09.02.2015r. Poniedziałek, rano
Poniedziałek, przyszedł za szybko. Po drodze do szkoły,
spotkałam Lucy, moją przyjaciółkę i jej chłopaka, który przyglądał mi się
uważnie, nie odzywając się.
-No to opowiedz, o tym chłopaku! – Zawołała blondynka.
- Nic szczególnego nie wiem. Wiem jak się nazywa, jakie
kapele lubi i że jeździ motorem, którego nazywa Ryuu. – Stwierdziłam szybko.
-Nie wiesz nic więcej o Gajeelu?! – Zapytał mnie Dragneel.
-No mówię, że nie. Pomógł mi, jak wracałam z koncertu, na
którym go poznałam. – Odpowiedziałam szybko, żeby nie podejrzewali mnie o
cokolwiek związanego z Redfoxem.
Lekcje minęły mi spokojnie, Lu-chan i Natsu, dali mi spokój
i rozmawialiśmy o wszystkim innym. Byłam zamyślona, słuchałam ale nie zwracałam
zbytniej uwagi, na to co do mnie mówią. Tego dnia, pierwszy raz od początku
szkoły, nie byłam ani razu w bibliotece. Nawet pani się o mnie pytała… Razem z
Mirą, Juvią i Lu-chan, stałyśmy przed szkołą i gadałyśmy o jakiś bzdurach. Miło
spędzałyśmy czas po lekcjach, czekając na Lisannę. Dźwięk przejeżdżającego koło
szkoły motocyklu, był dla nas codziennością, więc nie zwróciłam na to zbytniej
uwagi. Do czasu… aż usłyszałam dość głośny krzyk od strony bramy.
-Mała! – Odwróciłam się, bo doskonale pamiętałam do kogo ten
głos należy. Siedząc na swoim Ryuu, przed moją szkołą, wołał mnie… Zdziwiłam
się, skąd wiedział, że się tu uczę?! – Podejdź, do mnie! Musimy porozmawiać! –
Powiedział na tyle głośno, że usłyszałam. Położyłam swój plecak na chodniku
przy dziewczynach, mruknęłam niewyraźne „zaraz wracam” i skierowałam się do
niego.
-Głupku! Co ty wyprawiasz pod moją szkołą?! – Powiedziałam
do niego zła, a on tylko się uśmiechnął.
- Mała… - Wymruczał, co przyprawiło mnie o rumieńce. – Mam
dla Ciebie propozycję, nie do odrzucenia. – Powiedział, po czym zachichotał.
Kilka zaciekawionych całą akcją osób, przysłuchiwało się nam po kryjomu.
-Słucham? – Powiedziałam.
-Mam bilety na Skillet’ów. Koncert w ten weekend. Piątek o
20. Ten sam bar, co poprzednio. – Powiedział i wyciągnął do mnie rękę.
Wiedziałam, o co mu chodzi, jednak wahałam się.
-Nie wiem… Muszę się zastanowić. Nie dopowiem Ci teraz. –
Powiedziałam, świadoma tego, że praktycznie już się zgodziłam. Patrzył na mnie
takimi oczami, że nie umiałam się powstrzymać. – Poczekaj, wrócę po torbę. –
Uśmiechnął się jeszcze szerzej na moje słowa i odczepił kask dla mnie z tyłu.
-Jadę już do domu. Pa, dziewczyny. Pogadamy jutro. –
Odezwałam się, zabierając swój plecak i zakładając go na plecy. Przytuliłam
każdą z nich i wróciłam do Gajeela. – Mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy
przyjeżdżasz po mnie do szkoły. – Mruknęłam, gdy wręczył mi kask. Założyłam go
i stałam chwilę, lekko zadumana. Chłopak zerknął na mnie, a ja zdjęłam ten „hełm”
z głowy i powiedziałam do niego szeptem. – Nie wsiądę na niego w spódniczce.
Nie wsiądę! – Widziałam, jak bardzo ucieszyły go moje słowa.
