poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rozdział V

Przepraszam za tak duże przerwy! Szkoła, szkoła, praca, szkoła... Mało czasu, no i jeszcze końcówka prawka... Kto się orientuje, to wie skąd ten pośpiech. Udało się, zdałam za pierwszym razem. xD Trochę luzu, przed końcem semestru, no i macie rozdział. :) Mam nadzieję, że się spodoba, krótki ale piszę już następny. Powinnam go wstawić na Boże Narodzenie. Kocham was i mam nadzieję, że wy mnie też trochę lubicie, BY THE WAY zapraszam na wattpada i moje konta Akuma Iri. Kilka opowiadań jest też i tam. :* Miłego grudnia! 



Narracja Nikolai
Wjechałem na podjazd i wysiadłem z samochodu. Trzasnąłem drzwiami frontowymi i krzyknąłem.
- Levy!!!
- Tak tato? - Zapytała, wychodząc z kuchni. W rękach miała kubek z kawą.
- Kto to był?!
- Kto?!
- Ten mężczyzna, który u Ciebie był na noc!
- Mój chłopak. Mam 18 lat, tato. Mogę mieć chłopaka, kiedyś i tak bym zaczęła.
- Ten starszy mężczyzna?! To twój chłopak?! Czy ty wiesz ile on ma lat chociaż!?
- Wiem!!! Doskonale zdaje sobie z tego sprawę!
- Zabraniam Ci się z nim spotykać!
- Sobie możesz! Jak Ci się nie podoba to się wyprowadzę. Mogę. Szkołę skończę, Gajeel mi pomoże najwyżej.
- Dzwoniłem do wuja Gildarts'a zamieszkasz z nim i z Caną. Nic mnie nie obchodzi to, że jesteś pełnoletnia. Jutro rano już Cię tu nie będzie.
- Tato!!! - Krzyczała, gdy wychodziłem. Zamknąłem się w gabinecie i zadzwoniłem do firmy przewozowej. Miała przyjechać jeszcze dziś, żeby spakować i przewieść rzeczy mojej córki.


Kilka godzin później...
Narracja Levy
Jadę na koncert w towarzystwie dwóch dryblasów. Są wielcy, niemili i straszni. Chcę do Gajeela!
- Levy, kto to jest?! - Zawołała Lucy.
- Moja ochrona. Lu-chan! Tak mi źle.
- Co się stało, Mała? - Zapytał mój mężczyzna. Nie byłam na meczu, choć obiecałam. Nie miałam szansy uciec z domu, a te dwa dryblasy za mną cały czas łażą. - Nie było Cię. - Słyszałam złość i smutek w jego głosie, widziałam nieme pytanie w oczach.
- Gajeel... - Powiedziałam tylko i zalałam się łzami. Chciał do mnie podejść, chyba przytulić. Jednak "moi" ochroniarze go zatrzymali.
- Ma pan zakaz zbliżania się do panienki Levy. Jej ojciec nie życzy sobie by miał pan z nią jakikolwiek kontakt. - Powiedział ten, który mnie trzymał, gdy wyrywałam się do ukochanego.

Tego dnia, nie wystąpiłam w koncercie. Chwilę po tym zdarzeniu, ochrona zabrała roztrzęsioną mnie do domu. Będąc w swoim pokoju, zemdlałam. Obudziłam się w szpitalu.
- Jest pani osłabiona i bardzo wyczerpana zarówno, psychicznie jak i fizycznie. Domyślam się, że chciałaby pani porozmawiać z psychologiem, na temat tego gwałtu. Sprawa jest już zgłoszona na policję. Pani ojciec był bardzo zły, jak panią odwiedzał.
- Proszę wezwać policję, chcę złożyć doniesienie o fałszywym składaniu zeznań. Nikt mnie nie zgwałcił. To był mój chłopak. To, że mój ojciec jest policjantem i go nie trawi, nie oznacza, że pozwolę mu go bezkarnie oskarżać o niestworzone rzeczy. - Powiedziałam tak spokojnie, jak tylko umiałam w tej chwili.
- Już, już... - Powiedział zdziwiony lekarz i wyszedł. Byłam w pokoju sama, może z pół godziny, gdy wpadło do niego dwoje policjantów.
- Pani Levy McGarden?
- Tak.
- Czy czuję się pani na siłach złożyć zeznania odnośnie gwałtu.
- Tak czuję się na siłach, wyprostować to gówno, którego narobił mój ojciec.
- Co proszę?! - Odezwał się wchodzący do pomieszczenia Nikolai.
- Wynoś się i nie wracaj, ja od dziś nie mam ojca. Rzucam szkołę i wracam do Gajeela. On mnie przyjmie i zrozumie nie to co ty!
- Nie tym tonem młoda panno! On Cię zgwałcił, a ty go bronisz! Czym Cię zastraszył?!
- Niczym! W porównaniu do Ciebie! On jak czegoś pragnął to oto prosił! Ty tylko rozkazujesz i żądasz. Wynoś się!
- Czy chce nam pani powiedzieć, że wcale nie została zgwałcona?! - Zapytała policjantka.
- Tak. To był po prostu ostry seks i mogę w pełni świadoma swoich słów powiedzieć, że bardzo dobry seks. Żaden gwałt. Nikt nigdy mnie nie zgwałcił. Proszę wycofać oskarżenie.
- Mamy świadka, który zeznał, iż widział jak pan Gajeele Redfox szarpie panią w progu jej drzwi.
- Czy tym świadkiem, nie jest czasem pracownik komendy?
- Jest, skąd pani wie?!
- Mój ojciec płaci mu za pilnowanie mnie i donoszenie mu co robię w każdej chwili. Proszę sprawdzić czy nie dostaje lub nie dostał jakiegoś dużego przelewu za to kłamstwo. Za to zapraszam państwa do pozwania mojego Ojca. Powinien iść do więzienia.
- Dobrze... W takim razie... My w sumie skończyliśmy. Może pani tylko podpisze zeznanie i my już sobie pójdziemy.

Kilka tygodni później...
Po raz kolejny zwymiotowałam. To już któryś dzień z kolei, po śniadaniu wymiotuję.
- Może jesteś w ciąży? - Zaśmiała się Cana, stojąca nade mną.
- Kurwa... - Wyrwało mi się... - Nie, to nie... Kurwa... To jest możliwe!
- Co?! Ja żartowałam! Powiedz, że żartujesz?! Levy, kurwa mać, ty masz dopiero 18 lat, jak ty sobie wyobrażasz wychowanie tego dziecka?!
- Będę miała pieniądze, jeżeli o to Ci chodzi.
- Co, skąd?
- Wysłałam tydzień temu kilka moich prac do wydawnictwa. Wydrukują trzy książki mojego autorstwa. Skończę szkołę, dopóki jestem w ciąży to będę pisać ile wlezie, później mniej my nadzieję, też mi się będzie udawało.
- Serio?! Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Nie było czasu, ani nie miałam ochoty.
- Ok... idziesz po test ciążowy?
- Nie, idę do ginekologa...

Sześć miesięcy później...
- Jak się dziś czujesz? - Zapytała mnie Cana.
- Tak jak kobieta w ciąży, która od tygodnia ma zagrożoną ciążę. Na dodatek bliźniaczą.
- Czyli pozytywnie nastawiona do życia.
- Dokładnie.
- Był u nas Jellal z Ezrą. Pytali o Ciebie. Zapraszali na ślub.
- Co powiedziałaś?
- Że pojechałaś na staż do Stanów.
- Dzięki, że mnie kryjesz.
- To twój kuzyn, powinien wiedzieć o dzieciach.
- Kuzyn tak, ale i najlepszy przyjaciel Gajeela. Jak już wcześniej mówiłam, on o dzieciach nie ma prawa się dowiedzieć.
- Ma prawo i to cholerne. Po za tym, Laxus też jest jego najlepszym przyjacielem i jakoś się nie wygadał.
- Widziałaś jak go to męczy?
- Tak, ale moim zdaniem powinnaś mu powiedzieć. To też jego dzieci, w końcu jest ich ojcem.
- Tak, tak. Pieprznij mi moralniaka, bo i tak nic już po tym. Dzieci będą miały wpisanego ojca w aktach urodzenia, może kiedyś będą chciały go poznać i wtedy poznają. Wcześniej ani mi się śni mu powiedzieć.
- Myślałaś już nad imionami?
- Tak... W przypadku dwóch chłopców będą: Alexander i Nikolai. Gdy będą dwie dziewczynki to będą: Alexandra i Nikola. Jak będzie chłopiec i dziewczynka to będą: Nikolai i Alexandra.
- Serio?! Bardziej wymyślać się nie dało?
- Nie. - Ucięłam szybko, czując się już zmęczoną.

Narracja Gajeel
Ona zniknęła, nikt nie wiedział gdzie jest. Nikt nie mógł się z nią skontaktować. Nikt nic o niej nie widział. Staczałem się bez niej. Więcej piłem, paliłem, ćpałem. Miałem dość życia w samotności. Ruchałem co tylko samo pchało mi się do łóżka. Dużo pisałem piosenek, dużo tworzyłem. W końcu rzuciłem używki, a moim narkotykiem stała się muzyka. Koncertowałem, dawałem dużo wywiadów.

- W przeciągu kilku tygodni, wybiłeś się swoimi utworami na szczyty list przebojów, Gajeel. Co lub kto motywuje Cię, do tworzenia tak pięknych, a zarazem smutnych piosenek? - Za pytała mnie kiedyś urocza blond reporterka. 
- Pokochałem. Pierwszy raz w życiu pokochałem, wiem też, że po raz ostatni. Ta mała istotka, zawładnęła całym mną. Dla mnie jest sennym wspomnieniem, czymś, co często mam wrażenie było tylko snem, pięknym, bardzo realnym ale jednak snem. 
- Kim jest ta kobieta, która dała Ci tyle miłości i bólu, który czuć w każdej nowej piosence?
- Mała, gihihihi, tak szybko jak los pchnął ją w moje życie, tak szybko mi ją zabrał. Wiesz jak to jest Susan, gdy pokochasz kogoś na tyle mocno, by po kilku dniach, mieć pewność, że to twoja druga połówka? Ja tak miałem z nią i w przeciągu kilku godzin straciłem wszystko. Miłość, drugą połówkę, serce i duszę, ponieważ Ona zabrała je ze sobą. Nie ważne gdzie teraz jest, może ma już kogoś innego. Może właśnie zakochała się w jakimś molu książkowym albo koledze z najlepszą średnią w szkole. Dla mnie, na zawsze już pozostanie moją Małą. Niską, chudą, zadziorną, odważną i seksowną Małą. Taką ją pokochałem i taki jej obraz w mojej pamięci się wyrył. 
- Mówisz o niej tak jakby odeszła dla Ciebie na zawsze, wybacz że zapytam, ale czy ona dla Ciebie nie żyje?
- Żyje, dla mnie będzie żyła wiecznie. Rano, jeszcze byłem u niej i spędzaliśmy cudowny poranek. Wieczorem, już jej nie było. Jej Ojciec, nie chciał naszego związku. Z perspektywy czasu, nie dziwię mu się. Byłem starszy od Małej o kilka dobrych lat. Jednak to Ona rządziła w tym związku. Ona czegoś chciała, a ja mógłbym stanąć na uszach przysłowiowo, by jej to dać. Zniknęła, jej rodzina nie wie gdzie jest. Jej przyjaciele nie mają z nią kontaktu. Miłość mojego życia odeszła...


Narracja Cana

- Wujku, ona źle się czuję, musi odpoczywać. Nie ma powodu, żebyś teraz ją denerwował. Ona tylko zemdlała!
- A ciąża?! Zamierzaliście mi w ogóle kiedyś o niej powiedzieć?!
- To jest jej decyzja!
- Pewnie ten obrzydły muzyk, recydywista ją do tego zmusił!
- Ona od ośmiu miesięcy nie ma z nim kontaktu! Powiem to tylko raz, więc słucha mnie Wujek uważnie. To przez Wujka, bliźniaki, nie będą miały Ojca. To przez wujka, Levy ma zagrożoną ciążę, ponieważ cały czas ją Wujek denerwuje. Jeżeli nie zmieni Wujek, swojego postępowania, to powiem ochronie, że ma Wujek zakaz odwiedzania jej!!! - Krzyczałam.
- Kto ma zagrożoną ciążę?! - Usłyszeli nagle za sobą krzyk. To była Lucy, dawna przyjaciółka Małej. - Levy, ma zagrożoną ciążę, Lucy. - Powiedział Nikolai, a ja uderzyłam otwartą ręką w czoło.
- Mogę ją odwiedzić? Ja też jestem w ciąży, dwa miesiące temu Natsu mi się oświadczył i planujemy ślub. Sądzicie, że mogłabym ją zaprosić? Dla Ciebie Cana, oczywiście też mam zaproszenie, przyjedziesz z Laxusem?
- Wejdź, tylko jej nie wypytuj, nie przesłuchuj i nie rycz. Z jej zdrowiem jest coraz gorzej, nie powiem przez kogo.

Dwa tygodnie później...
Narracja Levy

Ból był nie do zniesienia, rozrywało mnie od środka, a ja myślałam tylko o bliźniakach. Synek był już na świecie, tata już go widział. Córeczka podobno była źle ułożona, bolało jeszcze bardziej. Po kilku godzinach usłyszałam krzyk i płacz dziecka. Malutka, była już bezpieczna. Moje oczy stały się cięższe i opadały. Pod koniec, przed zaśnięciem słyszałam krzyki sióstr i doktora.
- Serce zwalnia! Musimy zacząć resuscytację! Podajcie adrenalinę dożylnie! Tracimy ją!
- Nie pozwólcie jej umrzeć! - Krzyczał znajomy mi głos, jednak moje oczy zamknęły się, a mnie ogarnęła błoga cisza.

Dzień później...
Narracja Nikolai

Patrzyłem na moją małą córeczkę. Była blada, jej twarz sina, a brzuch już płaski. Bliźnięta, spały spokojnie nakarmione przez pielęgniarki obok łóżka matki, w inkubatorach. Nikolai i Alexandra. Cana, powiedziała mi, że tak moja córka chce nazwać swoje dzieci. 

