sobota, 14 lutego 2015

Rozdział I

Ohayo! Oto pierwszy rozdział historii o GajeelxLevy i mam szczerą nadzieję, że się wam spodoba. :) Jakiś czas temu (dwa lata albo rok), wstawiłam pierwszy rozdział tej historii, na mojego innego bloga (który już nie istnieje), o tej samej tematyce. Niestety, brak czasu, skutecznie utrudnił mi dalsze pisanie i rozwijanie tamtego bloga. Więc zapisałam ten fragment na laptopie, z myślą, kiedyś znajdę czas na kontynuację. No i znalazłam! Wreszcie, udało mi się w miarę całkowicie zaplanować całe opowiadanie i już dużą jego część, napisać. Tak więc, dziś daję wam pierwszy rozdział, który może nawet ktoś sobie jako-tako przypomni. Nie ma się czym martwić, na tym jednym się nie skończy. Jako, iż cała historia jest umieszczona w czasach teraźniejszych, musiałam trochę pozmieniać. Kilka faktów związanych z bohaterami, musiałam dodać od siebie, jednak staram się jak najmniej zmieniać.Wydarzenia, pierwszej części opowiadania, będą miały miejsce w roku 2015. Kolejne dwie części będą już w latach pomiędzy 2015-2023. Prosiłabym o zwracanie mi uwagi w komentarzach, na znalezione błędy lub w przypadku, gdy kolor czcionki, będzie utrudniał czytanie. Najważniejsze jest, żeby żaden z czytelników, nie musiał się głowić, jak to przeczytać. Obecnie pierwszy rozdział obejmuje 6 stron w Word. Kolejne rozdziały, starać się będę zamieszczać jednak większe. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.02.2015r. Piątek, wieczór