-Siadaj z przodu, tyle że wtedy, bez kasku i będziesz
musiała usiąść częściowo na mnie. – Mówił to poważnym głosem, jednak jego oczy
cieszyły się jak nigdy. Zsiadł i zrobił mi miejsce. Uważając by czasem nie
podwinęła mi się spódniczka, wsiadłam na Ryuu. Po chwili, poczułam jak Redfox,
obejmuje mnie i przechyla głowę w moją prawą stronę. – Jak dla mnie, zawsze
możemy tak jeździć. – Wyszeptał, muskając swoimi wargami, moje ucho. Siedziałam
tyłkiem na jego kroczu! Chciałam zejść, ale on złapał już kierownicę i odpalił
motocykl. – Złap się moich ud. Inaczej możesz mieć problemy z równowagą. – Gdy
to zrobiłam, ruszyliśmy. Wtuliłam się w jego tors, plecami i głowę do jego
szyi. Słyszałam, jak mruczy zadowolony z moich ruchów i naszej pozycji. Było mi
bardzo ciepło. Czarnowłosy, zawsze kojarzył mi się z ciepłem i interesującą
osobowością. Dojechaliśmy szybko, nawet troszkę za. Zaczynałam lubić jazdę z
Gajeelem. Z nim, czułam się bezpiecznie. Gdy zaparkował i zgasił swoje cudeńko,
położył ręce na moich udach… Mrucząc przy tym jak kot, którego się głaszcze. –
Jak dobrze jest, gdy jesteś tak blisko… Taka ciepła, pachnąca i mała… - Znowu
zamruczał, do mojego ucha.
-Gajeel, musimy przestać… - Wyszeptałam, mimo iż wcale nie
chciałam tego przerywać. Usłyszałam ciche warknięcie i poczułam jak mnie
puszcza. Po chwili wstał, a ja za nim. Spojrzałam na jego wyraz twarzy.
Wyglądał jak dziecko, któremu zabrano jego ulubioną zabawkę i kazano się uczyć…
- Może chcesz wejść do środka? – Jego oczy… tak bardzo lśniły, gdy wypowiadałam
to zdanie.
-Nawet nie wiesz, jak chętnie. – Podszedł do mnie i zabrał mój
plecak, jednocześnie, biorąc mnie na ręce. – Zmęczona po lekcjach? – Zapytał z
nieukrywaną troską.
- Troszkę… Położyłabym się spać albo czytać, z gorącą herbatką
lub kakao. – Rozmarzyłam się, oplatając rękami jego szyję, by nie spaść
przypadkiem i kładąc głowę na ramieniu.
- Jestem za położeniem się, a przed tym ciepłe kakao. –
Zaproponował.
-Och tak… Jestem jak najbardziej za… - Mówiłam, prawie
zasypiając na jego rękach.
-Mała, nie śpij. Jeszcze nie czas… - Zaśmiał się do mnie,
gdy zasypiałam na jego rękach.
-Dobrze. Zasnę tak jak w piątek… - Mruknęłam zadowolona,
wtulając się w jego szyję.
-Nie mam nic przeciwko. W piątek, spało mi się doskonale... –
Wymruczał, tuż przy mojej twarzy.
- Mi też, chodź pobudkę wolę jednak spokojną, a nie taką jak
w sobotę…
- A jak wraca twój tata, jutro z rana? – Zapytał mnie od
razu.
-Nie wraca. Będzie dopiero w niedzielę w nocy… - Nim
skończyłam mówić, poczułam jego usta na moich. Całował, tak jak dwa dni
wcześniej… Delikatnie, namiętnie, pełen pasji. Uwielbiałam to, jak delikatnie
mnie trzymał, jak ostrożnie mimo pożądania, mnie całował. Czułam, jak bardzo
chciał więcej… Jednak na razie, musiał poczekać. Oderwał się ode mnie, po
kilkunastu sekundach i pozwolił mi dokończyć. – Masz na później jakieś plany? –
Zapytałam go z błyskiem w oku…
-Mam… - Mruknął
zadowolony. – Zostać u Ciebie, doprowadzić Cię do szaleństwa i porządnie się na
jutro wyspać … - Pocałował mnie po raz kolejny. Po jakimś czasie, odsunął się
niechętnie i ruszył do kuchni. Tam, zeszłam z jego rąk i szukałam kakao. Gajeel,
w tym czasie, znalazł dwa kubki dla nas. Wstawiłam mleko, by podgrzało się do
naszego napoju. Po kilku chwilach, zalał on nasze kakao i zaniósł kubki do
salonu. Położył je na stoliku i usiadł na kanapie. Zgarnął kocyk z jego oparcia
i zaprosił mnie do siebie. – Choć. Poleżymy i wypijemy. Później zobaczymy, na
co będziemy mieli ochotę… - Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach. On,
otulił mnie swoimi ramionami i oparł moją głowę na swoim barku. – Mmmmm… Jak
miło, cieplutko… - Mruczał, otulając nas kocykiem. Wychyliłam się lekko i
złapałam swój napój. Napiłam się i poczułam jak ciepło rozlewa się po mnie od
środka. Tak przyjemnie ciepło…
-Mogłabym spędzić tak resztę życia… - Wymruczałam… Poczułam
jego usta, na moich i oddałam pocałunek. – Tak bardzo mi dobrze… W twoich
ciepłych ramionach… - Mruczałam lekko otumaniona, całą przyjemnością.