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział IV

Bardzo was przepraszam za tak długą przerwę w dodawaniu rozdziałów, jednak egzaminy zawodowe, które mam w przyszłym tygodniu, jak i praca przez całe weekendy zabierają ode mnie wszystkie siły i wenę. Od lipca postaram się by tych przerw już nie było. Może napiszę kilka rozdziałów do przodu by tego uniknąć xD. Tak więc przepraszam i zapraszam do czytania :)



Narracja Levy
Lucy poszła sobie już kilka minut po Gajeelu. Poszłam pod długi i odprężający prysznic. Gdy wyszłam w samym ręczniku, zostało mi już tylko pół godziny, do przyjazdu mojego chłopaka. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na portal społecznościowy. Okazało się, że mam na nim zaproszenie od Gajeela i potwierdzenie związku, oficjalnie. Oczy mi się zaświeciły i wszystko potwierdziłam. Przeglądałam właśnie jego profil, gdy zaciekawił mnie jego wiek. Pierwszy raz pomyślałam o tym, ile lat starszy może być ode mnie, czarnowłosy. Gdy zobaczyłam datę urodzenia, wbiło mnie w fotel. 23.06.1987r. DZIESIĘĆ LAT?! Tata mnie zabije… Ale raz się żyje! Zobaczyłam, że pracuje w firmie, zajmującej się handlem bronią i nie zaskoczyło mnie to, że nie chciał się tym chwalić. Znałam tę firmę. Tata zabierał mnie tam kilka razy do roku, na lekcje strzelania i samoobrony. Jellal uczył mnie walki wręcz, a Laxus strzelania. Cieszyłam się, że już ich znam. Ciekawa, jak kiedyś wyglądał Mój Ukochany, zaczęłam przeglądać jego zdjęcia. Już po chwili wytrzeszczyłam oczy i rozdziawiłam usta. Mały Gajeel stał na scenie i grał na gitarze, ja wraz z grupą innych dzieci stałam z tyłu. Pamiętałam ten konkurs, wygrałam go. Przełączyłam zdjęcie i kolejny szok. Widziałam na nim Gajeela, Metalicanę i jakąś kobietę o czarnych włosach. Stali pod wierzą Eiffla. Spojrzałam na podpis i czuje, że chyba mam zawał. „Trasa koncertowa Rock Dragons po Europie 2010. Paryż!” Siedziałam tylko i patrzyłam na to zdjęcie, jak zaczarowana. On był synem Metalicany?! Kocham go bardziej!!! Zadzwonił dzwonek. Na zegarku była 23.50. Pisnęłam z całych sił i pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je i od razu skoczyłam na Gajeela, całując go namiętnie. Zamruczał, zadowolony. Chyba spodobało mu się takie przywitanie. Poczułam jego dłonie na moich udach. Zapomniałam, że jestem z samym ręczniku! Znowu pisnęłam.
- Podoba mi się jak mnie witasz… - Wymruczał. – Twój strój także… - Znowu mnie pocałował, wchodząc do domu i zamykając drzwi na klucz. Od razu ruszył do mojego pokoju, a ja tylko jęczałam na jego rękach. Całował tak cudownie… Namiętnie, delikatnie, a mimo to mocno i zachłannie. Podgryzłam mu dolną, pełną wargę, a on na mnie warkną. Jego dłoń w tym samym momencie znalazła się na mojej kobiecości. Jęknęłam głośno, puszczając jego wargę. Gdy jego palec we mnie, nawet na chwilę nie przestawał się poruszać. – Mała, chyba nie chcesz, żebym przestał być delikatny? Nie gryź mnie, bo stracę nad sobą panowanie… - Wypowiedział seksownym pomrukiem. Jego uśmiech, obiecujący wiele orgazmów tej nocy, ogłupiał mnie. Szalałam od jego usta, dłoni i palców. Znowu się całowaliśmy, a ja znowu go ugryzłam. Mocniej, do krwi. Oblizałam delikatnie tą małą rankę, a we mnie, były już trzy palce. Poruszające się, coraz mocniej. – Mówiłem… coś. Nie chce tracić opanowania… - Zamknęłam mu usta, swoimi. Mimo to, już po chwili oderwałam się od niego, oblizując usta z jego krwi.
- Przestań! Przestań się powstrzymywać, chcę Ciebie, takiego jaki jesteś! Kocham Cię! – Wymruczałam, nabijając się na jego palce. Znowu na mnie warknął. Byliśmy już przy drzwiach od mojego pokoju, które jak na złość były zamknięte. Chciałam je otworzyć, a Gajeele, tylko oparł mnie o nie i wyjął ze mnie palce.
- Jak sobie życzysz… Koniec z kontrolowaniem się… - Wyszeptał, a jego czerwone oczy szalały. Wciąż trzymając mnie w górze, jedną ręką i naporem swojego dużego ciała. Drugą ręką odpiął swój rozporek i przejechał główką nabrzmiałego członka po mojej kobiecości. – Nie będę delikatny… Będę dziki, szorstki i agresywny, wezmę Cię, tak jak zechce i ile razy zechce. A ty, mi nie odmówisz. – Warknął na mnie, pewnym siebie głosem, który odebrał mi zdolność racjonalnego myślenia, więc tylko kiwnęłam głową. – Bierzesz tabletki? – Zapytał krótko. Gdy znowu machnęłam głową, wszedł we mnie mocno. Gdy krzyknęłam z rozkoszy, on nawet nie zwolnił, poruszał się we mnie mocno i głęboko. Pieprzył mnie! On mnie pieprzył, jak tylko chciał! Gdy po kilku pełnych rozkoszy minutach, zaczynałam zbliżać się do spełnienia, on tylko na mnie warknął. – Nawet nie myśl, że pozwolę Ci tak szybko dojść! – Powiedział, patrząc mi w oczy, wciąż poruszając się w moim wnętrzu. Gdy nagle ze mnie wyszedł, zachłysnęłam się powietrzem. – Sama tego chciałaś Mała… Mogłaś mnie nie gryźć! – Powiedział szorstko i przerzucił mnie sobie przez ramię! Gdy pierwszy szok minął, wpadłam w kolejny, bo nie weszliśmy do mojego pokoju, tylko Gajeel, schodził na dół. Stanął na środku salonu i rozejrzał się. – Myślę, że na razie stół wystarczy… - Mruknął cicho, jak do samego siebie i opuścił mnie lekko na krawędź, drewnianego mebla. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy ponownie we mnie wszedł. Kolejny krzyk, wyrwał się z mojego gardła tego wieczoru. Popchnął mnie na plecy, jedną rękę podłożył mi pod głowę, a drugą trzymał moje biodra, wciąż mocno pchając. – Levy, dziś na pewno nie odpoczniesz… - Wyszeptał w moją szyję, pomiędzy robieniem kolejnych malinek.
- Och… Nie… ma… sprawy… Kochanie! – Ostatnie słowo, wykrzyczałam, gdy oboje doszliśmy. Czarnowłosy tylko warknął.
Tej nocy, uprawialiśmy seks sześć razy. Robiliśmy to na stole, parapecie okna wychodzącego na ogród, kanapie, w łazience, na stojąco przed ogromnym lustrem szafy i w moim łóżku. Byłam wykończona i przyjemnie bezsilna, gdy skończyliśmy. Właśnie wróciliśmy z wspólnego, ale na szczęście normalnego prysznica i położyliśmy się w moim łóżku. Gajeel położył się na boku i oglądał spustoszenie jakie zrobił na moim ciele. Malinki miałam wszędzie i miałam siniaki. Na pośladkach od kantu stołu, na nadgarstkach po kanapie, na udach po parapecie. Po za tym, kilka ugryzień na całym ciele. W końcu dał sobie spokój i zaczął.
- Mówiłem, żebyś mnie nie gryzła… - Powiedział smutny.
- Ale ugryzłam i powiem Ci, że mam zamiar dalej, od czasu do czasu to robić. Czuję się przyjemnie zmęczona i obolała. – Stwierdziłam, przytulając się do niego.
- Możemy pogadać? Tak poważnie, o mnie, o nas?
- Oczywiście, że możemy kochanie… - Powiedziałam, składając na jego klatce słodki pocałunek, w miejscu, gdzie znajdowało się serce. – Ale muszę Ci powiedzieć, że wiem gdzie pracujesz, z kim pracujesz i kim jest twój tata. Ile masz lat i wszystko inne co udało mi się znaleźć. A to wszystko, z twojego profilu. No i przyjęłam twoje zaproszenie i potwierdziłam nasz związek.
- Wiesz, że Cię kocham? – Zapytał cicho.
- Domyślałam się, ale po dzisiejszej nocy jestem pewna… - Zaśmiałam się i dałam mu buziaka w brodę.
- I tak to powiem, kocham Cię Levy McGarden. Jednak teraz czas spać… - Mruknął i spojrzał na już śpiącą dziewczynę. Resztę powiem jej jutro wieczorem…

Narracja Nikolai
Siedziałem właśnie w biurze, gdy zadzwonił mój telefon. Było naprawdę wcześnie, więc w biurze znajdowało się tylko kilka osób. Było w pół do szóstej rano.
- Słucham? – Odebrałem, wiedząc kto dzwoni.
- Tak jak pan prosił, proszę pana. Dzwonię by złożyć raport z wczorajszego dnia. – Powiedział mi głos, jednego z policjantów w Fiore. Victor, był na tyle użyteczny, by za małą opłatą obserwować moją córkę, gdy ja pracowałem. – Do domu Panienka Levy, wróciła z tym samym mężczyzną, który odwiózł ją po piątkowym koncercie i niedzielnych zakupach. W szkole, była na wszystkich zajęciach i zgłosiła się do wystąpienia na koncercie kończącym Dni Sportu. Jutro, może nie pojawiać się w szkole, aż do samego koncertu, który odbędzie się o dziewiętnastej. Czarnowłosy mężczyzna, spędził z nią popołudnie i wczesny wieczór. Odwiedziła ich Panienka Lucy, której otworzył w samych bokserkach ten sam mężczyzna. Po kilku minutach wyszedł z pańskiego domu i odjechał. Przyjechał znowu, chwilę przed dwunastą i wciąż się w nim znajduje. Pańska córka, otworzyła mu z samym ręczniku, całując go.
- Czy to wszystko? – Warknąłem, zbierając kluczyki i marynarkę z biura, kierując się do wyjścia.
- Nie, proszę pana. Sprawdziłem dane, tego mężczyzny i wysłałem przed chwilą do pana faksem.
- Dobrze się spisałeś, masz premie. – Warknąłem i rozłączyłem się, wracając się do faksu.
Dane:
Gajeel Redfox
Ur. 23.06.1987r.
Wice prezes kompleksu „Pod Smoczym Ogniem”
(Prezes Jellal Fernandes, drugi Wice prezes Laxus Dreyar)
Studiował ekonomie, zarządzanie i muzykę-zaocznie.
Przyszły spadkobierca wytwórni płytowej oraz studia nagraniowego „Fairy Tail”
Rodzice:
Metalicana (pseudonim artystyczny) Alexander Redfox – Basista Rock Dragons, współwłaściciel wytwórni płytowej i studia nagraniowego „Fairy Tail”
Aya Redfox (Connell) – Piosenkarka. Zmarła 01.09.2010. Zabita, podczas ataku na Rock Dragons w Berlinie (postrzelona w szyje).
Bliska rodzina:
Alzack Connell – Wujek
Bisca Connell – Ciotka
Asuka Connell – Kuzynka
Czytałem jego dane, pośpiesznie idąc do windy. Na szczęście była pusta i nikt nie musiał słyszeć, jak warczę pod nosem, pomysły ukarania mojej córki i zabicie tego faceta. On był od niej DZIESIĘĆ LAT STARSZY!!! Zniósłbym muzyka, artystę, poetę, a nawet pisarza. Ba! Bezrobotnego kretyna, pewnie też bym zniósł. Jednak nie. Moja kochana córka, musiała zacząć spotykać się z jakimś starym kolesiem! Który na dodatek, pewnie tylko chce ją wykorzystać… Myślałem, że moja córka, jest rozsądną, mądrą młodą kobietą. Widocznie się pomyliłem… W jednym momencie, straciła moje zaufanie i swoją wolność. Wyszedłem na parking i ruszyłem do czarnego terenowego Hammera.

Narracja Gajeel
Bzzz… Bzzz… Bzzz… Cholerny telefon! Uniosłem powieki i zauważyłem tylko niebieskie włosy, kruszyny, która spała na mojej piersi. Wysunąłem się z pod Levi, dając jej buziaka w czoło i wychodząc do łazienki odebrałem.
- Słucham… - Mruknąłem nie wyspany i zły, na taką pobudkę.
- Gajeel, gdzie Ty kurwa jesteś? – Warknął w moją stronę Laxus.
- Jestem… Nie jestem u siebie. – Powiedziałem, stwierdzając, że może jednak nie mówić prawdy.
- Czyś Ty kurwa oszalał?!?! – Krzyknął wściekły blondyn do słuchawki. – Powiedz mi proszę, że nie jesteś w tej pierdolonej chwili u Levi?
Zamarłem, chcąc odpowiedzieć uczciwie, ale mimo wszystko zastanawiało mnie jego zdenerwowanie.
- Jestem, właśnie mnie obudzi… - Poczułem szczupłe ramiona oplatające mnie w pasie. – Witam Koteczka… - Zamruczałem do niebieskowłosej, dając jej długiego buziaka. – Właśnie nas obudziłeś.
- No to spierdalaj! – Krzyknął.
- Niby kurwa dlaczego?
- Może dlatego, że jej ojciec wynajął jednego z przydupasów mojego ojca, żeby jej pilnował. A ten, chcąc dostać premię, codziennie rano składa mu raport z dnia wcześniej. W tym momencie Nikolai McGarden, zapierdala tutaj swoim samochodem ze stolicy i to jedzie wpierdolić TOBIE!
- Dobra, rozumiem, zbieram się. – Powiedziałem zły i rozłączyłem się. – Mała, twój tata wraca, a to oznacza że ja na razie się muszę ewakuować… - Powiedziałem jej bardzo smutnym głosem, patrząc prosto w oczy.
- Dobrze…  
- Przyjdę na dni sportu, dobrze? Przyjechać po Ciebie, czy… - Chciałem zapytać, czy przyjdzie sama, ale zrezygnowałem. – Poproszę Jellala, żeby po Ciebie przyjechał. Dobrze? I tak będzie chciał pooglądać Erze.
Kiwnęła energicznie głową, na znak zgody. Zacząłem się ubierać, a Ona weszła pod prysznic. Wsadziłem do niej głowę i pocałowałem w policzek i czoło.
- Przyjdziesz pooglądać, jak gram dla twojej szkoły? – Zapytałem.
- Będę. – Powiedziała żarliwie, a ja wyszedłem z łazienki. Zszedłem na dół, założyłem buty i ruszyłem do mojego cuda. Wsiadłem i wyjechałem w drogę powrotną do domu. Na skrzyżowaniu, zauważyłem dużego terenowego Hammera. Rozpoznałem Ojca Levi, więc kiwnąłem mu głową. W domu byłem już około ósmej rano, więc nie miałem dużo czasu. Wziąłem prysznic, uczesałem i wysuszyłem włosy, po czym ubrałem dresy i podkoszulkę. Do plecaka (kostka) wrzuciłem czarne spodnie, kurtkę i glany. Jak mam wieczorem grać, to trzeba jakoś wyglądać.