Stałam właśnie w kolejce, do wejścia na koncert mojego ulubionego zespołu rockowego. Właściwie, to lubiłam tylko ballady, grane i śpiewane, przez ich basistę. Boskiego Metalicanę. Cholernie drogi bilet, zafundował mi tata, za najlepszą średnią w szkole, na koniec pierwszego półrocza. Ubrana, w swoje ulubione czarne glany, czarne rurki i niebieską koszulkę. Czekałam, aż kolejka poruszy się w przód. Byłam podekscytowana i zdenerwowana. W kolejce stałam, już chyba ze dwie godziny, a nie zobaczyłam jeszcze ani jednej dziewczyny! Po za mną. Oczywiście. Trzech facetów przede mną, cały czas żartowało i przepychało się między sobą. Gdy jeden z nich, popchnął mnie przypadkowo, wpadłam na kogoś za mną. Ta osoba przytrzymała mnie za ramiona, ratując przed zaliczeniem gleby. Zdziwiłam się, gdy winowajca odwrócił się i przepraszając mnie, wyglądał jakby miał zejść na zawał.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam! – Wołał do mnie, dosłownie, blady jak ściana. – To przez nich Cię popchnąłem, nie chciałem, nie zrobiłem tego specjalnie!
- Ok… Nic mi się nie stało.  – Odpowiedziałam. Po czym odwróciłam się do osoby, która trzymała mnie za ramiona. Pierwsze co zobaczyłam, to umięśnioną klatkę piersiową, jakiegoś faceta. Później, w oczy, rzuciły mi się długie, czarne włosy. Gdy wzrokiem, dotarłam do twarzy, na chwilę wstrzymałam oddech. – Dziękuję, że mnie złapałeś. – Powiedziałam do niego i uśmiechnęłam się, lekko zakłopotana. Mój wybawiciel, który uratował mnie przed zderzeniem z ziemią, wyglądał jak typowy gangster!!! Prawię całą twarz miał w kolczykach i po trzy w każdym uchu. Jednak najbardziej przerażający, jest jego wyraz twarzy. Wyglądał, jakby cały czas, był na kogoś wściekły.
- Nie ma problemu, Mała. Musisz uważać, bo inaczej Cię tutaj zjedzą. – Po czym uśmiechną się do mnie, co nadało mu jeszcze gorszy wyraz twarzy. Mimo to, teraz przerażał i fascynował jednocześnie. Ja, miałam tak od zawsze. Jeżeli coś było mi zakazane lub mnie przerażało, powodowało, że tym bardziej chciałam mieć z tym styczność.
- Mimo to, dzięki jeszcze raz. Gdyby nie ty, to leżałabym na ziemi. A nie chciałabym, być teraz w tym błocie. – Zaśmiałam się i spojrzałam na jego oczy. Ku mojemu zdziwieniu, okazały się być czerwone z pionowymi źrenicami.
- To na pewno. – Zaśmiał się, troszkę dziwacznie. – Jakie masz miejsce przy scenie? – Zapytał mnie, jakby odruchowo.
- Piąte w pierwszym rzędzie, a ty? – Jak on, to i ja. Mam nadzieję, że wygląd płatnego mordercy, to tylko pierwsze, nietrafione wrażenie. – Zapomniałam się przedstawić. Levy McGarden jestem. – Przedstawiłam się i wyciągnęłam do niego dłoń.
- Szóste, w pierwszym. – Powiedział, podając mi dłoń do uściśnięcia. – Gajeel Redfox. Jak chcesz to, przebijesz się ze mną do naszych miejsc. Myślę, że samej będzie ci ciężko, z takim wzrostem. – I zachichotał, w taki dziwaczny sposób. Zauważyłam, że jego dłoń, duża i szorstka, uścisnęła moją delikatnie. Wydawałoby się, że wręcz z obawą, że zrobi mi krzywdę. Delikatne ciepło, wywołane jego dotykiem, spowodowało dreszcz, który w miły sposób, rozszedł się po całym moim ciele.
- Dzięki za propozycję. Chętnie skorzystam z okazji. Zresztą, pewnie masz rację z tym przebijaniem… - Uśmiechnęłam się blado. Wyobrażając sobie, jakbym musiała się namęczyć, żeby się tam dobić…
- Pewnie mam… Pierwszy raz na koncercie? – Zapytał, przyglądając mi się badawczo.
- Tak. A ty?
- Oj, już nawet nie liczę. – Kolejny chichot. – A dlaczego właśnie, na pierwszy koncert, taka kapela? Rock Dragons, to dość stary zespół…
- Lubię grę ich basisty. A właściwie, ballady w jego wykonaniu są fantastyczne. – Powiedziałam, odruchowo.
-Metalicany?! – Zapytał, jakby nie wierząc w moje słowa. Gdy nie odpowiedziałam, ustał przy mnie i stwierdził. – W sumie, to Ci się nie dziwię. Ja też uwielbiam jego ballady. – A mówiąc to, zmienił swój wyraz twarzy. Teraz, wydawał się lekko zamyślony, jakby pogrążony we wspomnieniach. Nadawało mu to, łagodniejszy wyraz i tworzyło iluzję. Iluzję, dzięki której wyglądał jak artysta, dumający nad swoim nowym dziełem. Przy czym jego ubiór i cechy charakterystyczne, dopełniały cały tego obraz. Kiwnęłam na to tylko głową i dalej czekałam, aż kolejka posunie się do przodu.
Mimo tego, że stałam w pierwszym rzędzie, to praktycznie nic nie widziałam. Co jakiś czas, ktoś mnie popychał lub trącał. Ze trzy razy, dostałam już od kogoś w głowę. A koncert dopiero się zaczął… Gajeel, stał koło mnie i z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w piękne brzmienie solówki na gitarze elektrycznej, którą wykonywał Igneel. Widząc rozanielenie, na jego spokojnej twarzy, postanowiłam, zrobić tak jak on. I rzeczywiście! Nie widząc grających, sceny, tłumu ludzi przed tobą, wsłuchując się tylko. Skupiając całą swoją uwagę, tylko na dźwięku, wydawało się, jakby było się w niebie. Wniebowzięta, kołysałam się w rytm spokojnej ballady, gdy poczułam na moich biodrach czyjeś ręce.
-Widzisz coś? – Zapytał mnie Gajeel.
- Praktycznie nic, ale wsłuchuje się w muzykę. – Powiedziałam głośniej, żeby mnie usłyszał.
- Zamknij oczy i się rozluźnij. Sprawię, że będziesz widzieć wszystko. – Szepną mi do ucha, w dalszym ciągu, trzymając dłonie na moich biodrach, wprawiając je w lekkie kołysanie. „Raz kozie śmierć” Pomyślałam i zamknęłam powieki, rozluźniając całe ciało. Kołysaliśmy się tak, we wspólnym rytmie, aż jego dłonie nie zjechały na moje uda. Za nim jednak zdążyłam zareagować, znalazłam się w powietrzu, by po chwili siedzieć już na jego barkach. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam w dół. Byłam wysoko. Bardzo wysoko. Zauważyłam, że co chwila zerka na mnie.
- Dziękuję! – Zawołałam do niego, pochylając się lekko ku jego twarzy.
-Nie ma sprawy, mała. – Zaśmiał się do mnie i troszkę mocniej łapiąc moje łydki, bym nie spadła. Mając teraz świetny widok na scenę, przyglądałam się wokaliście Igneelowi, basiście Metalicanie i perkusistce, Grandeeney. To była naprawdę fajna kapela. Grali dobrego, starego rocka. A ich ballady, były o niebo lepsze, od innych. Mieli swój styl i swoje brzmienie. Rock Dragons, zespół, który ubóstwiam…
Nie sądziłam, że uda mi się spędzić resztę koncertu na barkach mojego wybawiciela. Dlatego byłam cholernie zdziwiona, gdy właśnie tak było. Po ostatniej piosence, powoli i delikatnie, postawił mnie na ziemi.
- Dziękuję bardzo! Dzięki tobie, świetnie się bawiłam! – Powiedziałam do niego, gdy szliśmy do wyjścia.
-To się cieszę, mała. A teraz co? Taxi i do domku? – Zapytał, zerkając na mnie z tym strasznym uśmiechem.
- Nie… Przejdę się na piechotę. Nie jest jeszcze tak strasznie późno…
- Odwiozę Cię. – Powiedział od razu. – Nie mogę pozwolić, żeby ktoś taki jak ty, wracał sam do domu o trzeciej w nocy! Zwłaszcza o trzeciej w nocy! Zresztą, coś mogłoby Ci się stać…
-A mogę wiedzieć, czym mnie odwieziesz? – Zapytałam.
- Mam motor. Stoi na tyle. Poczekasz na mnie przed klubem, a ja podjadę i się zabierzemy. – Powiedział po chwili namysłu.
- No dobra. Tylko będziesz musiał jechać bardzo ostrożnie, bo jeszcze nigdy nie jechałam motorem… - Przyznałam się, mimo iż sama wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Patrzył o na mnie chwilę, jakby lekko zdziwiony, po czym uśmiechnął się tylko i puścił mi oczko.
- Nie ma się o co martwić. Jestem bardzo rozsądnym kierowcą. Nie pozwolę, żeby stała Ci się jakakolwiek krzywda, podczas jazdy moim motorem. – Mówił to tak rzeczowym i poważnym tonem, że chyba mu nawet uwierzyłam.
- Dobra, a będziesz miał kask dla mnie? – Zapytałam, gdy wyszliśmy już na zewnątrz.
- No. Mam zapasowy zawsze przy sobie, więc go założysz. – Powiedział zwyczajnie. – Poczekaj więc tutaj, a ja pójdę po nasz transport. – Gdy zniknął za barem, rozejrzałam się po okolicy. Było ciemno, na co nie miała żadnego wpływu, nawet latarnia, stojąca niedaleko. Większość osób z koncertu, już gdzieś zniknęło. Zostali już tylko Ci, którzy czekali na podwózkę lub wracali do domu pieszo.
- Hej, panienko! Może umilisz nam trochę czas, co? – Zapytał mnie jakiś facet, śmierdzący alkoholem, szarpiąc za ramię. – Chętnie zabawimy się z tobą! – Zawołał ponownie. Za nim stało jeszcze dwóch jego koleżków, którzy ślinili się do mnie. Ohyda!
- Jak jej nie zostawisz, to ja się z wami zabawię. – Usłyszałam za sobą, groźny głos. Po chwili, czyjeś ręce oplotły moją talię, a Ci którzy mnie zaczepiali, zaczęli uciekać. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Gajeel. – Mała, ty masz dzisiaj chyba strasznego pecha. – Stwierdził, nadal mnie przytulając.
- Czemu tak sądzisz? – Zapytałam go.
- Cały czas ktoś Cię zaczepia. – Stwierdził, po raz kolejny.