-Mi też… Jest bardzo dobrze… Mała? – Zapytał nagle.
- Tak? – Nawet nie podniosłam głowy z jego barku.
-Idziesz jutro do szkoły? – To, jak bardzo zrozpaczonym
głosem to powiedział, troszkę mnie rozczuliło.
- Nie idę. Są dni sportu, więc zostaję w domu i odpoczywam.
Chyba, że masz zamiar nie dać mi odpocząć? – Zaśmiałam się do niego, podnosząc
głowę, by móc swobodnie na niego spojrzeć. Patrzył on na mnie, jak zaczarowany.
-Oznacza to, że zostajemy w tym domu, na cały dzień i
zajmiemy się relaksowaniem. - Wiedziałam jak świeciły jego oczy, gdy wypowiadał
ostatnie słowa…
-Ja już wypiłam swoją gorącą czekoladę. Idziemy się położyć?
– Zapytałam, a on wiedział, że chodzi mi o chwilę spokojnego snu.
-Oczywiście, że tak Mała. – Otulił mnie mocniej kocykiem i
po chwili już byłam w powietrzu. Gajeel, trzymał mnie na rękach, znowu, niósł
do mojego pokoju. – Po ciężkim dniu, czas na odpoczynek… Ja też dzisiaj miałem
dużo pracy… - Spojrzałam na niego, ledwo przytomna… Byłam szczerze zaskoczona.
Gajeel, mówił, że nie może mi powiedzieć nic, o swojej pracy. Chciałam zapytać,
gdzie pracuje, co robi… Jednak, sen za bardzo mnie zmorzył… Chwilę później, już
zasnęłam, za nim jeszcze doszliśmy do mojego pokoju.
Narracja Gajeel
Właśnie wchodziłem na schody, prowadzące do pokoju Levy, gdy
usłyszałem jej spokojny oddech i ciche pochrapywanie. Spojrzałem na nią i tak
jak myślałem, spała. Była taka mała, delikatna… Nie było dobrym, znowu ją
spotkać. Pewny jestem, że nie poradzi sobie w moim świece… On by ją zniszczył…
Tak bardzo nie pasuje do mojej rzeczywistości. Jednak, zaciekawiła mnie. Ona
jedna, nie wiedziała, kim jestem. Nie interesowała się moją przeszłością czy
jakimiś większymi szczegółami… Czułem, że pragnie tylko żyć. Naprawdę, w końcu
zacząć żyć… Miałem wrażenie, że cały czas, przy wszystkich udaje… Mimo to, przy
mnie nie… Czułem się z tego powodu szczęśliwy. Zainteresowała mnie, ciekawiła,
intrygowała… Wszedłem do jej pokoju. Już troszkę mi znanego… Odwinąłem ją z
kocyka, a ona od razu wtuliła się we mnie, chcąc jak najwięcej mojego ciepła.
Zdjąłem z niej spódniczkę, koszulkę i skarpetki. Była taka delikatna, taka mała
i urocza… Zdjąłem spodnie i koszulkę, położyłem się koło niej i otuliłem
ramieniem. Już chwilę później, wtulała się w moje ciało. Przykryłem nas jej
kołdrą i sam też zamknąłem oczy…
Otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącą na mnie Levy. Mała, była
jak kociak. Potrzebowała ciepła, pieszczot i dużo miłości. Wiedziałem, że
zakochiwanie się w niej, dobre nie jest… Jednak nie potrafiłem powstrzymać się,
od spotykania z nią. Poczułem jak odwraca się, by leżeć na mnie brzuchem. Po
chwili, podniosła swoje powieki i spojrzała na mnie. Była teraz tak cholernie
seksowna. W samej bieliźnie, leżąca na mnie, podpierająca głowę na swojej ręce…
Rozczochrane lekko włosy, wesoły, lekko lubieżny uśmiech, dodawał jej jeszcze
więcej uroku.