Narracja Nikolai

Droga do domu, jeszcze nigdy nie zajęła mi tak szybko. Na skrzyżowaniu, zauważyłem jakiegoś typka na motorze. Gdy kiwnął mi głową, domyśliłem się, że musi to być Redfox...

sobota, 9 maja 2015

Rozdział III

09.02.2015r. Poniedziałek, rano

Poniedziałek, przyszedł za szybko. Po drodze do szkoły, spotkałam Lucy, moją przyjaciółkę i jej chłopaka, który przyglądał mi się uważnie, nie odzywając się.
-No to opowiedz, o tym chłopaku! – Zawołała blondynka.
- Nic szczególnego nie wiem. Wiem jak się nazywa, jakie kapele lubi i że jeździ motorem, którego nazywa Ryuu. – Stwierdziłam szybko.
-Nie wiesz nic więcej o Gajeelu?! – Zapytał mnie Dragneel.
-No mówię, że nie. Pomógł mi, jak wracałam z koncertu, na którym go poznałam. – Odpowiedziałam szybko, żeby nie podejrzewali mnie o cokolwiek związanego z Redfoxem.
Lekcje minęły mi spokojnie, Lu-chan i Natsu, dali mi spokój i rozmawialiśmy o wszystkim innym. Byłam zamyślona, słuchałam ale nie zwracałam zbytniej uwagi, na to co do mnie mówią. Tego dnia, pierwszy raz od początku szkoły, nie byłam ani razu w bibliotece. Nawet pani się o mnie pytała… Razem z Mirą, Juvią i Lu-chan, stałyśmy przed szkołą i gadałyśmy o jakiś bzdurach. Miło spędzałyśmy czas po lekcjach, czekając na Lisannę. Dźwięk przejeżdżającego koło szkoły motocyklu, był dla nas codziennością, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Do czasu… aż usłyszałam dość głośny krzyk od strony bramy.
-Mała! – Odwróciłam się, bo doskonale pamiętałam do kogo ten głos należy. Siedząc na swoim Ryuu, przed moją szkołą, wołał mnie… Zdziwiłam się, skąd wiedział, że się tu uczę?! – Podejdź, do mnie! Musimy porozmawiać! – Powiedział na tyle głośno, że usłyszałam. Położyłam swój plecak na chodniku przy dziewczynach, mruknęłam niewyraźne „zaraz wracam” i skierowałam się do niego.
-Głupku! Co ty wyprawiasz pod moją szkołą?! – Powiedziałam do niego zła, a on tylko się uśmiechnął.
- Mała… - Wymruczał, co przyprawiło mnie o rumieńce. – Mam dla Ciebie propozycję, nie do odrzucenia. – Powiedział, po czym zachichotał. Kilka zaciekawionych całą akcją osób, przysłuchiwało się nam po kryjomu.
-Słucham? – Powiedziałam.
-Mam bilety na Skillet’ów. Koncert w ten weekend. Piątek o 20. Ten sam bar, co poprzednio. – Powiedział i wyciągnął do mnie rękę. Wiedziałam, o co mu chodzi, jednak wahałam się.
-Nie wiem… Muszę się zastanowić. Nie dopowiem Ci teraz. – Powiedziałam, świadoma tego, że praktycznie już się zgodziłam. Patrzył na mnie takimi oczami, że nie umiałam się powstrzymać. – Poczekaj, wrócę po torbę. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej na moje słowa i odczepił kask dla mnie z tyłu.
-Jadę już do domu. Pa, dziewczyny. Pogadamy jutro. – Odezwałam się, zabierając swój plecak i zakładając go na plecy. Przytuliłam każdą z nich i wróciłam do Gajeela. – Mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy przyjeżdżasz po mnie do szkoły. – Mruknęłam, gdy wręczył mi kask. Założyłam go i stałam chwilę, lekko zadumana. Chłopak zerknął na mnie, a ja zdjęłam ten „hełm” z głowy i powiedziałam do niego szeptem. – Nie wsiądę na niego w spódniczce. Nie wsiądę! – Widziałam, jak bardzo ucieszyły go moje słowa.
-Siadaj z przodu, tyle że wtedy, bez kasku i będziesz musiała usiąść częściowo na mnie. – Mówił to poważnym głosem, jednak jego oczy cieszyły się jak nigdy. Zsiadł i zrobił mi miejsce. Uważając by czasem nie podwinęła mi się spódniczka, wsiadłam na Ryuu. Po chwili, poczułam jak Redfox, obejmuje mnie i przechyla głowę w moją prawą stronę. – Jak dla mnie, zawsze możemy tak jeździć. – Wyszeptał, muskając swoimi wargami, moje ucho. Siedziałam tyłkiem na jego kroczu! Chciałam zejść, ale on złapał już kierownicę i odpalił motocykl. – Złap się moich ud. Inaczej możesz mieć problemy z równowagą. – Gdy to zrobiłam, ruszyliśmy. Wtuliłam się w jego tors, plecami i głowę do jego szyi. Słyszałam, jak mruczy zadowolony z moich ruchów i naszej pozycji. Było mi bardzo ciepło. Czarnowłosy, zawsze kojarzył mi się z ciepłem i interesującą osobowością. Dojechaliśmy szybko, nawet troszkę za. Zaczynałam lubić jazdę z Gajeelem. Z nim, czułam się bezpiecznie. Gdy zaparkował i zgasił swoje cudeńko, położył ręce na moich udach… Mrucząc przy tym jak kot, którego się głaszcze. – Jak dobrze jest, gdy jesteś tak blisko… Taka ciepła, pachnąca i mała… - Znowu zamruczał, do mojego ucha.
-Gajeel, musimy przestać… - Wyszeptałam, mimo iż wcale nie chciałam tego przerywać. Usłyszałam ciche warknięcie i poczułam jak mnie puszcza. Po chwili wstał, a ja za nim. Spojrzałam na jego wyraz twarzy. Wyglądał jak dziecko, któremu zabrano jego ulubioną zabawkę i kazano się uczyć… - Może chcesz wejść do środka? – Jego oczy… tak bardzo lśniły, gdy wypowiadałam to zdanie.
-Nawet nie wiesz, jak chętnie. – Podszedł do mnie i zabrał mój plecak, jednocześnie, biorąc mnie na ręce. – Zmęczona po lekcjach? – Zapytał z nieukrywaną troską.
- Troszkę… Położyłabym się spać albo czytać, z gorącą herbatką lub kakao. – Rozmarzyłam się, oplatając rękami jego szyję, by nie spaść przypadkiem i kładąc głowę na ramieniu.
- Jestem za położeniem się, a przed tym ciepłe kakao. – Zaproponował.
-Och tak… Jestem jak najbardziej za… - Mówiłam, prawie zasypiając na jego rękach.
-Mała, nie śpij. Jeszcze nie czas… - Zaśmiał się do mnie, gdy zasypiałam na jego rękach.
-Dobrze. Zasnę tak jak w piątek… - Mruknęłam zadowolona, wtulając się w jego szyję.
-Nie mam nic przeciwko. W piątek, spało mi się doskonale... – Wymruczał, tuż przy mojej twarzy.
- Mi też, chodź pobudkę wolę jednak spokojną, a nie taką jak w sobotę…  
- A jak wraca twój tata, jutro z rana? – Zapytał mnie od razu.
-Nie wraca. Będzie dopiero w niedzielę w nocy… - Nim skończyłam mówić, poczułam jego usta na moich. Całował, tak jak dwa dni wcześniej… Delikatnie, namiętnie, pełen pasji. Uwielbiałam to, jak delikatnie mnie trzymał, jak ostrożnie mimo pożądania, mnie całował. Czułam, jak bardzo chciał więcej… Jednak na razie, musiał poczekać. Oderwał się ode mnie, po kilkunastu sekundach i pozwolił mi dokończyć. – Masz na później jakieś plany? – Zapytałam go z błyskiem w oku…
 -Mam… - Mruknął zadowolony. – Zostać u Ciebie, doprowadzić Cię do szaleństwa i porządnie się na jutro wyspać … - Pocałował mnie po raz kolejny. Po jakimś czasie, odsunął się niechętnie i ruszył do kuchni. Tam, zeszłam z jego rąk i szukałam kakao. Gajeel, w tym czasie, znalazł dwa kubki dla nas. Wstawiłam mleko, by podgrzało się do naszego napoju. Po kilku chwilach, zalał on nasze kakao i zaniósł kubki do salonu. Położył je na stoliku i usiadł na kanapie. Zgarnął kocyk z jego oparcia i zaprosił mnie do siebie. – Choć. Poleżymy i wypijemy. Później zobaczymy, na co będziemy mieli ochotę… - Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach. On, otulił mnie swoimi ramionami i oparł moją głowę na swoim barku. – Mmmmm… Jak miło, cieplutko… - Mruczał, otulając nas kocykiem. Wychyliłam się lekko i złapałam swój napój. Napiłam się i poczułam jak ciepło rozlewa się po mnie od środka. Tak przyjemnie ciepło…
-Mogłabym spędzić tak resztę życia… - Wymruczałam… Poczułam jego usta, na moich i oddałam pocałunek. – Tak bardzo mi dobrze… W twoich ciepłych ramionach… - Mruczałam lekko otumaniona, całą przyjemnością.
-Mi też… Jest bardzo dobrze… Mała? – Zapytał nagle.
- Tak? – Nawet nie podniosłam głowy z jego barku.
-Idziesz jutro do szkoły? – To, jak bardzo zrozpaczonym głosem to powiedział, troszkę mnie rozczuliło.
- Nie idę. Są dni sportu, więc zostaję w domu i odpoczywam. Chyba, że masz zamiar nie dać mi odpocząć? – Zaśmiałam się do niego, podnosząc głowę, by móc swobodnie na niego spojrzeć. Patrzył on na mnie, jak zaczarowany.
-Oznacza to, że zostajemy w tym domu, na cały dzień i zajmiemy się relaksowaniem. - Wiedziałam jak świeciły jego oczy, gdy wypowiadał ostatnie słowa…
-Ja już wypiłam swoją gorącą czekoladę. Idziemy się położyć? – Zapytałam, a on wiedział, że chodzi mi o chwilę spokojnego snu.
-Oczywiście, że tak Mała. – Otulił mnie mocniej kocykiem i po chwili już byłam w powietrzu. Gajeel, trzymał mnie na rękach, znowu, niósł do mojego pokoju. – Po ciężkim dniu, czas na odpoczynek… Ja też dzisiaj miałem dużo pracy… - Spojrzałam na niego, ledwo przytomna… Byłam szczerze zaskoczona. Gajeel, mówił, że nie może mi powiedzieć nic, o swojej pracy. Chciałam zapytać, gdzie pracuje, co robi… Jednak, sen za bardzo mnie zmorzył… Chwilę później, już zasnęłam, za nim jeszcze doszliśmy do mojego pokoju.


Narracja Gajeel

Właśnie wchodziłem na schody, prowadzące do pokoju Levy, gdy usłyszałem jej spokojny oddech i ciche pochrapywanie. Spojrzałem na nią i tak jak myślałem, spała. Była taka mała, delikatna… Nie było dobrym, znowu ją spotkać. Pewny jestem, że nie poradzi sobie w moim świece… On by ją zniszczył… Tak bardzo nie pasuje do mojej rzeczywistości. Jednak, zaciekawiła mnie. Ona jedna, nie wiedziała, kim jestem. Nie interesowała się moją przeszłością czy jakimiś większymi szczegółami… Czułem, że pragnie tylko żyć. Naprawdę, w końcu zacząć żyć… Miałem wrażenie, że cały czas, przy wszystkich udaje… Mimo to, przy mnie nie… Czułem się z tego powodu szczęśliwy. Zainteresowała mnie, ciekawiła, intrygowała… Wszedłem do jej pokoju. Już troszkę mi znanego… Odwinąłem ją z kocyka, a ona od razu wtuliła się we mnie, chcąc jak najwięcej mojego ciepła. Zdjąłem z niej spódniczkę, koszulkę i skarpetki. Była taka delikatna, taka mała i urocza… Zdjąłem spodnie i koszulkę, położyłem się koło niej i otuliłem ramieniem. Już chwilę później, wtulała się w moje ciało. Przykryłem nas jej kołdrą i sam też zamknąłem oczy…
Otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącą na mnie Levy. Mała, była jak kociak. Potrzebowała ciepła, pieszczot i dużo miłości. Wiedziałem, że zakochiwanie się w niej, dobre nie jest… Jednak nie potrafiłem powstrzymać się, od spotykania z nią. Poczułem jak odwraca się, by leżeć na mnie brzuchem. Po chwili, podniosła swoje powieki i spojrzała na mnie. Była teraz tak cholernie seksowna. W samej bieliźnie, leżąca na mnie, podpierająca głowę na swojej ręce… Rozczochrane lekko włosy, wesoły, lekko lubieżny uśmiech, dodawał jej jeszcze więcej uroku.
-Hej, Gajeel… - Zamruczała, moja kicia.
-Hej, Malutka. Masz na coś ochotę? – Zapytałem ją, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
- Mam… Na Ciebie… - Mrucząc, przy moim uchu, ocierała się o mnie…
- Jak sobie życzysz! Oddam Ci wszystko co moje… - Powiedziałem i przekręciłem się tak, bym to ja był na górze. – Dostaniesz dokładnie to czego chcesz… - Już po raz trzeci, uprawialiśmy seks… Mała, była taka słodka i urocza, gdy najpierw dopraszała się seksu, a później, wstydziła jęczeć pode mną. Uwielbiałem to w niej. Tą szczerość i uległość… Była wspaniała.
Leżałem lekko zmęczony… Mała, znowu spała na mojej piersi… Była wykończona po stosunku. Wspominałem nasz pierwszy raz… Odwoziłem ją do domu… Kazałem podejść do siebie i pocałowałem. Od razu mi uległa. Zdziwiłem się, gdy zaczęła całować mnie zachłannie… Podniosłem ją na ręce i zaniosłem do domu, tam od razu, skierowaliśmy się do jej pokoju. Kilka godzin, bawiliśmy się świetnie. Później, po prostu poszliśmy spać. Obudził nas, telefon Małej, który cały czas dzwonił… Odebrała i chwilę później się rozłączyła. Kazała mi się szybko zbierać i zwijać, bo za jakieś półgodziny będzie w domu jej ojciec. Dałem jej mój numer telefonu, jeżeli chciałaby powtórki i odjechałem. Już na drugi dzień, spotkaliśmy się w centrum. Byliśmy na zakupach i spotkaliśmy się, w jednym ze sklepów. To był czysty przypadek, jednak wystarczył, żebyśmy kolejny wieczór, spędzili razem. W nocy, znowu odwoziłem ją do domu. Jej ojca nie było, ale mimo to chciała spać w domu. Nie sądziłem, że taka będzie. Myślałem, że mała, delikatna i spokojna dziewczynka, nie pozwoli mi na to wszystko. Ona, taka nie była. Od razu mówiła, kiedy miała na mnie ochotę i brała co chciała. Nie pytała o mnie, opowiadała dużo o sobie. Patrzyła na mnie z zaintrygowaniem i nutką strachu, a mimo to podniecała mnie, jak żadna inna. Była całkowicie w moim typie. Mała, delikatna, słodka i urocza… Czułem, że to już nie tylko pożądanie, ale coś więcej. Wiedziałem, że tamtej pierwszej nocy, to był jej pierwszy raz… Cieszyłem się z tego. Chciałem, żeby należała tylko do mnie…
Usłyszałem dzwonek z dołu. Ostrożnie wysunąłem się pod Małej i ruszyłem do drzwi. Zapomniałem, że jestem w samych bokserkach. Rozczochrany i z malinką na obojczyku, którą zrobiła mi Levy. Odruchowo, otworzyłem i zobaczyłem zaskoczoną blondynkę. Pierwsze co rzuciło mi się o oczy, to jej cycki, które były ogromne. Jednak jak spojrzałem na twarz, to rozpoznałem w niej koleżankę mojej księżniczki.
-Potrzebujesz czego? – Zapytałem, opierając się o drzwi. Po chwili, usłyszałem skrzypienie schodów i kroki malutkiej.
-Gajeele… Czy coś się stało? – Zapytała niebiesko włosa. Spojrzałem na nią i od razu poczułem pożądanie. Miała na sobie moją koszulkę, rozczochrane włosy i zaspaną twarzyczkę… Po prostu urocza!
-Nie Mała, nic się nie stało. Koleżanka do Ciebie przyszła. – Powiedziałem do niej i zobaczyłem, jak szybko, otwiera oczy szeroko i spogląda na dziewczynę stojącą w drzwiach. Też na nią zerknąłem i zobaczyłem, szok wypisany na jej twarzy.
-Levy?! – Zawołała.
-Nie krzycz… - Odpowiedziała zrezygnowana Mała. – Wejdź. Nie będziemy rozmawiać przez próg. – Widziałem, jak bardzo zszokowana jest naszym widokiem.
-Gajeel. – Przedstawiłem się, wyciągając do niej rękę. Uścisnęła ją lekko.
 - Lucy Heartfilia. – Powiedziała wystraszona.
-Mała? – Zawołałem spokojnie.
-Tak?! – Odpowiedziała mi z kuchni.
-Zrobisz mi kawę? – Zapytałem ją.
-Jasne. Czarną? – Zaśmiała się, pytając.
-Tak! Idę się ubrać, zaraz do was przyjdę. – Powiedziałem, dając jej buziaka w usta, gdy wyszła po otępiałą koleżankę i wbiegłem po schodach, na górę. Zamknąłem za sobą drzwi i zacząłem szukać swoich spodni. Były przy fotelu. Włożyłem je na tyłek i sięgnąłem do kieszeni, po telefon. Zobaczyłem, że mam wiadomość, od Jellala. „Odbiór jutro. Pod szkołą Fairy Tail. Rano. Bądź punktualny. Kurier Natsu. Zadbaj o bezpieczeństwo paczki.” Odpisałem, że dobrze i żeby się nie martwił, po czym zszedłem na dół.