- A ty cały czas mnie ratujesz. – Powiedziałam odruchowo. A on się zaśmiał, słysząc moje słowa. – Wcale nie tak źle.
-No jeżeli tak na to spojrzeć, to nawet dobrze. – Szepnął mi na ucho, mocniej przyciskając moje plecy do swojego brzucha. Zamruczałam tylko, bo zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Redfox, za to od razu po tym odsunął się ode mnie. Za nim się odwróciłam, podał mi swoją bluzę. – Ubierz. Widzę jak się trzęsiesz, a na motorze i tak będzie jeszcze zimniej. – Posłał mi kolejny uśmiech. – O mnie się nie martw, mam jeszcze kurtkę. – Powiedział od razu, gdy chciałam zapytać, czy mu nie będzie zimno.
- Dziękuję. – Szepnęłam i zaczęłam iść za nim, do jego maszyny. Gdy zobaczyłam, czarnego ścigacza z namalowanym smokiem na przedzie, którego oczami były reflektory, przełknęłam głośno ślinę. Zaczęłam się zastanawiać, który to już raz mu dziś podziękowałam. – Gajeel, czy ty na pewno jesteś pewien, że nic mi się nie stanie? – Zapytałam, pokazując jak bardzo przerażona jestem, perspektywą, jazdy na motorze.
- Podejdź do mnie. – Powiedział, gdy usiadł na swoim miejscu. Gdy zrobiłam to, o co mnie prosił, kontynuował. – Uwierz mi, że będę jechał powoli i bezpiecznie. Nic Ci się nie stanie. Złapiesz się moich pleców, zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie cokolwiek tylko zechcesz. Będzie dobrze, obiecuję. – Jego spokojny ton, cichy, chrapliwy głos, powodował, że zaczynałam mu wierzyć na słowo. – Jak boisz się tak bardzo, bardzo, to siadaj przede mną. Wtedy może będziesz czuła się bezpieczniej. – Zaproponował mi, głaszcząc wielką dłonią, po mojej malutkiej głowie.
-NIE! Już wolę siedzieć z tyłu! Zamknę oczy, przytulę się do twoich pleców i postaram się zapomnieć, że jadę motorem. – Powiedziałam od razu, na co on tylko się zaśmiał.
-No to wsiadaj i jedziemy. – Gdy po wytłumaczeniu mi, jak założyć kask, wsiadłam za niego na tą straszną maszynę, powiedział. – Jak nie masz nic przeciwko, zajedziemy jeszcze w dwa miejsce, zanim Cię odwiozę, ok?
-Jasne, nie mam nic przeciwko. Obyś mnie tylko odwiózł do domu. – Zgodziłam się, dziękuję Bogu, za to, że ktoś chce mnie odwieźć do domu. Złapałam się jego pleców, ale on odwrócił się do mnie i zaśmiał.
-Wsadź ręce pod kurtkę i złap się koszulki. Tak będzie mi wygodniej, a tobie cieplej. – Stwierdził i jedną moja dłoń, położył sobie na brzuchu. Sama już, dołączyłam do niej drugą i ścisnęłam jego ubranie. Doskonale było widać, jak bardzo się boję. Przycisnęłam głowę w kasku do jego pleców, a on w tym czasie odpalił motor. Gdy ruszyliśmy, pisnęłam wystraszona. Jednak uspokoiłam się po chwili, czując jedną dłoń chłopaka, na moich, wczepionych w jego koszulkę. Uspokojona tym gestem, rozluźniłam się i odprężyłam. Po jakichś piętnastu minutach, spokojnie skręcił w prawo, po czym znowu w prawo, chwilę później w lewo, znowu w prawo, lewo, prawo, prawo, lewo i już nie wiedziałam jak wrócić do klubu, w którym był koncert. Po kolejnych piętnastu minutach, zatrzymał się przed jakimś barem. – Głodna? – Zapytał, a odpowiedzi udzielił mu mój brzuch, głośno burcząc.
- Trochę. – Przyznałam, dostając dość dużych rumieńców.
-Mały hamburger? – Zapytał w śmiechu.
-Nie waż się komukolwiek o tym powiedzieć, bo Cię zabije! - Odpowiedziałam, na co on zachichotał jak czubek. Czekałam na niego z dziesięć minut, ale opłacało się. Ten „Mały” hamburger, okazał się wcale nie taki mały. Jednak, i tak był malutki w porównaniu do tego, który zamówił sobie Gajeel. Jedliśmy, śmiejąc się i rozmawiając, o muzyce. Dowiedziałam się, że większość moich ulubionych zespołów, to również i jego. Z nim, mimo iż zawsze lekko speszona, czułam się bezpieczna. Później, znowu wsiedliśmy na jego motor i pojechaliśmy w drugie miejsce, o którym mówił wcześniej. W sumie, to wiedziałam, że miejsce to, może nie za bardzo mi się spodobać. Jechaliśmy prawie godzinę. Gdy maszyna zatrzymała się, zdjęłam kask i zobaczyłam czarnowłosego nade mną.
-Mała, posiedź na Ryuu (Smok, po japońsku), a ja skoczę na chwilę do znajomego i załatwię swoje sprawy. – Mówiąc to, pochylał się naprawdę blisko mnie. Właściwie, patrzył mi w oczy i prawie stykaliśmy się nosami. – Jakby ktoś się pytał, to jesteś tu ze mną i na mnie czekasz. – Ku mojemu zdziwieniu, pocałował mnie w czoło, wytarmosił dłonią po włosach i odszedł. Rozejrzałam się i zobaczyłam różową czuprynę, dobrze znanego mi chłopaka. Natsu. Nie wiedziałam, że też jeździ. Wiedziałam już, co to za miejsce. To spotkanie, ludzi biorących udział w wyścigach. Nielegalnych, oczywiście. Gdy czekałam tak, na mojego dzisiejszego szofera, podszedło do mnie kilku facetów.
-Ej ty! Czy ty wiesz, na czyim cudeńku siedzisz? Zdajesz sobie sprawę, że możesz za to zginąć? – Pytali, jeden przez drugiego i zbliżali się coraz bardziej.
-Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym jakiś problem? – Udałam, że wcale się ich nie boję i olewam ich zdanie. Udało się. Na te słowa, od razu odeszli, zostawiając mnie w spokoju.
- Levy?! – Usłyszałam krzyk za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam zszokowanego Dragneela. – Nigdy, nie powiedziałbym, że zobaczę Cię w takim miejscu! Co ty tu właściwie robisz? I na czyim cudeńku siedzisz?
-Natsu. Ja też normalnie, nie powiedziałabym, że kiedyś pojawię się w takim miejscu. Jednak tak wyszło i nie ma co się nad tym jakoś długo rozwodzić. – Stwierdziłam. Chłopak, oglądał motor, na którym siedziałam.
-To Ryuu? – Zapytał, jakby przestraszony.
-Chyba tak. Znaczy, to motor Gajeela. – Odpowiedziałam szczerze i lekko.
 - Co?! – Ryknął zły. – Jak to Jego motor?!
- No, jego. Tak po prostu. Gajeele, odwozi mnie do domu, jednak najpierw zajechaliśmy tutaj, bo ma coś do załatwienia. – Udzieliłam mu odpowiedzi.
- Jakiś problem, w tym jest? – Zapytał nagle Redfox, stojący za nami.
-Oczywiście, że nie! – Krzyknął Natsu i uciekł, jakby w obawie przed moim nowym znajomym.
-Szybko Ci poszło. – Powiedziałam. – Zajeżdżamy gdzieś jeszcze, czy jedziemy teraz do mnie? – Zapytałam, za nim zdałam sobie sprawę, jak dwuznaczne jest to pytanie.
-Tak, szybko. – Przyznał. – Już nigdzie nie jedziemy. Teraz kierujemy się prosto do Ciebie. – Powiedział normalnie, nie zwracając na podsłuchujący za nami mały tłumek ciekawskich. Znowu mnie pocałował, tyle że teraz w policzek i wsiadł na swojego smoka. – Włóż kask. Z tond, musimy szybko wyjechać. – Ostrzegł mnie, ruszając.
Wyjechaliśmy z tam tond, szybko. Bardzo szybko. Przerażająco szybko. Pisnęłam, gdy się rozpędzał i wczepiłam w jego koszulkę, na brzuchu. Na szczęście, gdy tylko wjechaliśmy za zakręt, zwolnił i znowu głaskał moje dłonie, dodając mi otuchy. Jechaliśmy, kilka przecznic, aż wjechaliśmy, do głównej części miasta. Po kilku minutach, zatrzymał nas jakiś policjant, każąc nam zjechać na po boczę.
-Witam! Czy mogę prosić o prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu?  – Powiedział do Gajeela, policjant, gdy ten zdążył tylko zdjąć kask.
- Dobrze. Już wyciągam i podaję. – Zgodził się i zaraz podał mu to wszystko. – Mała, podaj mi swój adres. Żebym wiedział, gdzie jechać. – Zaśmiał się do mnie, odwracając głowę do tyłu.
-Aleja Magnolii 69. Na samym początku. Błękitny dom, wyróżniający się bardzo. – Odpowiedziałam.
- Dobrze. Dokumenty sprawdzone, wszystko porządku. Dobranoc. I bezpiecznego powrotu do domu. – Pożegnał się z nami pan policjant i oddał dokumenty mojemu „szoferowi”.
-Dobranoc. – Odpowiedział czerwonooki. – Mała, fajny masz adres… - Zaśmiał się do mnie, a ja nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
Jechaliśmy dość długo, bo mieszkałam po drugiej stronie miasta, jednak nie żałowałam tego. Przytulając jego ciepłe plecy, było mi dobrze i ciepło. Nasze miasto, Fiore, nocą wyglądało przepięknie. Po jakimś czasie, minęliśmy moją szkołę, przez co zaśmiałam się cicho. Zamknięta na weekend, cicha, opuszczona. Tak powinna wyglądać zawsze. Lubiłam się uczyć, poznawać nowe rzeczy, odkrywać tajemnice świata, ale nie lubiłam szkoły. Była zazwyczaj nudna i mało przydatna. Zauważyłam, że Gajeel, wjechał na moją ulicę. Po chwili, wjechaliśmy na podjazd i zatrzymał motor. Gdy tylko złapał równowagę, zgasił go i zdjął kask.
-No to jesteśmy. Troszkę później, niż powinniśmy, ale jesteśmy. – Zaśmiał się do mnie.
-Tak, dzięki bardzo, że mnie odwiozłeś. To miłe. – Powiedziałam do niego, gdy ustałam już koło Ryuu. – A, no i dzięki za hamburgera. – Dopowiedziałam.
- Mała, przynajmniej wiem, że nic Ci się nie stało i dotarłaś bezpiecznie do domu. – Mówiąc to, wyciągnął do mnie rękę. – Podejdź jeszcze na chwilę… - Gdy to zrobiłam, przyciągnął mnie do siebie i ...