-Hej, Gajeel… - Zamruczała, moja kicia.
-Hej, Malutka. Masz na coś ochotę? – Zapytałem ją, wiedząc
jaka będzie odpowiedź.
- Mam… Na Ciebie… - Mrucząc, przy moim uchu, ocierała się o mnie…
- Jak sobie życzysz! Oddam Ci wszystko co moje… -
Powiedziałem i przekręciłem się tak, bym to ja był na górze. – Dostaniesz
dokładnie to czego chcesz… - Już po raz trzeci, uprawialiśmy seks… Mała, była
taka słodka i urocza, gdy najpierw dopraszała się seksu, a później, wstydziła
jęczeć pode mną. Uwielbiałem to w niej. Tą szczerość i uległość… Była
wspaniała.
Leżałem lekko zmęczony… Mała, znowu spała na mojej piersi…
Była wykończona po stosunku. Wspominałem nasz pierwszy raz… Odwoziłem ją do
domu… Kazałem podejść do siebie i pocałowałem. Od razu mi uległa. Zdziwiłem
się, gdy zaczęła całować mnie zachłannie… Podniosłem ją na ręce i zaniosłem do
domu, tam od razu, skierowaliśmy się do jej pokoju. Kilka godzin, bawiliśmy się
świetnie. Później, po prostu poszliśmy spać. Obudził nas, telefon Małej, który
cały czas dzwonił… Odebrała i chwilę później się rozłączyła. Kazała mi się
szybko zbierać i zwijać, bo za jakieś półgodziny będzie w domu jej ojciec.
Dałem jej mój numer telefonu, jeżeli chciałaby powtórki i odjechałem. Już na
drugi dzień, spotkaliśmy się w centrum. Byliśmy na zakupach i spotkaliśmy się,
w jednym ze sklepów. To był czysty przypadek, jednak wystarczył, żebyśmy
kolejny wieczór, spędzili razem. W nocy, znowu odwoziłem ją do domu. Jej ojca
nie było, ale mimo to chciała spać w domu. Nie sądziłem, że taka będzie.
Myślałem, że mała, delikatna i spokojna dziewczynka, nie pozwoli mi na to
wszystko. Ona, taka nie była. Od razu mówiła, kiedy miała na mnie ochotę i
brała co chciała. Nie pytała o mnie, opowiadała dużo o sobie. Patrzyła na mnie
z zaintrygowaniem i nutką strachu, a mimo to podniecała mnie, jak żadna inna.
Była całkowicie w moim typie. Mała, delikatna, słodka i urocza… Czułem, że to
już nie tylko pożądanie, ale coś więcej. Wiedziałem, że tamtej pierwszej nocy,
to był jej pierwszy raz… Cieszyłem się z tego. Chciałem, żeby należała tylko do
mnie…
Usłyszałem dzwonek z dołu. Ostrożnie wysunąłem się pod Małej
i ruszyłem do drzwi. Zapomniałem, że jestem w samych bokserkach. Rozczochrany i
z malinką na obojczyku, którą zrobiła mi Levy. Odruchowo, otworzyłem i
zobaczyłem zaskoczoną blondynkę. Pierwsze co rzuciło mi się o oczy, to jej
cycki, które były ogromne. Jednak jak spojrzałem na twarz, to rozpoznałem w
niej koleżankę mojej księżniczki.
-Potrzebujesz czego? – Zapytałem, opierając się o drzwi. Po
chwili, usłyszałem skrzypienie schodów i kroki malutkiej.
-Gajeele… Czy coś się stało? – Zapytała niebiesko włosa.
Spojrzałem na nią i od razu poczułem pożądanie. Miała na sobie moją koszulkę,
rozczochrane włosy i zaspaną twarzyczkę… Po prostu urocza!
-Nie Mała, nic się nie stało. Koleżanka do Ciebie przyszła.