Narracja Levy

W tym samym czasie na dole
- Lucy? Lucy?! Lucy!!! – Krzyknęłam, patrząc na cały czas ogłupiałą koleżankę.
- Aaaaa… - Zawołała, cicho. – Przepraszam, chyba dalej jestem troszkę w szoku.
- Spoko. Chcesz coś do picia? –Zapytałam wstawiając wodę na kawy dla mnie i mojego ukochanego… O czym ja myślę?! „Dla mojego ukochanego?!” Pojebało Cię Levy?! Zapytałam samą siebie. On chce tylko seksu, ty chcesz dobrego seksu. Koniec pięknej bajki, o księżniczce i księciu. Definitywnie.
- Tak, herbatę po proszę. – Odpowiedziała, siadając na kanapie.
-Po co do mnie przyszłaś? – Zapytała, nawet nie siląc się, na przyjazny ton. Byłam na nią zła. Przez nią, Gajeel, pewnie pojedzie do siebie i nici z mojego wspaniałego planu…
-Oj, nie bądź na mnie zła! – Zawołała, słysząc mój głos. – Przyszłam zapytać Cię, czy przyjdziesz jutro na dzień sportu do szkoły?. – Powiedziała. Usłyszałam jak Redfox schodzi po schodach.
- Raczej nie, a co? – Uśmiechnęłam się, sądząc, że za chwilę zmyję się ona z mojego domu.
- Bo Natsu się pytał czy będziesz. – Powiedziała zdziwiona. Wtedy poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i oddech na szyi.
-Usiądź i na spokojnie pogadaj z koleżanką, ja zajmę się napojami. – Wymruczał i przygryzł lekko płatek mojego ucha. Odwróciłam lekko głowę i pocałowałam go w usta. Odwzajemnił mój pocałunek, bardziej żarliwie, niż się tego spodziewałam. Gdy oderwaliśmy się od siebie, ruszyłam do salonu i usiadłam naprzeciw przyjaciółki.
-Czemu Natsu interesuje się, czy będę na dniach sportu w szkole? – Zapytała podejrzliwie, zerkając ukradkiem na zgrabny tyłek czarnowłosego. Widziałam, jak na imię chłopaka, spina wszystkie mięśnie i skupia się, na przysłuchiwaniu naszej rozmowy.
-Nie wiem! I to mnie martwi! Dziwnie się ostatnio zachowuje! – Zawołała, jakby przerażona zmianą zachowania swojego chłopaka.
-Jak to dziwnie?! – Zapytała, jakby mnie to w ogóle interesowało…
-Znika częściej niż zwykle. Teraz, nie ma dnia, żeby nie jechał na miejsce tych nielegalnych wyścigów. Ba, nic nie chce mi powiedzieć! Ani czy bierze w nich udział, czy jedzie tylko oglądać! A ja się martwię i od zmysłów odchodzę, bo boję się, że stanie mu się krzywda. – Ze zdania na zdanie, mówiła coraz to głośniej, a w jej oczach pojawiły się łzy. Odruchowo spojrzałam na Gajeela, który szedł do nas z kubkami na tacy. Jego mina wyrażała, emocje zupełnie różne, od tych, których się spodziewałam. Jego twarz była spokojna i wyrażała kojące przeczucie, że mimo to, wszystko będzie dobrze… Postawił kupki przed nami i usiadł za mną, otaczając ramieniem i przyciskając do swojej piersi.
-Nie masz co się o niego martwić. – Powiedział spokojnie, jakby mówił, że jutro ma być słoneczna pogoda.
-Ale jak to, mam się o niego nie martwić?! – Krzyknęła zła Lucy.
-Natsu nie jeździ w wyścigach, mimo że mógłby nawet je wygrywać. – Powiedział, dalej spokojny czerwonooki. – Kiedyś zapytałem go, czemu nie jeździ. Wiesz co mi odpowiedział? Że jego dziewczyna za bardzo się o niego martwi i nie chce, jej jeszcze bardziej męczyć. Przyjeżdża na zjazd, żeby oglądać z nami wyścigi, początkujących i czasami komuś pomóc. To dobry chłopak. Zawsze wyciąga nas z paki, jak któregoś złapią. Znam go od małego, nasi ojcowie są przyjaciółmi, więc dosyć dobrze się dogadujemy. – Wiedziałem, że zdanie o dogadywaniu się, było kłamstwem, ale ona tego wiedzieć nie musiała. – Zresztą, bez mojej zgody, nie mógłby wziąć udziału w żadnym wyścigu. – Dokończył swoją wypowiedź. Lucy płakała. To nie były łzy zdenerwowania, frustracji czy smutku. Płakała ze szczęścia, że będzie mogła być spokojna o swoją miłość. Jego kojący głos i ton, który dodatkowo wzmagał emocje słuchacza, doskonale przydawały się w takich sytuacjach.
-Dziękuję… Naprawdę Ci dziękuję! Dzięki temu, co mi powiedziałeś, mogę być dumna z mojego ukochanego. – Powiedziała, po czym posłała mu uśmiech przez łzy, spływające po jej policzkach.
-Nie masz za co dziękować. To chyba oczywiste, że powiedziałbym Ci o tym tak czy inaczej. Nie chciałbym, żeby przyjaciółka Małej, cierpiała przez to, że ja coś zataiłem. – Powiedział i pocałował mnie w policzek, mocniej przytulając. Blondynka, przyglądała się nam z nikłym uśmieszkiem. Przekręciła lekko głowę w bok i cicho zachichotała.
- Naprawdę do siebie pasujecie! Wyglądacie, na taką szczęśliwą parę. Zupełnie nie widać, że dopiero zaczynacie angażować się w ten związek. – Rzekła, jak prawdziwy psycholog. Czułam jak moje policzki, stają się czerwone, a później bordowe. Gdy zerknęłam kontem oka na chłopaka za mną, zobaczyłam taką samą reakcję, chciałam poruszyć się w jego ramionach, lecz on, tylko mocniej mnie ścisnął i położył głowę na moim ramieniu.
-Masz rację. Dopiero zaczynamy, a ja i tak mam przeczucie, że to na nią czekałem. – Wyznał cicho i żarliwym tonem. Zamurowało mnie. Ja… Naprawdę myślałem, że on chce tylko seksu… A tu okazuje się, że nie tylko ja, zaczęłam się zakochiwać.
-Całkowicie się z tobą zgadzam, Gajeelu. Nie znamy się bardzo długo, a ty i tak czytasz we mnie, jak w otwartej książce. Nie muszę nic mówić, a ty i tak wiesz, o czym myślę. Dosłownie, jakbyśmy byli sobie przeznaczeni… - On, słysząc moje słowa, przytulił mnie mocniej i dał buziaka w kark.
-Bardzo mnie to cieszy… - Wymruczał w moją szyję i zaczął lekko masować moje biodra. Lucy, chyba to zauważyła, bo zaczęła się strasznie wiercić. – A co do jutra. – Mój ukochany… Boże! Mogę tak na niego powiedzieć! Spojrzał na mnie i posłał swój zadziorny uśmiech. – Na którą są te dni sportu?
-Na Jedenastą. Jednak, większość sportowców musi być tam, już od dziewiątej. – Powiedziała podekscytowana blondyna. – Natsu gra w drużynie koszykarskiej i szukają zawodnika. Może byś im pomógł? Dyrektor wyraził zgodę na uczniów z innych szkół lub starszą młodzież. Jak to ujął.
- W sumie… Mała, co ty na to? Pozwoliłabyś mi zagrać w kosza, w swojej szkole? – Zapytał mnie z uroczym uśmieszkiem. – Mówiłaś, że mam się tam nie pojawiać…
-Możesz, o ile nie zaczniesz pojawiać się w niej za często. – Zgodziłam się, okazując mu akt łaski, którego mu udzieliłam. – Zresztą, prawdopodobnie, chcą mnie wrobić w koncert na koniec tego dziadostwa, więc jakoś po dziewiętnastej i tak będę musiała tam być. Oczywiście, jak tylko znajdą mi dobrego gitarzystę. – Powiedziałam.
-Ja gram dobrze. Mój ojciec jest muzykiem, więc gram od małego. Zagram dla Ciebie. Jak macie sprzęt to dobrze, jak nie to przywiozę swój. – Orzekł, stwierdzając, że wszystko jest już na jutro ustalone. Całując przy tym kącik moich ust.