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział II

08.02.2015r. Niedzielne, popołudnie

Około godziny 15.40

Siedziałam w domu, w niedzielne popołudnie i opowiadałam tacie, o tym jak fajny był koncert. Oczywiście, powiedziałam, że poznałam tam kilka koleżanek i kolegów. Świetnie się bawiłam, co było akurat prawdą. Podwiózł mnie jeden z nich, bo było późno i jak będzie następny koncert, to się na niego wybieram. Ku mojemu zdziwieniu, tata, wyraził na to swoją zgodę. Kilka razy dzwoniła do mnie przyjaciółka, żeby dowiedzieć się, czy bezpiecznie wróciłam do domu i kim był chłopak, o którym mówił jej Natsu. Powiedziałam, że pogadamy o tym w szkole, mając nadzieję, że do tego czasu, zapomni… Tata, niestety musiał już zbierać się do pracy, więc poprosiłam go by podwiózł mnie do centrum, na zakupy. Przyzwyczajona, że muszę radzić sobie zawsze sama, musiałam pamiętać o wszystkim. Obowiązki szkolne, wypełniałam idealnie. Jednak domowe, już nie były moją dobrą stroną. Nie lubiłam zmywać naczyń czy sprzątać codziennie… Dlatego robiłam to, tylko co jakiś czas. Skończył mi się płyn do prania, a i lodówka zaczyna świecić pustkami. Więc czas wybrać się na sklepy. Tata, mimo tego że kupił mi bilet na koncert, to dał mi jeszcze na nową sukienkę. Od razu wiedziałam, jaką kupię! Ostatnio, na wypadzie z Lu-chan, ją sobie wypatrzyłam. Czarna z koronkowymi rękawami i odkrytymi plecami. Miała niebieskie wstawki. Niebieską kokardkę, zasłaniającą zapięcie na szyi. Dół zakończony koronką, idealnie podkreśli moje biodra i skutecznie odwróci uwagę od krótkich nóg. Nikolai zaproponował, żebyśmy na początku zrobili zakupy „do domu”, a on je odwiezie. Chętnie przystałam na ten pomysł i go wykorzystałam. Po kolejnych dwóch godzinach, zakupy były zrobione. Ojciec zabrał je i sobie pojechał. Wypiłam kawę w małej kafejce i ruszyłam po sukienkę. Oczywiście, musiałam przejść połowę centrum i dopiero wtedy, znalazłam odpowiedni sklep. Weszłam do niego spokojnie i od razu poprosiłam o pomoc, przy wybraniu sukienki. Oczywiście, wiedziałam, którą kupię. Mimo wszystko, lubiłam przymierzać piękne sukienki. Ayumi, pracownica tego sklepu, znała już mój gust.
-Levy-chan! Od razu idź do przymierzalni. Zaraz przyniosę Ci kilka cudów świata! – Zaśmiała się do mnie.
- Wiesz co lubię! – Odpowiedziałam i poszłam gdzie mi kazała.
Po kilku minutach, dostałam sześć propozycji. Cztery z nich, zdecydowałam się przymierzyć, resztę kazałam odnieść. Ayumi-san, szukała w tym momencie innych sukienek, a ja po kolei przymierzałam te. Jedna, całą białą, również z koronkowymi wstawkami, zdecydowałam się kupić.

