało przydatna. Zauważyłam, że Gajeel, wjechał na moją ulicę.
Po chwili, wjechaliśmy na podjazd i zatrzymał motor. Gdy tylko złapał
równowagę, zgasił go i zdjął kask.
-No to jesteśmy. Troszkę później, niż powinniśmy, ale
jesteśmy. – Zaśmiał się do mnie.
-Tak, dzięki bardzo, że mnie odwiozłeś. To miłe. –
Powiedziałam do niego, gdy ustałam już koło Ryuu. – A, no i dzięki za
hamburgera. – Dopowiedziałam.
- Mała, przynajmniej wiem, że nic Ci się nie stało i
dotarłaś bezpiecznie do domu. – Mówiąc to, wyciągnął do mnie rękę. – Podejdź
jeszcze na chwilę… - Gdy to zrobiłam, przyciągnął mnie do siebie i ...