Narracja Gajeel

Właściwie, to miałem kilka interesów jeszcze do zrobienia dzisiaj, a że u Levy była koleżanka, to chciałem to wykorzystać.
- Malutka, ja uciekam na dwie godzinki i wrócę Cię jeszcze troszkę pomęczyć, później. – Wstałem i pocałowałem ją zachłannie, jak to miałem w zwyczaju, robić na pożegnanie. Obiecując, szybki powrót i kontynuację tego pocałunku. Widząc jej minę, podniosłem ją i przytuliłem do siebie. – Wrócę przed dwunastą, nie bój się. Wrócę. Przysięgam Ci na mojego kochanego Ryuu. – Szepnąłem jej do uszka, muskając je pieszczotliwie, ustami.
-Dobrze. – Odburknęła, lekko obrażona.
-Wynagrodzę Ci to, jak wrócę. Na górze, w twoim łóżku, najlepiej, żebyś czekała na mnie już naga… - Zanim skończyłem, zauważyłem, że morduje mnie wzrokiem. Jej koleżanka, za to patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami i ustami. Doskonały przykład szoku. Pocałowałem jeszcze raz Małą i już całkowicie ubrany, wyszedłem do mojego cuda. Wsiadłem na motocykl i odjechałem. Skoro Natsu był jutro kurierem, oznaczało to tylko jedno. Gliny węszą i są blisko prawdy. Musiał pogadać z Jellalem i Lexusem.
Jako Wice prezes, bardzo dobrze prosperującej firmy, zajmującej się handlem bronią, miałem mnóstwo pracy. Zwłaszcza, że sprzedawali większość na czarnym rynku. Sprzedaż dla pojedynczych klientów i policji, zapewniało dobrą przykrywkę. Laxus, prowadził strzelnice i współpracował z policją. Dzięki niemu wiedzieliśmy, kiedy, co, jak i gdzie policja robi. Jego ojciec nam pomagał. Jako komendant miejscowej policji, dawał nam furtki. My odpalaliśmy mu co jakiś czas, coś ekstra. Jellal jako główny prezes, zajmował się szukaniem dużych zamówień i legalną sprzedażą. Ja pilnowałem płynności w sprzedaży naszego towaru „specjalnego”. Dopiero teraz, uświadomiłem sobie, jak duża musi być różnica wiekowa, między mną, a Levy. Ona była jeszcze w liceum. Mogła mieć najwyżej osiemnaście lat. Ja miałem dwadzieścia osiem. Boże… Dziesięć lat. A jak była młodsza? Niepełnoletnia? Mógłbym iść siedzieć za spanie z nią. Oblał mnie zimny pot. Moje myśli wciąż krążyły wokół Małej, gdy dojechałem do firmy. „Pod Smoczym Ogniem” było na samym końcu miasta. Strzelnica, zaraz obok, musiała być skierowana w pola, które oczywiście były ogrodzone i specjalnie zabezpieczone. Wszedłem i nawet nie zwróciłem uwagi, na kilku klientów rozmawiających z niebieskowłosym. Znikając na zapleczu, warknąłem tylko „Cześć” do niego. Przerażałem tych ludzi. Widziałem to tyle razy. Nie było osoby, która by się mnie nie bała. Oprócz Levy. Zakochiwałem się… To źle. Musiałem porozmawiać z Ojcem. Jednak najpierw czekał mnie telefon do Ivana. Laxusa nie było. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.
- Witam, Ivan Dreyar, z kim mam przyjemność? – Odezwał się służbowo.
- Ivan, tutaj Gajeel, mam do Ciebie prośbę. – Powiedziałem szybko.
- Słucham?
- Dowiedz się wszystkiego o rodzinie McGarden, mieszkającej w Fiore. Interesują mnie informację o Levy McGarden i jej najbliższej rodzinie. Tylko najważniejsze informacje. Chce to za dwie godziny.
- Najwszcześniej na wieczór. – Odparł spokojnie.
-  A chcesz zniżkę na broń i strzelnicę, dla swoich przydupasów?
- Za dwie godziny, rozumiem. Wyślę ci faksem.
- Ma się rozumieć. – Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Metalicany.
- Słucham synu! – Zawołał szczęśliwy tata.
- Mam problem.
- Co się stało? Wszystko z Tobą w porządku? Leżysz w szpitalu? Jesteś śmiertelnie chory? Siedzisz w areszcie? – Pytał szybko Staruszek.
- Nie, spokojnie nic mi nie jest. To nie taki problem.
- Więc co się stało?
- Tato, ja… Ja zakochałem się. – Powiedziałem szeptem,  bojąc się, powiedzieć to głośno. Bojąc się, że Jellal mnie usłyszy.
- Och… Ale to nie problem, synku. To szczęście, jeżeli ona też Cię chce. Chyba że to on, to wtedy masz problem. – Stwierdził i zaczął się śmiać z własnego, mało zabawnego żartu, na temat mojej orientacji seksualnej.
- To JEST problem Tato! Ona jest dużo młodsza, mała, delikatna, urocza i cholernie śliczna! Wciąż jest w liceum! Ciągle siedzi w domu sama, bo jej ojca ciągle nie ma! Ona ma takie spokojne życie! Ona nie przetrwa w moim świecie! Boje się, że jak ktoś się o niej dowie, to będzie problem! Mogą jej coś zrobić! – Mówiłem szybko, wciąż szepcząc.
- Może zacznijmy od tego, że przyjedziesz do mnie i porozmawiamy w cztery oczy? – Zapytał spokojnie Metalicana. Wiedział, jak bardzo niebezpieczny jestem, gdy coś mnie stresuje albo martwi.
- Dobra, jesteś w domu?
- Tak, czekać z herbatką zieloną co?
- Ta, czekaj z herbatą. Zaraz będę. – Rozłączyłem się i wyszedłem. Wsiadłem na motocykl i ruszyłem do domu. W samym centrum miasta, zjechałem na parking obok najwyższego wieżowca. Wszedłem do holu i od razu skierowałem się do wind. Kilka minut czekałem na windę do apartamentu, po chwili wystukując kod dostępu. Czekałem, aż drzwi rozsuną się, pozwalając mi ujrzeć przed pokój. – Jestem!
- Chodź, chodź i opowiadaj! – Krzyknął Ojciec. Zauważyłem go, siedzącego w skórzanym fotelu z herbatą w ręku i książką na stoliczku. – No! Co tak stoisz, wejdź!
Herbata dla mnie stała na stoliczku od strony kanapy. Usiadłem i wziąłem spory łyk, gorącego napoju. Zamyśliłem się. Od czego zacząć, opowieść o Levy? Tata patrzył na mnie z uśmiechem na ustach. Wiedział, że pierwszy raz się zakochałem. Kiedyś miałem wiele panienek na jedną noc. Do tej pory jednak, żadnej nie pokochałem.
- Poznałem ją w poprzedni piątek. Przyszła na wasz koncert. Stałem za nią w kolejce, gdy jakiś kretyn ją popchnął. Prawie upadła, więc ją złapałem. Idiota przeprosił, a Ona odwróciła się, żeby mi podziękować. Najpierw tak jak wszyscy, wystraszyła się mnie. Po chwili jednak uśmiechnęła i po prostu przedstawiła. Widząc ten uśmiech, taki spokojny, szczery, bez strachu. Zacząłem rozmowę. Gadaliśmy o wszystkim, potem pomogłem jej dostać się do jej miejsca, bo było zaraz obok mnie. Ona jest taka mała… Wziąłem ja na barana, żeby widziała cokolwiek. Widziałeś ją. Taka mała z niebieskimi włosami…
- Widziałem, widziałem.
- Przyszła, tylko dla twoich ballad. Dla mnie, w tamtym momencie, stała się ideałem. Mała, drobna i niska, niebieskie włosy i piwne, duże oczy. Zakochana w twoich utworach, pełnych uczuć i marzeń. Kochająca stary dobry rock i na dodatek umiejąca śpiewać. – Wiedziałem, że uśmiecham się jak kretyn, gdy o Niej opowiadam, ale nie potrafiłem przestać. – Po koncercie, zaproponowałem, że ją odwiozę. Najpierw pojechaliśmy zjeść. Dużo rozmawialiśmy, o muzyce i zainteresowaniach. Widzę w niej swoją bratnią duszę… Odwiedziłem miejsce wyścigów, dając wszystkim do wiadomości, że Ona jest tylko moja i zabije, jak ktoś ją tknie. Wiem, że nie powinienem, ale to był odruch. Chciałem pokazać wszystkim, że Ona należy TYLKO do mnie. Siedziała na Ryuu, taka duma i wyprostowana. Żebyś ją widział! Tak malutka, drobna wręcz, a gdy mówiła ”Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym jakiś problem?” takim spokojnym i opanowanym głosem… Miałem ochotę, powiedzieć jej już wtedy, że chyba się zakochałem. W końcu ruszyliśmy do niej. Gdy dojechaliśmy, śmiać mi się chciało z jej adresu. Aleja Magnolii 69! Przyciągnąłem ją  do siebie, ryzykując, że najwyżej dostanę w pysk. Jednak Ona, ciągle mnie zaskakuje. Oddała mój pocałunek i pozwoliła mi na wszystko. Stwierdziła, że czuje jakby połączyło nas przeznaczenie. Ona jest taka mała, kochana i delikatna. Mimo wszystko, wydaje się twarda i opanowana. Gdy jestem z nią, ciężko mi oderwać ręce i usta od niej, a gdy jej przy mnie nie ma… Czują taką pustkę, jakby tęsknotę. Ale nie taką, jak za mamą… To jest coś silniejszego, takiego wręcz palącego... – Stwierdziłem, wystraszony.
- Kochasz ją, to normalne. – Powiedział, wciąż uśmiechnięty Metalicana. – Tak samo było z twoją matką. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wpadłem po uszy i nic mnie już z tego nie wyciągnęło.
- Ale Ona, nie wie prawie nic o mnie. – Powiedziałem smutny. – Powiedziałem jej, że może kiedyś jej o sobie opowiem, ale na razie musi jej wystarczyć to co już wie. Ona, dużo o sobie opowiada, nie pyta, choć widzę jej ciekawy wzrok. Wszystko mi się w niej podoba. Błysk w oku, gdy mnie widzi. Smak jej ust, gdy się całujemy. Charakter, figura, zainteresowania, hobby, dosłownie wszystko. Boje się. Pierwszy raz w życiu, przejmuję się czyjąś opinią na mój temat, czyimś zdaniem. Boje się, że ona mnie nie zechce!
- Więc zaryzykuj. Powiedz jej o wszystkim i sprawdź, czy Ci zaufa czy każe spieprzać. Jak każe Ci spadać na drzewo. Masz tylko jedno wyjście. Nie spadaj! Dawaj jej kwiaty, walcz o nią. Staraj się, być zawsze, gdy będzie potrzebować kogokolwiek. Tylko to Ci pozostanie.
- Ale gdy nawet po tym, nie będzie mnie chcieć?!
- To wtedy wyjmiesz kolczyki, zetniesz włosy, założysz garnitur i kupisz wielki bukiet czarno-niebieskich róż. Pójdziesz do niej, gdy będzie jej Ojciec i się jej oświadczysz. Jeżeli, po tym się nie zgodzi, to już nic nie zmienisz... Lecz wątpię, żeby Ci odmówiła. Twoja matka się zgodziła…
- Tak się oświadczyłeś Mamie?!
- No! Żebyś ty widział, minę jej rodziców! Szok i wątpliwości. Wyglądałem jak ty, tylko włosy mam czerwone. Tak właśnie się zmieniłem, dla twojej mamy.
- No, no Staruszku! Nie spodziewałem się! A propo, kiedy pojedziemy do mamy? Trzeba posprzątać grób.
- Pojedź z Levy. Tam wytłumacz jej wszystko. Twoja mama będzie szczęśliwa. Na pewno, będzie was pilnować.
- Dobra. Ale na rocznice idziemy wszyscy razem!
- Zgoda!
Posiedziałem jeszcze chwilę, rozmawiając z Ojcem na inne tematy. Widząc, że mam nie całą godzinę do wizyty u Małej, wróciłem do firmy. Miałem już faks z informacjami o niej.

Levy Nina McGarden
Ur. 14.02.1997r. w Szpitalu Miejskim w Fiore.
Rodzice:
Nikolai McGarden – Inspektor w komendzie głównej, w Crocus (Stolica).
Nina McGarden (McLori) – Nie żyje. Śmierć przy porodzie.
Bliska rodzina:
Kuzynki: Cana Alberona, Juvia Loxar
Kuzyn: Jellal Fernandes

Wystarczyły mi tylko informacje, zawarte na pierwszej stronie. Zanim zacząłem zbierać się do niebiesko włosej, wykonałem jeszcze kilka telefonów służbowych i wyszedłem z biura. Wziąłem Ryuu i ruszyłem. Dzielnica Magnolii, dzieliła się na Aleje, blokowisko i kilka uliczek. Wjechałem na podjazd i zgasiłem silnik. Wszedłem po małych schodkach i zapukałem. Usłyszałem cichy pisk i już po chwili trzymałem Levy na rękach, a ona całowała mnie namiętnie. 

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział I

Ohayo! Oto pierwszy rozdział historii o GajeelxLevy i mam szczerą nadzieję, że się wam spodoba. :) Jakiś czas temu (dwa lata albo rok), wstawiłam pierwszy rozdział tej historii, na mojego innego bloga (który już nie istnieje), o tej samej tematyce. Niestety, brak czasu, skutecznie utrudnił mi dalsze pisanie i rozwijanie tamtego bloga. Więc zapisałam ten fragment na laptopie, z myślą, kiedyś znajdę czas na kontynuację. No i znalazłam! Wreszcie, udało mi się w miarę całkowicie zaplanować całe opowiadanie i już dużą jego część, napisać. Tak więc, dziś daję wam pierwszy rozdział, który może nawet ktoś sobie jako-tako przypomni. Nie ma się czym martwić, na tym jednym się nie skończy. Jako, iż cała historia jest umieszczona w czasach teraźniejszych, musiałam trochę pozmieniać. Kilka faktów związanych z bohaterami, musiałam dodać od siebie, jednak staram się jak najmniej zmieniać.Wydarzenia, pierwszej części opowiadania, będą miały miejsce w roku 2015. Kolejne dwie części będą już w latach pomiędzy 2015-2023. Prosiłabym o zwracanie mi uwagi w komentarzach, na znalezione błędy lub w przypadku, gdy kolor czcionki, będzie utrudniał czytanie. Najważniejsze jest, żeby żaden z czytelników, nie musiał się głowić, jak to przeczytać. Obecnie pierwszy rozdział obejmuje 6 stron w Word. Kolejne rozdziały, starać się będę zamieszczać jednak większe. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.02.2015r. Piątek, wieczór