                                           ` 

Z kolejnych propozycji, wybrałam tylko trzy. W tym jedna, to była ta, którą od razu chciałam kupić. Szybko uporałam się z dwiema, takimi sobie propozycjami i założyłam tą idealną. Nie mogłam zapiąć jej na mojej szyi. Niebieska kokardka, okazała się jednak uciążliwa, w tym przedsięwzięciu.
-Ayumi-san?! – Zawołałam cicho. – Pomożesz mi zapiąć kokardkę na szyi?!

 ***

Narracja Gajeel

Nienawidzę zakupów. Zwłaszcza z głupimi lalusiami, którymi czasem muszę się zajmować. Kiedyś zemszczę się na Metalicanie, za to że wysyła mnie jako ochroniarza z tymi pizdami… Grrrr… Działali mi na nerwy. Weszliśmy, do kolejnego z kolei sklepu, a oni od razu pobiegli między półki i wystawę. Ustałem przy przebieralniach i słuchałem, jak kłócą się, kto w czym lepiej wygląda. Pokręciłem tylko głową, zdegustowany. Po kilku nudnych minutach zauważyłem, jak pewna pracownica, nosi mnóstwo sukienek do pierwszej kabiny. Naradza się z jakąś dziewczyną i kilka odnosi, a kilka innych daje tamtej. Białą, taką nawet ładną-delikatną trochę, dała dla koleżanki i powiedziała.
- Zapakuj ją ładnie. To dla mojej ulubionej klientki. Mała Levy-chan, zasłużyła na najładniejsze sukienki. – Mój dość czuły słuch, wreszcie przydał się na coś. Podszedłem do jej kabiny i słuchałem szurania materiałów.
-Ayumi-san?! Pomożesz mi zapiąć kokardkę na szyi?! – Zapytała Mała. Od razu rozejrzałem się za ekspedientką. Nigdzie jej nie było…
- Mała?! – Zapytałem jakby zaskoczony. – Mogę wejść i Ci pomóc? – Kultura, wymogła na mnie to pytanie. Przecież nie wejdę, jak ostatni cham, do jej kabiny.
- Gajeel?! – Pisnęła. – Co ty tu robisz?!
- Pilnuję psów mojego ojca. – Stwierdziłem spokojnie, gdy jeden z tych właśnie psów, zabijał mnie wzrokiem. – To mam Ci pomóc, czy sobie poradzisz?
- Och… Wejdź… - Gdy zajrzałem do środka, stała w koncie, chowając się przed ciekawskimi oczami psów. Warknąłem na nich i zasłoniłem ją. – Zapniesz mi kokardkę? – Zapytała cicho, próbując zakryć włosami, czerwone policzki.
Złapałem zapięcie i już po chwili było zapięte. Przejechałem dłońmi po jej plecach, tylko po to by zatrzymać je na biodrach. Kołysaliśmy się tak spokojnie chwilę, do rytmu piosenki puszczanej w sklepie. Gdy usłyszeliśmy cichy krzyk.
- Levy-chan?! – Lekko wystraszona, chyba, Ayumi-san patrzyła na mnie. Psy stały za nią, z dumną miną pełną satysfakcji. Pochyliłem się do niebieskowłosej i zachłannie pocałowałem ją. Już po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Podoba mi się ta sukienka. Ślicznie w niej wyglądasz. Kup ją! – Znowu dałem jej buziaka, tym razem w skroń. – Nie śpiesz się, poczekam na Ciebie przed sklepem.  A teraz, odprawię te psy, do domu. – Zaśmiałem się złowieszczo, patrząc zły, na te szczury. Właśnie stali się szczurami.
- Najwyżej na Ciebie poczekam. – Powiedziała, sama dając mi buziaka w brodę, po czym wypchnęła mnie z kabiny. – Ayumi-san? Możesz przynieść mi kilka żakietów? Albo wybierz coś, co będzie idealnie pasować do tej sukienki! – Zszokowana naszym zachowaniem Ayumi, tylko pokiwała głową i odeszła.

Złapałem te trzy mendy i ruszyłem do wyjścia. Dwóch ochroniarzy, stojących przed sklepem, poinformowałem o powrocie do domu i czekałem na Małą. Wiedziałem, że Oni wrócą do domu. Kazałem im, a oni się mnie bali. To wystarczyło. Jakieś dwadzieścia minut później, szedłem już z Levy pod rękę po centrum.
- Masz ochotę, na coś do jedzenia? – Zapytałem, jak przystało na przyzwoitego mężczyznę. Randkę, powinno się zaczynać od kolacji, później atrakcje, dopiero później nagroda. – Jest tutaj blisko, taka fajna mała knajpka. Włoskie dania, mają cudowne! – Powiedziałem, zgodnie z prawdą i uśmiechnąłem się widząc wpatrzoną we mnie istotkę. Szliśmy ze złączonymi dłońmi, a Mała, patrzyła na mnie jak na jakiegoś Boga.
- Chętnie! Uwielbiam włoszczyznę! – Zawołała, pełna energii i obdarzyła mnie pełnym, pięknym uśmiechem.  
- Cieszę się! – Pochyliłem się i dałem jej szybkiego buziaka. – Masz więcej czasu?