– Powiedziałem do niej i zobaczyłem, jak szybko, otwiera oczy szeroko i
spogląda na dziewczynę stojącą w drzwiach. Też na nią zerknąłem i zobaczyłem,
szok wypisany na jej twarzy.
-Levy?! – Zawołała.
-Nie krzycz… - Odpowiedziała zrezygnowana Mała. – Wejdź. Nie
będziemy rozmawiać przez próg. – Widziałem, jak bardzo zszokowana jest naszym
widokiem.
-Gajeel. – Przedstawiłem się, wyciągając do niej rękę.
Uścisnęła ją lekko.
- Lucy Heartfilia. –
Powiedziała wystraszona.
-Mała? – Zawołałem spokojnie.
-Tak?! – Odpowiedziała mi z kuchni.
-Zrobisz mi kawę? – Zapytałem ją.
-Jasne. Czarną? – Zaśmiała się, pytając.
-Tak! Idę się ubrać, zaraz do was przyjdę. – Powiedziałem,
dając jej buziaka w usta, gdy wyszła po otępiałą koleżankę i wbiegłem po
schodach, na górę. Zamknąłem za sobą drzwi i zacząłem szukać swoich spodni.
Były przy fotelu. Włożyłem je na tyłek i sięgnąłem do kieszeni, po telefon. Zobaczyłem,
że mam wiadomość, od Jellala. „Odbiór jutro. Pod szkołą Fairy Tail. Rano. Bądź
punktualny. Kurier Natsu. Zadbaj o bezpieczeństwo paczki.” Odpisałem, że dobrze
i żeby się nie martwił, po czym zszedłem na dół.
Narracja Levy
W tym samym czasie na dole
- Lucy? Lucy?! Lucy!!! – Krzyknęłam, patrząc na cały czas
ogłupiałą koleżankę.
- Aaaaa… - Zawołała, cicho. – Przepraszam, chyba dalej
jestem troszkę w szoku.
- Spoko. Chcesz coś do picia? –Zapytałam wstawiając wodę na
kawy dla mnie i mojego ukochanego… O czym ja myślę?! „Dla mojego ukochanego?!”
Pojebało Cię Levy?! Zapytałam samą siebie. On chce tylko seksu, ty chcesz
dobrego seksu. Koniec pięknej bajki, o księżniczce i księciu. Definitywnie.
- Tak, herbatę po proszę. – Odpowiedziała, siadając na kanapie.
-Po co do mnie przyszłaś? – Zapytała, nawet nie siląc się,
na przyjazny ton. Byłam na nią zła. Przez nią, Gajeel, pewnie pojedzie do
siebie i nici z mojego wspaniałego planu…
-Oj, nie bądź na mnie zła! – Zawołała, słysząc mój głos. –
Przyszłam zapytać Cię, czy przyjdziesz jutro na dzień sportu do szkoły?. –
Powiedziała. Usłyszałam jak Redfox schodzi po schodach.
- Raczej nie, a co? – Uśmiechnęłam się, sądząc, że za chwilę
zmyję się ona z mojego domu.
- Bo Natsu się pytał czy będziesz. – Powiedziała zdziwiona.
Wtedy poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i oddech na szyi.
-Usiądź i na spokojnie pogadaj z koleżanką, ja zajmę się
napojami. – Wymruczał i przygryzł lekko płatek mojego ucha. Odwróciłam lekko
głowę i pocałowałam go w usta. Odwzajemnił mój pocałunek, bardziej żarliwie,
niż się tego spodziewałam. Gdy oderwaliśmy się od siebie, ruszyłam do salonu i
usiadłam naprzeciw przyjaciółki.
-Czemu Natsu interesuje się, czy będę na dniach sportu w
szkole? – Zapytała podejrzliwie, zerkając ukradkiem na zgrabny tyłek
czarnowłosego. Widziałam, jak na imię chłopaka, spina wszystkie mięśnie i
skupia się, na przysłuchiwaniu naszej rozmowy.
-Nie wiem! I to mnie martwi! Dziwnie się ostatnio zachowuje!
– Zawołała, jakby przerażona zmianą zachowania swojego chłopaka.