Stałam właśnie w kolejce, do wejścia na koncert mojego ulubionego zespołu rockowego. Właściwie, to lubiłam tylko ballady, grane i śpiewane, przez ich basistę. Boskiego Metalicanę. Cholernie drogi bilet, zafundował mi tata, za najlepszą średnią w szkole, na koniec pierwszego półrocza. Ubrana, w swoje ulubione czarne glany, czarne rurki i niebieską koszulkę. Czekałam, aż kolejka poruszy się w przód. Byłam podekscytowana i zdenerwowana. W kolejce stałam, już chyba ze dwie godziny, a nie zobaczyłam jeszcze ani jednej dziewczyny! Po za mną. Oczywiście. Trzech facetów przede mną, cały czas żartowało i przepychało się między sobą. Gdy jeden z nich, popchnął mnie przypadkowo, wpadłam na kogoś za mną. Ta osoba przytrzymała mnie za ramiona, ratując przed zaliczeniem gleby. Zdziwiłam się, gdy winowajca odwrócił się i przepraszając mnie, wyglądał jakby miał zejść na zawał.
- Przepraszam, naprawdę przepraszam! – Wołał do mnie, dosłownie, blady jak ściana. – To przez nich Cię popchnąłem, nie chciałem, nie zrobiłem tego specjalnie!
- Ok… Nic mi się nie stało.  – Odpowiedziałam. Po czym odwróciłam się do osoby, która trzymała mnie za ramiona. Pierwsze co zobaczyłam, to umięśnioną klatkę piersiową, jakiegoś faceta. Później, w oczy, rzuciły mi się długie, czarne włosy. Gdy wzrokiem, dotarłam do twarzy, na chwilę wstrzymałam oddech. – Dziękuję, że mnie złapałeś. – Powiedziałam do niego i uśmiechnęłam się, lekko zakłopotana. Mój wybawiciel, który uratował mnie przed zderzeniem z ziemią, wyglądał jak typowy gangster!!! Prawię całą twarz miał w kolczykach i po trzy w każdym uchu. Jednak najbardziej przerażający, jest jego wyraz twarzy. Wyglądał, jakby cały czas, był na kogoś wściekły.
- Nie ma problemu, Mała. Musisz uważać, bo inaczej Cię tutaj zjedzą. – Po czym uśmiechną się do mnie, co nadało mu jeszcze gorszy wyraz twarzy. Mimo to, teraz przerażał i fascynował jednocześnie. Ja, miałam tak od zawsze. Jeżeli coś było mi zakazane lub mnie przerażało, powodowało, że tym bardziej chciałam mieć z tym styczność.
- Mimo to, dzięki jeszcze raz. Gdyby nie ty, to leżałabym na ziemi. A nie chciałabym, być teraz w tym błocie. – Zaśmiałam się i spojrzałam na jego oczy. Ku mojemu zdziwieniu, okazały się być czerwone z pionowymi źrenicami.
- To na pewno. – Zaśmiał się, troszkę dziwacznie. – Jakie masz miejsce przy scenie? – Zapytał mnie, jakby odruchowo.
- Piąte w pierwszym rzędzie, a ty? – Jak on, to i ja. Mam nadzieję, że wygląd płatnego mordercy, to tylko pierwsze, nietrafione wrażenie. – Zapomniałam się przedstawić. Levy McGarden jestem. – Przedstawiłam się i wyciągnęłam do niego dłoń.
- Szóste, w pierwszym. – Powiedział, podając mi dłoń do uściśnięcia. – Gajeel Redfox. Jak chcesz to, przebijesz się ze mną do naszych miejsc. Myślę, że samej będzie ci ciężko, z takim wzrostem. – I zachichotał, w taki dziwaczny sposób. Zauważyłam, że jego dłoń, duża i szorstka, uścisnęła moją delikatnie. Wydawałoby się, że wręcz z obawą, że zrobi mi krzywdę. Delikatne ciepło, wywołane jego dotykiem, spowodowało dreszcz, który w miły sposób, rozszedł się po całym moim ciele.
- Dzięki za propozycję. Chętnie skorzystam z okazji. Zresztą, pewnie masz rację z tym przebijaniem… - Uśmiechnęłam się blado. Wyobrażając sobie, jakbym musiała się namęczyć, żeby się tam dobić…
- Pewnie mam… Pierwszy raz na koncercie? – Zapytał, przyglądając mi się badawczo.
- Tak. A ty?
- Oj, już nawet nie liczę. – Kolejny chichot. – A dlaczego właśnie, na pierwszy koncert, taka kapela? Rock Dragons, to dość stary zespół…
- Lubię grę ich basisty. A właściwie, ballady w jego wykonaniu są fantastyczne. – Powiedziałam, odruchowo.
-Metalicany?! – Zapytał, jakby nie wierząc w moje słowa. Gdy nie odpowiedziałam, ustał przy mnie i stwierdził. – W sumie, to Ci się nie dziwię. Ja też uwielbiam jego ballady. – A mówiąc to, zmienił swój wyraz twarzy. Teraz, wydawał się lekko zamyślony, jakby pogrążony we wspomnieniach. Nadawało mu to, łagodniejszy wyraz i tworzyło iluzję. Iluzję, dzięki której wyglądał jak artysta, dumający nad swoim nowym dziełem. Przy czym jego ubiór i cechy charakterystyczne, dopełniały cały tego obraz. Kiwnęłam na to tylko głową i dalej czekałam, aż kolejka posunie się do przodu.
Mimo tego, że stałam w pierwszym rzędzie, to praktycznie nic nie widziałam. Co jakiś czas, ktoś mnie popychał lub trącał. Ze trzy razy, dostałam już od kogoś w głowę. A koncert dopiero się zaczął… Gajeel, stał koło mnie i z zamkniętymi oczami, wsłuchiwał się w piękne brzmienie solówki na gitarze elektrycznej, którą wykonywał Igneel. Widząc rozanielenie, na jego spokojnej twarzy, postanowiłam, zrobić tak jak on. I rzeczywiście! Nie widząc grających, sceny, tłumu ludzi przed tobą, wsłuchując się tylko. Skupiając całą swoją uwagę, tylko na dźwięku, wydawało się, jakby było się w niebie. Wniebowzięta, kołysałam się w rytm spokojnej ballady, gdy poczułam na moich biodrach czyjeś ręce.
-Widzisz coś? – Zapytał mnie Gajeel.
- Praktycznie nic, ale wsłuchuje się w muzykę. – Powiedziałam głośniej, żeby mnie usłyszał.
- Zamknij oczy i się rozluźnij. Sprawię, że będziesz widzieć wszystko. – Szepną mi do ucha, w dalszym ciągu, trzymając dłonie na moich biodrach, wprawiając je w lekkie kołysanie. „Raz kozie śmierć” Pomyślałam i zamknęłam powieki, rozluźniając całe ciało. Kołysaliśmy się tak, we wspólnym rytmie, aż jego dłonie nie zjechały na moje uda. Za nim jednak zdążyłam zareagować, znalazłam się w powietrzu, by po chwili siedzieć już na jego barkach. Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam w dół. Byłam wysoko. Bardzo wysoko. Zauważyłam, że co chwila zerka na mnie.
- Dziękuję! – Zawołałam do niego, pochylając się lekko ku jego twarzy.
-Nie ma sprawy, mała. – Zaśmiał się do mnie i troszkę mocniej łapiąc moje łydki, bym nie spadła. Mając teraz świetny widok na scenę, przyglądałam się wokaliście Igneelowi, basiście Metalicanie i perkusistce, Grandeeney. To była naprawdę fajna kapela. Grali dobrego, starego rocka. A ich ballady, były o niebo lepsze, od innych. Mieli swój styl i swoje brzmienie. Rock Dragons, zespół, który ubóstwiam…
Nie sądziłam, że uda mi się spędzić resztę koncertu na barkach mojego wybawiciela. Dlatego byłam cholernie zdziwiona, gdy właśnie tak było. Po ostatniej piosence, powoli i delikatnie, postawił mnie na ziemi.
- Dziękuję bardzo! Dzięki tobie, świetnie się bawiłam! – Powiedziałam do niego, gdy szliśmy do wyjścia.
-To się cieszę, mała. A teraz co? Taxi i do domku? – Zapytał, zerkając na mnie z tym strasznym uśmiechem.
- Nie… Przejdę się na piechotę. Nie jest jeszcze tak strasznie późno…
- Odwiozę Cię. – Powiedział od razu. – Nie mogę pozwolić, żeby ktoś taki jak ty, wracał sam do domu o trzeciej w nocy! Zwłaszcza o trzeciej w nocy! Zresztą, coś mogłoby Ci się stać…
-A mogę wiedzieć, czym mnie odwieziesz? – Zapytałam.
- Mam motor. Stoi na tyle. Poczekasz na mnie przed klubem, a ja podjadę i się zabierzemy. – Powiedział po chwili namysłu.
- No dobra. Tylko będziesz musiał jechać bardzo ostrożnie, bo jeszcze nigdy nie jechałam motorem… - Przyznałam się, mimo iż sama wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Patrzył o na mnie chwilę, jakby lekko zdziwiony, po czym uśmiechnął się tylko i puścił mi oczko.
- Nie ma się o co martwić. Jestem bardzo rozsądnym kierowcą. Nie pozwolę, żeby stała Ci się jakakolwiek krzywda, podczas jazdy moim motorem. – Mówił to tak rzeczowym i poważnym tonem, że chyba mu nawet uwierzyłam.
- Dobra, a będziesz miał kask dla mnie? – Zapytałam, gdy wyszliśmy już na zewnątrz.
- No. Mam zapasowy zawsze przy sobie, więc go założysz. – Powiedział zwyczajnie. – Poczekaj więc tutaj, a ja pójdę po nasz transport. – Gdy zniknął za barem, rozejrzałam się po okolicy. Było ciemno, na co nie miała żadnego wpływu, nawet latarnia, stojąca niedaleko. Większość osób z koncertu, już gdzieś zniknęło. Zostali już tylko Ci, którzy czekali na podwózkę lub wracali do domu pieszo.
- Hej, panienko! Może umilisz nam trochę czas, co? – Zapytał mnie jakiś facet, śmierdzący alkoholem, szarpiąc za ramię. – Chętnie zabawimy się z tobą! – Zawołał ponownie. Za nim stało jeszcze dwóch jego koleżków, którzy ślinili się do mnie. Ohyda!
- Jak jej nie zostawisz, to ja się z wami zabawię. – Usłyszałam za sobą, groźny głos. Po chwili, czyjeś ręce oplotły moją talię, a Ci którzy mnie zaczepiali, zaczęli uciekać. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Gajeel. – Mała, ty masz dzisiaj chyba strasznego pecha. – Stwierdził, nadal mnie przytulając.
- Czemu tak sądzisz? – Zapytałam go.
- Cały czas ktoś Cię zaczepia. – Stwierdził, po raz kolejny.
- A ty cały czas mnie ratujesz. – Powiedziałam odruchowo. A on się zaśmiał, słysząc moje słowa. – Wcale nie tak źle.
-No jeżeli tak na to spojrzeć, to nawet dobrze. – Szepnął mi na ucho, mocniej przyciskając moje plecy do swojego brzucha. Zamruczałam tylko, bo zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Redfox, za to od razu po tym odsunął się ode mnie. Za nim się odwróciłam, podał mi swoją bluzę. – Ubierz. Widzę jak się trzęsiesz, a na motorze i tak będzie jeszcze zimniej. – Posłał mi kolejny uśmiech. – O mnie się nie martw, mam jeszcze kurtkę. – Powiedział od razu, gdy chciałam zapytać, czy mu nie będzie zimno.
- Dziękuję. – Szepnęłam i zaczęłam iść za nim, do jego maszyny. Gdy zobaczyłam, czarnego ścigacza z namalowanym smokiem na przedzie, którego oczami były reflektory, przełknęłam głośno ślinę. Zaczęłam się zastanawiać, który to już raz mu dziś podziękowałam. – Gajeel, czy ty na pewno jesteś pewien, że nic mi się nie stanie? – Zapytałam, pokazując jak bardzo przerażona jestem, perspektywą, jazdy na motorze.
- Podejdź do mnie. – Powiedział, gdy usiadł na swoim miejscu. Gdy zrobiłam to, o co mnie prosił, kontynuował. – Uwierz mi, że będę jechał powoli i bezpiecznie. Nic Ci się nie stanie. Złapiesz się moich pleców, zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie cokolwiek tylko zechcesz. Będzie dobrze, obiecuję. – Jego spokojny ton, cichy, chrapliwy głos, powodował, że zaczynałam mu wierzyć na słowo. – Jak boisz się tak bardzo, bardzo, to siadaj przede mną. Wtedy może będziesz czuła się bezpieczniej. – Zaproponował mi, głaszcząc wielką dłonią, po mojej malutkiej głowie.
-NIE! Już wolę siedzieć z tyłu! Zamknę oczy, przytulę się do twoich pleców i postaram się zapomnieć, że jadę motorem. – Powiedziałam od razu, na co on tylko się zaśmiał.
-No to wsiadaj i jedziemy. – Gdy po wytłumaczeniu mi, jak założyć kask, wsiadłam za niego na tą straszną maszynę, powiedział. – Jak nie masz nic przeciwko, zajedziemy jeszcze w dwa miejsce, zanim Cię odwiozę, ok?
-Jasne, nie mam nic przeciwko. Obyś mnie tylko odwiózł do domu. – Zgodziłam się, dziękuję Bogu, za to, że ktoś chce mnie odwieźć do domu. Złapałam się jego pleców, ale on odwrócił się do mnie i zaśmiał.
-Wsadź ręce pod kurtkę i złap się koszulki. Tak będzie mi wygodniej, a tobie cieplej. – Stwierdził i jedną moja dłoń, położył sobie na brzuchu. Sama już, dołączyłam do niej drugą i ścisnęłam jego ubranie. Doskonale było widać, jak bardzo się boję. Przycisnęłam głowę w kasku do jego pleców, a on w tym czasie odpalił motor. Gdy ruszyliśmy, pisnęłam wystraszona. Jednak uspokoiłam się po chwili, czując jedną dłoń chłopaka, na moich, wczepionych w jego koszulkę. Uspokojona tym gestem, rozluźniłam się i odprężyłam. Po jakichś piętnastu minutach, spokojnie skręcił w prawo, po czym znowu w prawo, chwilę później w lewo, znowu w prawo, lewo, prawo, prawo, lewo i już nie wiedziałam jak wrócić do klubu, w którym był koncert. Po kolejnych piętnastu minutach, zatrzymał się przed jakimś barem. – Głodna? – Zapytał, a odpowiedzi udzielił mu mój brzuch, głośno burcząc.
- Trochę. – Przyznałam, dostając dość dużych rumieńców.
-Mały hamburger? – Zapytał w śmiechu.
-Nie waż się komukolwiek o tym powiedzieć, bo Cię zabije! - Odpowiedziałam, na co on zachichotał jak czubek. Czekałam na niego z dziesięć minut, ale opłacało się. Ten „Mały” hamburger, okazał się wcale nie taki mały. Jednak, i tak był malutki w porównaniu do tego, który zamówił sobie Gajeel. Jedliśmy, śmiejąc się i rozmawiając, o muzyce. Dowiedziałam się, że większość moich ulubionych zespołów, to również i jego. Z nim, mimo iż zawsze lekko speszona, czułam się bezpieczna. Później, znowu wsiedliśmy na jego motor i pojechaliśmy w drugie miejsce, o którym mówił wcześniej. W sumie, to wiedziałam, że miejsce to, może nie za bardzo mi się spodobać. Jechaliśmy prawie godzinę. Gdy maszyna zatrzymała się, zdjęłam kask i zobaczyłam czarnowłosego nade mną.
-Mała, posiedź na Ryuu (Smok, po japońsku), a ja skoczę na chwilę do znajomego i załatwię swoje sprawy. – Mówiąc to, pochylał się naprawdę blisko mnie. Właściwie, patrzył mi w oczy i prawie stykaliśmy się nosami. – Jakby ktoś się pytał, to jesteś tu ze mną i na mnie czekasz. – Ku mojemu zdziwieniu, pocałował mnie w czoło, wytarmosił dłonią po włosach i odszedł. Rozejrzałam się i zobaczyłam różową czuprynę, dobrze znanego mi chłopaka. Natsu. Nie wiedziałam, że też jeździ. Wiedziałam już, co to za miejsce. To spotkanie, ludzi biorących udział w wyścigach. Nielegalnych, oczywiście. Gdy czekałam tak, na mojego dzisiejszego szofera, podszedło do mnie kilku facetów.
-Ej ty! Czy ty wiesz, na czyim cudeńku siedzisz? Zdajesz sobie sprawę, że możesz za to zginąć? – Pytali, jeden przez drugiego i zbliżali się coraz bardziej.
-Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym jakiś problem? – Udałam, że wcale się ich nie boję i olewam ich zdanie. Udało się. Na te słowa, od razu odeszli, zostawiając mnie w spokoju.
- Levy?! – Usłyszałam krzyk za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam zszokowanego Dragneela. – Nigdy, nie powiedziałbym, że zobaczę Cię w takim miejscu! Co ty tu właściwie robisz? I na czyim cudeńku siedzisz?
-Natsu. Ja też normalnie, nie powiedziałabym, że kiedyś pojawię się w takim miejscu. Jednak tak wyszło i nie ma co się nad tym jakoś długo rozwodzić. – Stwierdziłam. Chłopak, oglądał motor, na którym siedziałam.
-To Ryuu? – Zapytał, jakby przestraszony.
-Chyba tak. Znaczy, to motor Gajeela. – Odpowiedziałam szczerze i lekko.
 - Co?! – Ryknął zły. – Jak to Jego motor?!
- No, jego. Tak po prostu. Gajeele, odwozi mnie do domu, jednak najpierw zajechaliśmy tutaj, bo ma coś do załatwienia. – Udzieliłam mu odpowiedzi.
- Jakiś problem, w tym jest? – Zapytał nagle Redfox, stojący za nami.
-Oczywiście, że nie! – Krzyknął Natsu i uciekł, jakby w obawie przed moim nowym znajomym.
-Szybko Ci poszło. – Powiedziałam. – Zajeżdżamy gdzieś jeszcze, czy jedziemy teraz do mnie? – Zapytałam, za nim zdałam sobie sprawę, jak dwuznaczne jest to pytanie.
-Tak, szybko. – Przyznał. – Już nigdzie nie jedziemy. Teraz kierujemy się prosto do Ciebie. – Powiedział normalnie, nie zwracając na podsłuchujący za nami mały tłumek ciekawskich. Znowu mnie pocałował, tyle że teraz w policzek i wsiadł na swojego smoka. – Włóż kask. Z tond, musimy szybko wyjechać. – Ostrzegł mnie, ruszając.
Wyjechaliśmy z tam tond, szybko. Bardzo szybko. Przerażająco szybko. Pisnęłam, gdy się rozpędzał i wczepiłam w jego koszulkę, na brzuchu. Na szczęście, gdy tylko wjechaliśmy za zakręt, zwolnił i znowu głaskał moje dłonie, dodając mi otuchy. Jechaliśmy, kilka przecznic, aż wjechaliśmy, do głównej części miasta. Po kilku minutach, zatrzymał nas jakiś policjant, każąc nam zjechać na po boczę.
-Witam! Czy mogę prosić o prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu?  – Powiedział do Gajeela, policjant, gdy ten zdążył tylko zdjąć kask.
- Dobrze. Już wyciągam i podaję. – Zgodził się i zaraz podał mu to wszystko. – Mała, podaj mi swój adres. Żebym wiedział, gdzie jechać. – Zaśmiał się do mnie, odwracając głowę do tyłu.
-Aleja Magnolii 69. Na samym początku. Błękitny dom, wyróżniający się bardzo. – Odpowiedziałam.
- Dobrze. Dokumenty sprawdzone, wszystko porządku. Dobranoc. I bezpiecznego powrotu do domu. – Pożegnał się z nami pan policjant i oddał dokumenty mojemu „szoferowi”.
-Dobranoc. – Odpowiedział czerwonooki. – Mała, fajny masz adres… - Zaśmiał się do mnie, a ja nie do końca wiedziałam, o co mu chodzi.
Jechaliśmy dość długo, bo mieszkałam po drugiej stronie miasta, jednak nie żałowałam tego. Przytulając jego ciepłe plecy, było mi dobrze i ciepło. Nasze miasto, Fiore, nocą wyglądało przepięknie. Po jakimś czasie, minęliśmy moją szkołę, przez co zaśmiałam się cicho. Zamknięta na weekend, cicha, opuszczona. Tak powinna wyglądać zawsze. Lubiłam się uczyć, poznawać nowe rzeczy, odkrywać tajemnice świata, ale nie lubiłam szkoły. Była zazwyczaj nudna i mało przydatna. Zauważyłam, że Gajeel, wjechał na moją ulicę. Po chwili, wjechaliśmy na podjazd i zatrzymał motor. Gdy tylko złapał równowagę, zgasił go i zdjął kask.
-No to jesteśmy. Troszkę później, niż powinniśmy, ale jesteśmy. – Zaśmiał się do mnie.
-Tak, dzięki bardzo, że mnie odwiozłeś. To miłe. – Powiedziałam do niego, gdy ustałam już koło Ryuu. – A, no i dzięki za hamburgera. – Dopowiedziałam.
- Mała, przynajmniej wiem, że nic Ci się nie stało i dotarłaś bezpiecznie do domu. – Mówiąc to, wyciągnął do mnie rękę. – Podejdź jeszcze na chwilę… - Gdy to zrobiłam, przyciągnął mnie do siebie i ...