- Tata, znowu pojechał do pracy, więc nie ma problemu, o której bym do domu nie wróciła. – Powiedziała spokojnie, ale widziałem. Jak jej oczy gasną, gdy wspomina o Ojcu.
- No to idziemy zjeść, a później do kina! – Zdecydowałem i podniosłem ją na ręce. Mała piszczała i śmiała się jednocześnie. Kilka osób zwróciło na nas uwagę, ale szybko odwracali wzrok. Dałem jej buziaka w kącik ust i opuściłem na ziemię.
- Dobrze, ale pamiętaj, że będziesz musiał mnie odwieść do domu, jak film skończy się późno. – Wypomniała mi i wystawiła język w moją stronę.
- To dobrze, że jestem dziś samochodem. Lepiej żebyś nie wsiadała na motocykl, w takim stroju! – Wytknąłem jej, za krótką jak dla mnie sukienkę i sweterek. – Powinnaś, zakładać dłuższe te sukienki! Obawiam się, że następnym razem, może się to dla Ciebie źle skończyć. – Powiedziałem, udając złego. Pochyliłem się po raz kolejny do niej, tego wieczoru. – Mogę nie umieć, nad sobą zapanować… Albo będą Cię zaczepiać, niebezpieczni kolesie… - Szeptałem do niej konspiracyjnie, puszczając oczko, na wzmiankę o niebezpieczeństwie.
- Mnie się podobają… No i w takich, nie widać jak krótkie mam nogi. – Powiedziała, lekko zaskoczona moją opinią.
- Ja się tylko o Ciebie martwię Mała, możesz chodzić w czym chcesz. – Mówiąc to, zatrzymałem się i spojrzałem jej w oczy. – Nie chciałbym, żeby Ci się coś stało… - Mruknąłem, udając smutnego.
- Oooo… - Wydała z siebie i mnie pocałowała. – Dobrze, będę zakładać dłuższe sukienki.  Do tych krótkich, będę zakładać rajstopy albo zakolanówki. Dobra? – Zapytała, jakby chcą uzyskać moją zgodę.
- Może być! – Widząc jej radosną minę, nie umiałem jej niczego odmówić. – Idziemy do tej knajpki, bo zgłodniałem…

***

Narracja Levy



Szliśmy za rękę i spokojnym krokiem, Gajeel prowadził mnie gdzie chciał. Wiedziałam, jego uśmiech pełen dumy. Zastanawiałam się, czy ze względu na nasze spotkanie, czy na mnie. Ech… Głupia Levy, nie wyobrażaj sobie za wiele! On po prostu chce tego, co dostał wczoraj. Moje policzki, jak na zawołanie pokryły się czerwienią. Pamiętając, wczorajszą noc i dzisiejszy ranek. Wyszliśmy z centrum i szliśmy dalej, w stronę Starego Miasta. Lubiłam to miejsce, mnóstwo ławeczek i ludzi. Nigdy nie robiło się puste. Nawet w najbardziej pochmurne dni, było tutaj wielu turystów. Gdy padał deszcz, wszyscy zbierali się w restauracjach i kafejkach, które tylko się przeplatały. Jedna przy drugiej, nigdy nie były puste. Od wczesnego ranka, po późną noc. Tutaj było idealnie pokazane, jak żyje to miasto. Fiore, nigdy nie spało. Jako trzecie co do wielkości i zaludnienia miasto w kraju. Było stolicą naszego regionu. Nadmorski klimat i bliskość morza, nadawało mu jeszcze piękniejszy wyraz. Czarnowłosy, szedł powoli. Umiejętnie, omijał wszystkich tak, by nikt nas nie potrącał. Była pora kolacji, dlatego robiło się coraz więcej ludzi, a miejsc w restauracji zaczynało brakować. Weszliśmy, do takiego małej, niepozornej. Zeszliśmy do sali jadalnej, zrobionej w piwnicy. Zeszliśmy, do niej, zakręconymi, żelaznymi schodami. Każda ze ścian, była zapełniona półkami, pełnymi książek. Widziałam, kilka osób czytających. Widziałam, całe wnętrze idealnie. Przyćmione, ale nadal jasne światło, sączyło się ze starych lamp z abażurami. Stoliki były dość małe, okrągłe i przykryte małymi, różnymi obrusami. Przy niektórych były wystawne krzesła. Przy innych, stały zwykłe fotele. Wydawały się wygodne, pomimo widocznych śladów, wieloletniego użytkowania. Z ukrytych głośników, leciała spokojna muzyka. Muzyka klasyczna na przemian ze starymi, rockowymi balladami. Nastrój, ciszy i spokoju, jaki panował w tym miejscu, był wręcz namacalny. Podszedł do nas spokojnym, pewnym siebie krokiem kelner.
- Rezerwacja czy wolni goście? – Zapytał uprzejmie.
- Rezerwacja, na nazwisko Redfox. – Powiedział Gajeel i przytulił mnie do siebie.
- Och… Już państwa prowadzę, do odpowiedniego stolika. – Powiedział zadowolony chłopak i ruszył do najdalszego stolika, ustawionego w rogu pomieszczenia tak, by można było z niego obserwować całą salę. – Proszę zająć miejsce i się rozgościć. Oczywiście, proszę nie krępować się i w razie chęci wybrać sobie lekturę do posiłku. Zaraz przyniosę państwu kartę napoi, a którą z kart dań, chcą państwo przejrzeć?
- Włoszczyznę poprosimy. – Odpowiedział czarnowłosy i spojrzał na mnie. – Ja poproszę wodę z lodem oraz z plasterkami, cytryny i limonki. A ty, Mała?
- Ja również, poproszę wodę. Taką, jak dla Ciebie. – Odpowiedziałam spokojnie, nawet na chwilę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Najwyraźniej, nieprzyzwyczajony do takiego zachowania publicznie kelner, odchrząkną tylko i odszedł. Wpatrując się, w te dziwne i interesujące oczy, przypomniałam sobie o otaczających mnie półkach. Każdy stolik, był tak ustawiony, by nie przeszkadzał innym, w oglądaniu zawartości półek. Dlatego pocałowałam krótko mojego towarzysza i skierowałam się do mnóstwa książek przede mną. Znalazłam kilka ciekawych pozycji i zabrałam je ze sobą do stolika. Czerwonooki, na mój widok tylko zachichotał.
- Wiesz, że jeżeli któraś, bardzo Ci się spodoba, możesz ją kupić? Kiedyś był tu antykwariat. Kiedy dziadek, który się nim zajmował, zmarł. Przejął to jego wnuk, który skończył szkołę kucharską. Postanowił połączyć jedno z drugim i najwidoczniej świetnie mu wyszło. Ponieważ już pół roku po otwarciu, wszystkie książki się rozeszły. Teraz, za każdym razem, gdy komuś spodoba się jakaś książka, przyjmuję zapłatę „co łaska” i kupuje nowe okazy, z innych antykwariatów. – Mówił spokojnie Redfox, rozglądając się po pomieszczeniu. Właśnie wtedy, pojawił się „nasz” kelner z napojami i kartami dań.
- Mam nadzieję, że podoba się państwu u nas. Panie Gajeelu, szef kuchni pozdrawia. Na dzisiaj, poleca dania makaronowe. – Ukłonił się, gdy skończył mówić i zostawił nas na parę minut, byśmy w spokoju wybrali.
- Ja poproszę pozycję numer dwa. Mam szczerą ochotę na spaghetti. – Powiedziałam spokojnie, oglądając całą kartę. Uwielbiałam to danie i sama nader często je sobie robiłam.
- Ja wezmę numer siedem. – Wyszukałam spokojnie ten numerek i przeczytałam, co to. Lasagne, z mięsem, groszkiem i sosem beszamelowym. 
- Tak więc, zamawiamy i trochę poczekamy. – Stwierdziłam, odkładając kartę, by po chwili zabrał ją kelner, odbierając zamówienie. – Czemu tych trzech chłopców nazwałeś psami? – Zapytałam, z uśmiechem, zaciekawiona jego doborem słów.
- Są to „gwiazdy” mojego Ojca, który od czasu od czasu, musi wypuścić ich z apartamentowca na zakupy. Wtedy, zazwyczaj muszę ich pilnować.  Jak już pewne zdążyłaś zauważyć, większość ludzi się mnie boi. – Stwierdził z uśmiechem, patrząc na mnie.
- Nie patrz tak! To nie moja wina, że lubię ten twój uśmiech! – Zawołałam, udając pretensję. – Po za tym, ja zawsze tak miałam. Jak coś przerażało innych, to mnie się podobało. Nie dziw się więc, że tak a nie inaczej, reaguję na Ciebie. Nie umiem nad tym zapanować… - Westchnęłam, udając smutną.
- Jakoś nie widzę, żebyś bardzo smutna z tego powodu była. Na przykład wczoraj w nocy! – Wypomniał mi. – Albo rano! – Przypomniał mi, że spędził ze mną całą noc i dużą część ranka. Patrzyliśmy sobie w oczy, gdy pochylił się do mnie i pocałował. Oddałam ten pocałunek, jak najbardziej namiętnie, po czym przerwałam go i zaczęłam oglądać wybrane wcześniej książki. – Jak możesz? – Zapytał zły, choć widziałam, że tylko udaje.
- Czyżby Ci to we mnie przeszkadzało? – Zapytałam niewinnie.
- Och nie… Ja to w Tobie ubóstwiam. – Powiedział, patrząc na mnie intensywnie.
- Cieszę się… - Udałam obojętną, na to bądź co bądź, wyznanie.