-Jak to dziwnie?! – Zapytała, jakby mnie to w ogóle
interesowało…
-Znika częściej niż zwykle. Teraz, nie ma dnia, żeby nie
jechał na miejsce tych nielegalnych wyścigów. Ba, nic nie chce mi powiedzieć!
Ani czy bierze w nich udział, czy jedzie tylko oglądać! A ja się martwię i od
zmysłów odchodzę, bo boję się, że stanie mu się krzywda. – Ze zdania na zdanie,
mówiła coraz to głośniej, a w jej oczach pojawiły się łzy. Odruchowo spojrzałam
na Gajeela, który szedł do nas z kubkami na tacy. Jego mina wyrażała, emocje
zupełnie różne, od tych, których się spodziewałam. Jego twarz była spokojna i
wyrażała kojące przeczucie, że mimo to, wszystko będzie dobrze… Postawił kupki
przed nami i usiadł za mną, otaczając ramieniem i przyciskając do swojej
piersi.
-Nie masz co się o niego martwić. – Powiedział spokojnie,
jakby mówił, że jutro ma być słoneczna pogoda.
-Ale jak to, mam się o niego nie martwić?! – Krzyknęła zła
Lucy.
-Natsu nie jeździ w wyścigach, mimo że mógłby nawet je
wygrywać. – Powiedział, dalej spokojny czerwonooki. – Kiedyś zapytałem go,
czemu nie jeździ. Wiesz co mi odpowiedział? Że jego dziewczyna za bardzo się o
niego martwi i nie chce, jej jeszcze bardziej męczyć. Przyjeżdża na zjazd, żeby
oglądać z nami wyścigi, początkujących i czasami komuś pomóc. To dobry chłopak.
Zawsze wyciąga nas z paki, jak któregoś złapią. Znam go od małego, nasi ojcowie
są przyjaciółmi, więc dosyć dobrze się dogadujemy. – Wiedziałem, że zdanie o
dogadywaniu się, było kłamstwem, ale ona tego wiedzieć nie musiała. – Zresztą,
bez mojej zgody, nie mógłby wziąć udziału w żadnym wyścigu. – Dokończył swoją
wypowiedź. Lucy płakała. To nie były łzy zdenerwowania, frustracji czy smutku.
Płakała ze szczęścia, że będzie mogła być spokojna o swoją miłość. Jego kojący
głos i ton, który dodatkowo wzmagał emocje słuchacza, doskonale przydawały się
w takich sytuacjach.
-Dziękuję… Naprawdę Ci dziękuję! Dzięki temu, co mi
powiedziałeś, mogę być dumna z mojego ukochanego. – Powiedziała, po czym
posłała mu uśmiech przez łzy, spływające po jej policzkach.
-Nie masz za co dziękować. To chyba oczywiste, że
powiedziałbym Ci o tym tak czy inaczej. Nie chciałbym, żeby przyjaciółka Małej,
cierpiała przez to, że ja coś zataiłem. – Powiedział i pocałował mnie w
policzek, mocniej przytulając. Blondynka, przyglądała się nam z nikłym
uśmieszkiem. Przekręciła lekko głowę w bok i cicho zachichotała.
- Naprawdę do siebie pasujecie! Wyglądacie, na taką
szczęśliwą parę. Zupełnie nie widać, że dopiero zaczynacie angażować się w ten
związek. – Rzekła, jak prawdziwy psycholog. Czułam jak moje policzki, stają się
czerwone, a później bordowe. Gdy zerknęłam kontem oka na chłopaka za mną,
zobaczyłam taką samą reakcję, chciałam poruszyć się w jego ramionach, lecz on,
tylko mocniej mnie ścisnął i położył głowę na moim ramieniu.
-Masz rację. Dopiero zaczynamy, a ja i tak mam przeczucie,
że to na nią czekałem. – Wyznał cicho i żarliwym tonem. Zamurowało mnie. Ja…
Naprawdę myślałem, że on chce tylko seksu… A tu okazuje się, że nie tylko ja,
zaczęłam się zakochiwać.
-Całkowicie się z tobą zgadzam, Gajeelu. Nie znamy się
bardzo długo, a ty i tak czytasz we mnie, jak w otwartej książce. Nie muszę nic
mówić, a ty i tak wiesz, o czym myślę. Dosłownie, jakbyśmy byli sobie
przeznaczeni… - On, słysząc moje słowa, przytulił mnie mocniej i dał buziaka w
kark.