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział II

08.02.2015r. Niedzielne, popołudnie

Około godziny 15.40

Siedziałam w domu, w niedzielne popołudnie i opowiadałam tacie, o tym jak fajny był koncert. Oczywiście, powiedziałam, że poznałam tam kilka koleżanek i kolegów. Świetnie się bawiłam, co było akurat prawdą. Podwiózł mnie jeden z nich, bo było późno i jak będzie następny koncert, to się na niego wybieram. Ku mojemu zdziwieniu, tata, wyraził na to swoją zgodę. Kilka razy dzwoniła do mnie przyjaciółka, żeby dowiedzieć się, czy bezpiecznie wróciłam do domu i kim był chłopak, o którym mówił jej Natsu. Powiedziałam, że pogadamy o tym w szkole, mając nadzieję, że do tego czasu, zapomni… Tata, niestety musiał już zbierać się do pracy, więc poprosiłam go by podwiózł mnie do centrum, na zakupy. Przyzwyczajona, że muszę radzić sobie zawsze sama, musiałam pamiętać o wszystkim. Obowiązki szkolne, wypełniałam idealnie. Jednak domowe, już nie były moją dobrą stroną. Nie lubiłam zmywać naczyń czy sprzątać codziennie… Dlatego robiłam to, tylko co jakiś czas. Skończył mi się płyn do prania, a i lodówka zaczyna świecić pustkami. Więc czas wybrać się na sklepy. Tata, mimo tego że kupił mi bilet na koncert, to dał mi jeszcze na nową sukienkę. Od razu wiedziałam, jaką kupię! Ostatnio, na wypadzie z Lu-chan, ją sobie wypatrzyłam. Czarna z koronkowymi rękawami i odkrytymi plecami. Miała niebieskie wstawki. Niebieską kokardkę, zasłaniającą zapięcie na szyi. Dół zakończony koronką, idealnie podkreśli moje biodra i skutecznie odwróci uwagę od krótkich nóg. Nikolai zaproponował, żebyśmy na początku zrobili zakupy „do domu”, a on je odwiezie. Chętnie przystałam na ten pomysł i go wykorzystałam. Po kolejnych dwóch godzinach, zakupy były zrobione. Ojciec zabrał je i sobie pojechał. Wypiłam kawę w małej kafejce i ruszyłam po sukienkę. Oczywiście, musiałam przejść połowę centrum i dopiero wtedy, znalazłam odpowiedni sklep. Weszłam do niego spokojnie i od razu poprosiłam o pomoc, przy wybraniu sukienki. Oczywiście, wiedziałam, którą kupię. Mimo wszystko, lubiłam przymierzać piękne sukienki. Ayumi, pracownica tego sklepu, znała już mój gust.
-Levy-chan! Od razu idź do przymierzalni. Zaraz przyniosę Ci kilka cudów świata! – Zaśmiała się do mnie.
- Wiesz co lubię! – Odpowiedziałam i poszłam gdzie mi kazała.
Po kilku minutach, dostałam sześć propozycji. Cztery z nich, zdecydowałam się przymierzyć, resztę kazałam odnieść. Ayumi-san, szukała w tym momencie innych sukienek, a ja po kolei przymierzałam te. Jedna, całą białą, również z koronkowymi wstawkami, zdecydowałam się kupić.

                                           ` 

Z kolejnych propozycji, wybrałam tylko trzy. W tym jedna, to była ta, którą od razu chciałam kupić. Szybko uporałam się z dwiema, takimi sobie propozycjami i założyłam tą idealną. Nie mogłam zapiąć jej na mojej szyi. Niebieska kokardka, okazała się jednak uciążliwa, w tym przedsięwzięciu.
-Ayumi-san?! – Zawołałam cicho. – Pomożesz mi zapiąć kokardkę na szyi?!

 ***

Narracja Gajeel

Nienawidzę zakupów. Zwłaszcza z głupimi lalusiami, którymi czasem muszę się zajmować. Kiedyś zemszczę się na Metalicanie, za to że wysyła mnie jako ochroniarza z tymi pizdami… Grrrr… Działali mi na nerwy. Weszliśmy, do kolejnego z kolei sklepu, a oni od razu pobiegli między półki i wystawę. Ustałem przy przebieralniach i słuchałem, jak kłócą się, kto w czym lepiej wygląda. Pokręciłem tylko głową, zdegustowany. Po kilku nudnych minutach zauważyłem, jak pewna pracownica, nosi mnóstwo sukienek do pierwszej kabiny. Naradza się z jakąś dziewczyną i kilka odnosi, a kilka innych daje tamtej. Białą, taką nawet ładną-delikatną trochę, dała dla koleżanki i powiedziała.
- Zapakuj ją ładnie. To dla mojej ulubionej klientki. Mała Levy-chan, zasłużyła na najładniejsze sukienki. – Mój dość czuły słuch, wreszcie przydał się na coś. Podszedłem do jej kabiny i słuchałem szurania materiałów.
-Ayumi-san?! Pomożesz mi zapiąć kokardkę na szyi?! – Zapytała Mała. Od razu rozejrzałem się za ekspedientką. Nigdzie jej nie było…
- Mała?! – Zapytałem jakby zaskoczony. – Mogę wejść i Ci pomóc? – Kultura, wymogła na mnie to pytanie. Przecież nie wejdę, jak ostatni cham, do jej kabiny.
- Gajeel?! – Pisnęła. – Co ty tu robisz?!
- Pilnuję psów mojego ojca. – Stwierdziłem spokojnie, gdy jeden z tych właśnie psów, zabijał mnie wzrokiem. – To mam Ci pomóc, czy sobie poradzisz?
- Och… Wejdź… - Gdy zajrzałem do środka, stała w koncie, chowając się przed ciekawskimi oczami psów. Warknąłem na nich i zasłoniłem ją. – Zapniesz mi kokardkę? – Zapytała cicho, próbując zakryć włosami, czerwone policzki.
Złapałem zapięcie i już po chwili było zapięte. Przejechałem dłońmi po jej plecach, tylko po to by zatrzymać je na biodrach. Kołysaliśmy się tak spokojnie chwilę, do rytmu piosenki puszczanej w sklepie. Gdy usłyszeliśmy cichy krzyk.
- Levy-chan?! – Lekko wystraszona, chyba, Ayumi-san patrzyła na mnie. Psy stały za nią, z dumną miną pełną satysfakcji. Pochyliłem się do niebieskowłosej i zachłannie pocałowałem ją. Już po chwili oderwaliśmy się od siebie.
- Podoba mi się ta sukienka. Ślicznie w niej wyglądasz. Kup ją! – Znowu dałem jej buziaka, tym razem w skroń. – Nie śpiesz się, poczekam na Ciebie przed sklepem.  A teraz, odprawię te psy, do domu. – Zaśmiałem się złowieszczo, patrząc zły, na te szczury. Właśnie stali się szczurami.
- Najwyżej na Ciebie poczekam. – Powiedziała, sama dając mi buziaka w brodę, po czym wypchnęła mnie z kabiny. – Ayumi-san? Możesz przynieść mi kilka żakietów? Albo wybierz coś, co będzie idealnie pasować do tej sukienki! – Zszokowana naszym zachowaniem Ayumi, tylko pokiwała głową i odeszła.

Złapałem te trzy mendy i ruszyłem do wyjścia. Dwóch ochroniarzy, stojących przed sklepem, poinformowałem o powrocie do domu i czekałem na Małą. Wiedziałem, że Oni wrócą do domu. Kazałem im, a oni się mnie bali. To wystarczyło. Jakieś dwadzieścia minut później, szedłem już z Levy pod rękę po centrum.
- Masz ochotę, na coś do jedzenia? – Zapytałem, jak przystało na przyzwoitego mężczyznę. Randkę, powinno się zaczynać od kolacji, później atrakcje, dopiero później nagroda. – Jest tutaj blisko, taka fajna mała knajpka. Włoskie dania, mają cudowne! – Powiedziałem, zgodnie z prawdą i uśmiechnąłem się widząc wpatrzoną we mnie istotkę. Szliśmy ze złączonymi dłońmi, a Mała, patrzyła na mnie jak na jakiegoś Boga.
- Chętnie! Uwielbiam włoszczyznę! – Zawołała, pełna energii i obdarzyła mnie pełnym, pięknym uśmiechem.  
- Cieszę się! – Pochyliłem się i dałem jej szybkiego buziaka. – Masz więcej czasu?



- Tata, znowu pojechał do pracy, więc nie ma problemu, o której bym do domu nie wróciła. – Powiedziała spokojnie, ale widziałem. Jak jej oczy gasną, gdy wspomina o Ojcu.
- No to idziemy zjeść, a później do kina! – Zdecydowałem i podniosłem ją na ręce. Mała piszczała i śmiała się jednocześnie. Kilka osób zwróciło na nas uwagę, ale szybko odwracali wzrok. Dałem jej buziaka w kącik ust i opuściłem na ziemię.
- Dobrze, ale pamiętaj, że będziesz musiał mnie odwieść do domu, jak film skończy się późno. – Wypomniała mi i wystawiła język w moją stronę.
- To dobrze, że jestem dziś samochodem. Lepiej żebyś nie wsiadała na motocykl, w takim stroju! – Wytknąłem jej, za krótką jak dla mnie sukienkę i sweterek. – Powinnaś, zakładać dłuższe te sukienki! Obawiam się, że następnym razem, może się to dla Ciebie źle skończyć. – Powiedziałem, udając złego. Pochyliłem się po raz kolejny do niej, tego wieczoru. – Mogę nie umieć, nad sobą zapanować… Albo będą Cię zaczepiać, niebezpieczni kolesie… - Szeptałem do niej konspiracyjnie, puszczając oczko, na wzmiankę o niebezpieczeństwie.
- Mnie się podobają… No i w takich, nie widać jak krótkie mam nogi. – Powiedziała, lekko zaskoczona moją opinią.
- Ja się tylko o Ciebie martwię Mała, możesz chodzić w czym chcesz. – Mówiąc to, zatrzymałem się i spojrzałem jej w oczy. – Nie chciałbym, żeby Ci się coś stało… - Mruknąłem, udając smutnego.
- Oooo… - Wydała z siebie i mnie pocałowała. – Dobrze, będę zakładać dłuższe sukienki.  Do tych krótkich, będę zakładać rajstopy albo zakolanówki. Dobra? – Zapytała, jakby chcą uzyskać moją zgodę.
- Może być! – Widząc jej radosną minę, nie umiałem jej niczego odmówić. – Idziemy do tej knajpki, bo zgłodniałem…