***

Narracja Gajeel

Udawała, widziałem to. Mimo wszystko, zabolało. Nie sądziłem, że Ona będzie chciała tylko seksu. Widocznie się pomyliłem… Jej oczy błyszczały, usta były lekko uchylone. Zaróżowione policzki, tak bardzo kontrastujące z bladą cerą. W skupieniu, przyglądała wybrane sobie książki. Chwilę później przyniesiono nam nasze zamówienia. Zjedliśmy, śmiejąc się i żartując. Podobał mi się ten wieczór, w pewien sposób był magiczny…
Dochodziła już dziewiąta wieczorem, gdy znowu szliśmy do centrum. Wcześniej, w telefonie sprawdziłem co leci i na którą jest seans. Leciała premiera „Trzy metry nad niebem”, a Levy stwierdziła, że to idealny film na dzisiejszy wieczór, praktycznie noc.
Film, na szczęście minął mi dość szybko. Było kilka momentów, kiedy i mnie zaciekawił, jednak gdy zrobiło się totalne romansidło, skupiłem się na Małej. Patrzyła na ekran, jednak wydawała się zamyślona. Kilka razy, przyłapałem ją na spoglądaniu, na mnie. Udało mi się, ukraść jej kilka buziaków i przytulać, przez cały seans. Siedząc na kanapie, było łatwiej, niż w pojedynczych siedzeniach. Właśnie dlatego wolałem boczne miejsca. Gdy wyszliśmy z kina, było już po jedenastej. Zaproponowałem, więc niebieskowłosej nocleg u mnie.
-Mała, może zostaniesz u mnie na noc, co?
- Mogłabym, ale w sumie jutro mam lekcje, więc powinnam na noc wrócić do domu… - Powiedziała, wahając się.
- Czyli chcesz wpaść na chwilę, ale lepiej żebym Cię przed ranem odwiózł? -  Zapytałem z uśmiechem.
- No… Jeżeli to nie problem, to tak by było fajnie… - Posłała mi słodki uśmieszek i złapała mnie za dłoń. – Chce zobaczyć twoje mieszkanie! – Zaśmiała się.
Wziąłem ją z zaskoczenia na ręce i pocałowałem namiętnie, gdy weszliśmy do windy na parking. Całowaliśmy się namiętnie, piętro niżej dołączyło do nas dwóch chłopaków, w wieku Levy, pewnie. Odstawiłem ją na ziemię i przytuliłem.
- Mam nadzieję, że jest tam w miarę czystko… - Mruknąłem i znowu dałem jej buziaka.
- Levy?! – Krzyknęli dwaj chłopcy, którzy wsiedli do windy na pierwszym piętrze. – Co ty tu robisz?! Co to za facet?! Dlaczego on Cię całował?!
- Zamknąć się! – Warknęła na nich Mała. – Droy, Jet nie interesuje mnie wasze zdanie!  WY mnie nie interesujecie! Nie wasz, zasrany interes! To nie żaden facet, tylko MÓJ CHŁOPAK! A całował mnie, bo tego CHCIAŁAM! W przeciwieństwie do was, JEGO chce! – Krzyczała, wściekła. Tamci dwaj patrzyli na nią zszokowani. Stwierdzając, że muszą być to jacyś kretyni, którzy ją wcześniej podrywali. Postanowiłem jej pomóc. Oplotłem ją ramionami, pokazując blizny po wypadkach. Oparłem głowę, na jej głowie.
- Ona jest moja… Mam nadzieję, że zapamiętacie. – Mruknąłem, spokojnie. – A teraz spierdalajcie, tylko ją zdenerwowaliście, a ja miałem nadzieję, na dobrą zabawę… - Zaśmiałem się, łapiąc ją za biodra i przysuwając do siebie.
- Jedziemy do Ciebie, musisz mi teraz pomóc się odstresować! – Powiedziała do mnie niebieskowłosa, odwracając twarz w moją stronę.
- Chętnie pomogę Ci się zrelaksować… - Mruknąłem i znowu ją pocałowałem. W tym czasie zjechaliśmy na dół i wyszliśmy z windy. Trzymając jej małą dłoń w mojej, kierowałem się do samochodu. Gdy już go zauważyłem, wyjąłem kluczyki z kieszeni kurtki. Kochałem swoje samochody, pomimo, że mój ukochany, grafitowy Mustang Shelby Gt500 rocznik 1967, stoi w naprawie. Do centrum przyjechałem BMW X6.