***

Narracja Levy



Szliśmy za rękę i spokojnym krokiem, Gajeel prowadził mnie gdzie chciał. Wiedziałam, jego uśmiech pełen dumy. Zastanawiałam się, czy ze względu na nasze spotkanie, czy na mnie. Ech… Głupia Levy, nie wyobrażaj sobie za wiele! On po prostu chce tego, co dostał wczoraj. Moje policzki, jak na zawołanie pokryły się czerwienią. Pamiętając, wczorajszą noc i dzisiejszy ranek. Wyszliśmy z centrum i szliśmy dalej, w stronę Starego Miasta. Lubiłam to miejsce, mnóstwo ławeczek i ludzi. Nigdy nie robiło się puste. Nawet w najbardziej pochmurne dni, było tutaj wielu turystów. Gdy padał deszcz, wszyscy zbierali się w restauracjach i kafejkach, które tylko się przeplatały. Jedna przy drugiej, nigdy nie były puste. Od wczesnego ranka, po późną noc. Tutaj było idealnie pokazane, jak żyje to miasto. Fiore, nigdy nie spało. Jako trzecie co do wielkości i zaludnienia miasto w kraju. Było stolicą naszego regionu. Nadmorski klimat i bliskość morza, nadawało mu jeszcze piękniejszy wyraz. Czarnowłosy, szedł powoli. Umiejętnie, omijał wszystkich tak, by nikt nas nie potrącał. Była pora kolacji, dlatego robiło się coraz więcej ludzi, a miejsc w restauracji zaczynało brakować. Weszliśmy, do takiego małej, niepozornej. Zeszliśmy do sali jadalnej, zrobionej w piwnicy. Zeszliśmy, do niej, zakręconymi, żelaznymi schodami. Każda ze ścian, była zapełniona półkami, pełnymi książek. Widziałam, kilka osób czytających. Widziałam, całe wnętrze idealnie. Przyćmione, ale nadal jasne światło, sączyło się ze starych lamp z abażurami. Stoliki były dość małe, okrągłe i przykryte małymi, różnymi obrusami. Przy niektórych były wystawne krzesła. Przy innych, stały zwykłe fotele. Wydawały się wygodne, pomimo widocznych śladów, wieloletniego użytkowania. Z ukrytych głośników, leciała spokojna muzyka. Muzyka klasyczna na przemian ze starymi, rockowymi balladami. Nastrój, ciszy i spokoju, jaki panował w tym miejscu, był wręcz namacalny. Podszedł do nas spokojnym, pewnym siebie krokiem kelner.
- Rezerwacja czy wolni goście? – Zapytał uprzejmie.
- Rezerwacja, na nazwisko Redfox. – Powiedział Gajeel i przytulił mnie do siebie.
- Och… Już państwa prowadzę, do odpowiedniego stolika. – Powiedział zadowolony chłopak i ruszył do najdalszego stolika, ustawionego w rogu pomieszczenia tak, by można było z niego obserwować całą salę. – Proszę zająć miejsce i się rozgościć. Oczywiście, proszę nie krępować się i w razie chęci wybrać sobie lekturę do posiłku. Zaraz przyniosę państwu kartę napoi, a którą z kart dań, chcą państwo przejrzeć?
- Włoszczyznę poprosimy. – Odpowiedział czarnowłosy i spojrzał na mnie. – Ja poproszę wodę z lodem oraz z plasterkami, cytryny i limonki. A ty, Mała?
- Ja również, poproszę wodę. Taką, jak dla Ciebie. – Odpowiedziałam spokojnie, nawet na chwilę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Najwyraźniej, nieprzyzwyczajony do takiego zachowania publicznie kelner, odchrząkną tylko i odszedł. Wpatrując się, w te dziwne i interesujące oczy, przypomniałam sobie o otaczających mnie półkach. Każdy stolik, był tak ustawiony, by nie przeszkadzał innym, w oglądaniu zawartości półek. Dlatego pocałowałam krótko mojego towarzysza i skierowałam się do mnóstwa książek przede mną. Znalazłam kilka ciekawych pozycji i zabrałam je ze sobą do stolika. Czerwonooki, na mój widok tylko zachichotał.
- Wiesz, że jeżeli któraś, bardzo Ci się spodoba, możesz ją kupić? Kiedyś był tu antykwariat. Kiedy dziadek, który się nim zajmował, zmarł. Przejął to jego wnuk, który skończył szkołę kucharską. Postanowił połączyć jedno z drugim i najwidoczniej świetnie mu wyszło. Ponieważ już pół roku po otwarciu, wszystkie książki się rozeszły. Teraz, za każdym razem, gdy komuś spodoba się jakaś książka, przyjmuję zapłatę „co łaska” i kupuje nowe okazy, z innych antykwariatów. – Mówił spokojnie Redfox, rozglądając się po pomieszczeniu. Właśnie wtedy, pojawił się „nasz” kelner z napojami i kartami dań.
- Mam nadzieję, że podoba się państwu u nas. Panie Gajeelu, szef kuchni pozdrawia. Na dzisiaj, poleca dania makaronowe. – Ukłonił się, gdy skończył mówić i zostawił nas na parę minut, byśmy w spokoju wybrali.
- Ja poproszę pozycję numer dwa. Mam szczerą ochotę na spaghetti. – Powiedziałam spokojnie, oglądając całą kartę. Uwielbiałam to danie i sama nader często je sobie robiłam.
- Ja wezmę numer siedem. – Wyszukałam spokojnie ten numerek i przeczytałam, co to. Lasagne, z mięsem, groszkiem i sosem beszamelowym. 
- Tak więc, zamawiamy i trochę poczekamy. – Stwierdziłam, odkładając kartę, by po chwili zabrał ją kelner, odbierając zamówienie. – Czemu tych trzech chłopców nazwałeś psami? – Zapytałam, z uśmiechem, zaciekawiona jego doborem słów.
- Są to „gwiazdy” mojego Ojca, który od czasu od czasu, musi wypuścić ich z apartamentowca na zakupy. Wtedy, zazwyczaj muszę ich pilnować.  Jak już pewne zdążyłaś zauważyć, większość ludzi się mnie boi. – Stwierdził z uśmiechem, patrząc na mnie.
- Nie patrz tak! To nie moja wina, że lubię ten twój uśmiech! – Zawołałam, udając pretensję. – Po za tym, ja zawsze tak miałam. Jak coś przerażało innych, to mnie się podobało. Nie dziw się więc, że tak a nie inaczej, reaguję na Ciebie. Nie umiem nad tym zapanować… - Westchnęłam, udając smutną.
- Jakoś nie widzę, żebyś bardzo smutna z tego powodu była. Na przykład wczoraj w nocy! – Wypomniał mi. – Albo rano! – Przypomniał mi, że spędził ze mną całą noc i dużą część ranka. Patrzyliśmy sobie w oczy, gdy pochylił się do mnie i pocałował. Oddałam ten pocałunek, jak najbardziej namiętnie, po czym przerwałam go i zaczęłam oglądać wybrane wcześniej książki. – Jak możesz? – Zapytał zły, choć widziałam, że tylko udaje.
- Czyżby Ci to we mnie przeszkadzało? – Zapytałam niewinnie.
- Och nie… Ja to w Tobie ubóstwiam. – Powiedział, patrząc na mnie intensywnie.
- Cieszę się… - Udałam obojętną, na to bądź co bądź, wyznanie.

***

Narracja Gajeel

Udawała, widziałem to. Mimo wszystko, zabolało. Nie sądziłem, że Ona będzie chciała tylko seksu. Widocznie się pomyliłem… Jej oczy błyszczały, usta były lekko uchylone. Zaróżowione policzki, tak bardzo kontrastujące z bladą cerą. W skupieniu, przyglądała wybrane sobie książki. Chwilę później przyniesiono nam nasze zamówienia. Zjedliśmy, śmiejąc się i żartując. Podobał mi się ten wieczór, w pewien sposób był magiczny…
Dochodziła już dziewiąta wieczorem, gdy znowu szliśmy do centrum. Wcześniej, w telefonie sprawdziłem co leci i na którą jest seans. Leciała premiera „Trzy metry nad niebem”, a Levy stwierdziła, że to idealny film na dzisiejszy wieczór, praktycznie noc.
Film, na szczęście minął mi dość szybko. Było kilka momentów, kiedy i mnie zaciekawił, jednak gdy zrobiło się totalne romansidło, skupiłem się na Małej. Patrzyła na ekran, jednak wydawała się zamyślona. Kilka razy, przyłapałem ją na spoglądaniu, na mnie. Udało mi się, ukraść jej kilka buziaków i przytulać, przez cały seans. Siedząc na kanapie, było łatwiej, niż w pojedynczych siedzeniach. Właśnie dlatego wolałem boczne miejsca. Gdy wyszliśmy z kina, było już po jedenastej. Zaproponowałem, więc niebieskowłosej nocleg u mnie.
-Mała, może zostaniesz u mnie na noc, co?
- Mogłabym, ale w sumie jutro mam lekcje, więc powinnam na noc wrócić do domu… - Powiedziała, wahając się.
- Czyli chcesz wpaść na chwilę, ale lepiej żebym Cię przed ranem odwiózł? -  Zapytałem z uśmiechem.
- No… Jeżeli to nie problem, to tak by było fajnie… - Posłała mi słodki uśmieszek i złapała mnie za dłoń. – Chce zobaczyć twoje mieszkanie! – Zaśmiała się.
Wziąłem ją z zaskoczenia na ręce i pocałowałem namiętnie, gdy weszliśmy do windy na parking. Całowaliśmy się namiętnie, piętro niżej dołączyło do nas dwóch chłopaków, w wieku Levy, pewnie. Odstawiłem ją na ziemię i przytuliłem.
- Mam nadzieję, że jest tam w miarę czystko… - Mruknąłem i znowu dałem jej buziaka.
- Levy?! – Krzyknęli dwaj chłopcy, którzy wsiedli do windy na pierwszym piętrze. – Co ty tu robisz?! Co to za facet?! Dlaczego on Cię całował?!
- Zamknąć się! – Warknęła na nich Mała. – Droy, Jet nie interesuje mnie wasze zdanie!  WY mnie nie interesujecie! Nie wasz, zasrany interes! To nie żaden facet, tylko MÓJ CHŁOPAK! A całował mnie, bo tego CHCIAŁAM! W przeciwieństwie do was, JEGO chce! – Krzyczała, wściekła. Tamci dwaj patrzyli na nią zszokowani. Stwierdzając, że muszą być to jacyś kretyni, którzy ją wcześniej podrywali. Postanowiłem jej pomóc. Oplotłem ją ramionami, pokazując blizny po wypadkach. Oparłem głowę, na jej głowie.
- Ona jest moja… Mam nadzieję, że zapamiętacie. – Mruknąłem, spokojnie. – A teraz spierdalajcie, tylko ją zdenerwowaliście, a ja miałem nadzieję, na dobrą zabawę… - Zaśmiałem się, łapiąc ją za biodra i przysuwając do siebie.
- Jedziemy do Ciebie, musisz mi teraz pomóc się odstresować! – Powiedziała do mnie niebieskowłosa, odwracając twarz w moją stronę.
- Chętnie pomogę Ci się zrelaksować… - Mruknąłem i znowu ją pocałowałem. W tym czasie zjechaliśmy na dół i wyszliśmy z windy. Trzymając jej małą dłoń w mojej, kierowałem się do samochodu. Gdy już go zauważyłem, wyjąłem kluczyki z kieszeni kurtki. Kochałem swoje samochody, pomimo, że mój ukochany, grafitowy Mustang Shelby Gt500 rocznik 1967, stoi w naprawie. Do centrum przyjechałem BMW X6.




Narracja Levy

Wsiedliśmy do tego, jak dla mnie, wielkiego samochodu i wyjechaliśmy z parkingu. Było już późno, a ruch na drogach wciąż nie zmalał. Po niecałych dwudziestu minutach, zatrzymaliśmy się pod największym wieżowcem w mieście. Gajeel, zjechał na podziemny parking i zatrzymał się na miejscu oznaczonym dużą literą G. Spojrzałam na niego, a on tylko posłał mi swój „uśmieszek” i puścił oczko.
- Gotowa na szok? – Zapytał mnie. – Bo muszę Ci powiedzieć, że teraz będzie dziwnie… - Mam nadzieję, że nie wystraszę Cię za bardzo. – Wysiadł i obszedł samochód, by otworzyć mi drzwiczki. Gdy to zrobił, od razu wziął mnie na ręce. – Jak będziesz chciała o coś zapytać, po prostu poczekaj aż Ci pozwolę. Dobrze? Wiem, że to dziwne, ale nie wiesz wszystkiego, a ja na dzień dzisiejszy wiele więcej powiedzieć Ci nie mogę.
- Dobrze, po prostu porozmawiamy jak już będziemy u Ciebie. – Zgodziłam się, choć lekko mnie wystraszył. Pierwszy raz, zastanowiłam się, co ja z nim robię.



- Tak to dobry pomysł. – Trzymając mnie na rękach, oplotłam go nogami w pasie i objęłam rękami szyję. Bawiłam się jego włosami na karku i całowałam go po szyi. Kolejna winda. Trzymał mnie i głaskał jedną dłonią po plecach i prawym boku. – Mała… proszę, powstrzymaj się na chwilę. Nie chciałbym Cię wziąć w windzie, do której każdy może wejść… - Zaśmiał się, gdy zrobiłam mu malinkę pod uchem. – Chce CAŁĄ Ciebie tylko dla siebie, w mojej sypialni, w moim łóżku…

Po kilkunastu minutach, drzwi windy otworzyły się i zobaczyłam przed pokój. W mieszkaniu było ciemno i cicho. Czarnowłosy wszedł pewnie i zapalił światło, zdjął swoją kurtkę i buty, ja też zostawiłam tutaj moje glany. Wciąż trzymając moją dłoń poprowadził mnie w głąb ciemnego apartamentu. W kuchni, paliło się przyćmione światło, na stole stała zapakowana kolacja i karteczka. Gajeel, przeczytał ją i mruknął coś o „dziadu” i prowadził mnie dalej. Weszliśmy na schody i skręciliśmy w prawo. Weszliśmy do ostatniego pokoju i wtedy poczułam dłonie Gajeela, na moich biodrach. Nie wiem kiedy, ani jak, ale włączył muzykę. Była to moja ulubiona ballada Metalicany. Spokojny, basowy głos, śpiewał o miłości, którą zabrał mu los. Czuć było, że ta piosenka, jest czymś w rodzaju wyznania bólu i żalu. Kołysaliśmy się wolno, do tego pięknego utworu. Redfox, całował moją szyję, trzymał moje biodra blisko swoich. Czułam jak tyłkiem ocieram się o jego krocze… Nie przeszkadzało mi to. Czułam się szczęśliwa, zrelaksowana i po raz pierwszy od dawna, nie czułam się samotna. Odwróciła się do niego i pocałowałam zachłannie. Szybko oddał, mój pocałunek i przygarnął mnie do siebie ściśle. To nie były pocałunki takie jak wczoraj. Wtedy, oboje myśleliśmy o tym jak o zabawie. Bawiliśmy się sprawiając przyjemność sobie nawzajem. Dziś, byliśmy siebie spragnieni, stęsknieni, jak dawni kochankowie, po długiej rozłące. Zachłanne usta, odnajdywały drugie. Dzikie języki, splatały się w walce o dominację. Ciała, złączone w namiętnym uścisku. Już po chwili wylądowaliśmy na łóżku. Byłam pod nim, tym ogromnym ciałem i parzyła mnie żądza jaka nas ogarnęła. Spragniona jego, prosto i szybko pokazywałam mu, czego pragnę i co ma robić. 


***
Narracja Gajeel
Zaspokojeni, leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy. Zapaliłem małą lampkę i przyniosłem jakieś przekąski. Wiśnie, truskawki i jabłka. Leżałem i przyglądałem się Levy. Była zadowolona i przyjemnie wyczerpana. Jadła wiśnie, stwierdzając, że dawno ich nie jadła.



Zjedliśmy owoce, dochodziła już trzecia w nocy… Mała, stwierdziła, że musi już wracać i chciała zacząć się ubierać.



- Levy… - Położyłem jej dłoń na szyi i zacząłem namawiać. – Proszę, zostań… Nie zostawiaj mnie tak! Ja chce więcej Ciebie… Jutro rano odwiózłbym Cię do domu, po rzeczy a później do szkoły… Proszę! Miej serce kobieto! Litości, moja pani! Nie skazuj swojego sługi na cierpienie! – Zacząłem udawać, że jest moją królową.
- Gajeele, uspokój się. Jadę do domu, a tym mnie odwieziesz.  – Zaczęłam się śmiać, słysząc moje słowa. - Koniec dyskusji, mój sługo! A od mojej szkoły, trzymaj się z dala! Nie chce Cię tam!
- Królowo moja, gdzie twoja dobroć i litościwość! – Jęczałem jak szczeniak…  - Czemu nie chcesz mnie w swojej szkole? – Zapytałem zaciekawiony.
- Bo po za mną i kilkorgiem moich znajomych są tam same pojeby i kretyni. – Pierwszy raz usłyszałem przekleństwo z ust Małej… - Zaraz będą gadać i plotki puszczać. A ja będę musiała ich znosić... - Powiedziała swobodnie, ale na końcu zdania słyszałem smutek w jej głosie.