Narracja Levy

Wsiedliśmy do tego, jak dla mnie, wielkiego samochodu i wyjechaliśmy z parkingu. Było już późno, a ruch na drogach wciąż nie zmalał. Po niecałych dwudziestu minutach, zatrzymaliśmy się pod największym wieżowcem w mieście. Gajeel, zjechał na podziemny parking i zatrzymał się na miejscu oznaczonym dużą literą G. Spojrzałam na niego, a on tylko posłał mi swój „uśmieszek” i puścił oczko.
- Gotowa na szok? – Zapytał mnie. – Bo muszę Ci powiedzieć, że teraz będzie dziwnie… - Mam nadzieję, że nie wystraszę Cię za bardzo. – Wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć mi drzwiczki. Gdy to zrobił, od razu wziął mnie na ręce. – Jak będziesz chciała o coś zapytać, po prostu poczekaj aż Ci pozwolę. Dobrze? Wiem, że to dziwne, ale nie wiesz wszystkiego, a ja na dzień dzisiejszy wiele więcej powiedzieć Ci nie mogę.
- Dobrze, po prostu porozmawiamy jak już będziemy u Ciebie. – Zgodziłam się, choć lekko mnie wystraszył. Pierwszy raz, zastanowiłam się, co ja z nim robię.



- Tak to dobry pomysł. – Trzymając mnie na rękach, oplotłam go nogami w pasie i objęłam rękami szyję. Bawiłam się jego włosami na karku i całowałam go po szyi. Kolejna winda. Trzymał mnie i głaskał jedną dłonią po plecach i prawym boku. – Mała… proszę, powstrzymaj się na chwilę. Nie chciałbym Cię wziąć w windzie, do której każdy może wejść… - Zaśmiał się, gdy zrobiłam mu malinkę pod uchem. – Chce CAŁĄ Ciebie tylko dla siebie, w mojej sypialni, w moim łóżku…

Po kilkunastu minutach, drzwi windy otworzyły się i zobaczyłam przed pokój. W mieszkaniu było ciemno i cicho. Czarnowłosy wszedł pewnie i zapalił światło, zdjął swoją kurtkę i buty, ja też zostawiłam tutaj moje glany. Wciąż trzymając moją dłoń poprowadził mnie w głąb ciemnego apartamentu. W kuchni, paliło się przyćmione światło, na stole stała zapakowana kolacja i karteczka. Gajeel, przeczytał ją i mruknął coś o „dziadu” i prowadził mnie dalej. Weszliśmy na schody i skręciliśmy w prawo. Weszliśmy do ostatniego pokoju i wtedy poczułam dłonie Gajeela, na moich biodrach. Nie wiem kiedy, ani jak, ale włączył muzykę. Była to moja ulubiona ballada Metalicany. Spokojny, basowy głos, śpiewał o miłości, którą zabrał mu los. Czuć było, że ta piosenka, jest czymś w rodzaju wyznania bólu i żalu. Kołysaliśmy się wolno, do tego pięknego utworu. Redfox, całował moją szyję, trzymał moje biodra blisko swoich. Czułam jak tyłkiem ocieram się o jego krocze… Nie przeszkadzało mi to. Czułam się szczęśliwa, zrelaksowana i po raz pierwszy od dawna, nie czułam się samotna. Odwróciła się do niego i pocałowałam zachłannie. Szybko oddał, mój pocałunek i przygarnął mnie do siebie ściśle. To nie były pocałunki takie jak wczoraj. Wtedy, oboje myśleliśmy o tym jak o zabawie. Bawiliśmy się sprawiając przyjemność sobie nawzajem. Dziś, byliśmy siebie spragnieni, stęsknieni, jak dawni kochankowie, po długiej rozłące. Zachłanne usta, odnajdywały drugie. Dzikie języki, splatały się w walce o dominację. Ciała, złączone w namiętnym uścisku. Już po chwili wylądowaliśmy na łóżku. Byłam pod nim, tym ogromnym ciałem i parzyła mnie żądza jaka nas ogarnęła. Spragniona jego, prosto i szybko pokazywałam mu, czego pragnę i co ma robić. 


***
Narracja Gajeel
Zaspokojeni, leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy. Zapaliłem małą lampkę i przyniosłem jakieś przekąski. Wiśnie, truskawki i jabłka. Leżałem i przyglądałem się Levy. Była zadowolona i przyjemnie wyczerpana. Jadła wiśnie, stwierdzając, że dawno ich nie jadła.



Zjedliśmy owoce, dochodziła już trzecia w nocy… Mała, stwierdziła, że musi już wracać i chciała zacząć się ubierać.



- Levy… - Położyłem jej dłoń na szyi i zacząłem namawiać. – Proszę, zostań… Nie zostawiaj mnie tak! Ja chce więcej Ciebie… Jutro rano odwiózłbym Cię do domu, po rzeczy a później do szkoły… Proszę! Miej serce kobieto! Litości, moja pani! Nie skazuj swojego sługi na cierpienie! – Zacząłem udawać, że jest moją królową.
- Gajeele, uspokój się. Jadę do domu, a tym mnie odwieziesz.  – Zaczęłam się śmiać, słysząc moje słowa. - Koniec dyskusji, mój sługo! A od mojej szkoły, trzymaj się z dala! Nie chce Cię tam!
- Królowo moja, gdzie twoja dobroć i litościwość! – Jęczałem jak szczeniak…  - Czemu nie chcesz mnie w swojej szkole? – Zapytałem zaciekawiony.
- Bo po za mną i kilkorgiem moich znajomych są tam same pojeby i kretyni. – Pierwszy raz usłyszałem przekleństwo z ust Małej… - Zaraz będą gadać i plotki puszczać. A ja będę musiała ich znosić... - Powiedziała swobodnie, ale na końcu zdania słyszałem smutek w jej głosie. 

czwartek, 5 lutego 2015

Witam :)

Blog ten na razie przez jakiś czas będzie tworzony... Muszę wszystko idealnie dopasować. Będą pojawiać się na nim opowiadania związane z Fairy Tail. Najczęściej tematyki GajeelxLevy i NatsuxLucy. :) Pierwszy rozdział pojawi się w walentynki. :)