-Bardzo mnie to cieszy… - Wymruczał w moją szyję i zaczął
lekko masować moje biodra. Lucy, chyba to zauważyła, bo zaczęła się strasznie
wiercić. – A co do jutra. – Mój ukochany… Boże! Mogę tak na niego powiedzieć!
Spojrzał na mnie i posłał swój zadziorny uśmiech. – Na którą są te dni sportu?
-Na Jedenastą. Jednak, większość sportowców musi być tam,
już od dziewiątej. – Powiedziała podekscytowana blondyna. – Natsu gra w
drużynie koszykarskiej i szukają zawodnika. Może byś im pomógł? Dyrektor
wyraził zgodę na uczniów z innych szkół lub starszą młodzież. Jak to ujął.
- W sumie… Mała, co ty na to? Pozwoliłabyś mi zagrać w
kosza, w swojej szkole? – Zapytał mnie z uroczym uśmieszkiem. – Mówiłaś, że mam
się tam nie pojawiać…
-Możesz, o ile nie zaczniesz pojawiać się w niej za często.
– Zgodziłam się, okazując mu akt łaski, którego mu udzieliłam. – Zresztą,
prawdopodobnie, chcą mnie wrobić w koncert na koniec tego dziadostwa, więc
jakoś po dziewiętnastej i tak będę musiała tam być. Oczywiście, jak tylko
znajdą mi dobrego gitarzystę. – Powiedziałam.
-Ja gram dobrze. Mój ojciec jest muzykiem, więc gram od
małego. Zagram dla Ciebie. Jak macie sprzęt to dobrze, jak nie to przywiozę
swój. – Orzekł, stwierdzając, że wszystko jest już na jutro ustalone. Całując
przy tym kącik moich ust.
Narracja Gajeel
Właściwie, to miałem kilka interesów jeszcze do zrobienia
dzisiaj, a że u Levy była koleżanka, to chciałem to wykorzystać.
- Malutka, ja uciekam na dwie godzinki i wrócę Cię jeszcze
troszkę pomęczyć, później. – Wstałem i pocałowałem ją zachłannie, jak to miałem
w zwyczaju, robić na pożegnanie. Obiecując, szybki powrót i kontynuację tego
pocałunku. Widząc jej minę, podniosłem ją i przytuliłem do siebie. – Wrócę
przed dwunastą, nie bój się. Wrócę. Przysięgam Ci na mojego kochanego Ryuu. –
Szepnąłem jej do uszka, muskając je pieszczotliwie, ustami.
-Dobrze. – Odburknęła, lekko obrażona.
-Wynagrodzę Ci to, jak wrócę. Na górze, w twoim łóżku,
najlepiej, żebyś czekała na mnie już naga… - Zanim skończyłem, zauważyłem, że
morduje mnie wzrokiem. Jej koleżanka, za to patrzyła na nią z szeroko otwartymi
oczami i ustami. Doskonały przykład szoku. Pocałowałem jeszcze raz Małą i już
całkowicie ubrany, wyszedłem do mojego cuda. Wsiadłem na motocykl i odjechałem.
Skoro Natsu był jutro kurierem, oznaczało to tylko jedno. Gliny węszą i są
blisko prawdy. Musiał pogadać z Jellalem i Lexusem.
Jako Wice prezes, bardzo dobrze prosperującej firmy,
zajmującej się handlem bronią, miałem mnóstwo pracy. Zwłaszcza, że sprzedawali
większość na czarnym rynku. Sprzedaż dla pojedynczych klientów i policji,
zapewniało dobrą przykrywkę. Laxus, prowadził strzelnice i współpracował z
policją. Dzięki niemu wiedzieliśmy, kiedy, co, jak i gdzie policja robi. Jego
ojciec nam pomagał. Jako komendant miejscowej policji, dawał nam furtki. My
odpalaliśmy mu co jakiś czas, coś ekstra. Jellal jako główny prezes, zajmował
się szukaniem dużych zamówień i legalną sprzedażą. Ja pilnowałem płynności w
sprzedaży naszego towaru „specjalnego”. Dopiero teraz, uświadomiłem sobie, jak
duża musi być różnica wiekowa, między mną, a Levy. Ona była jeszcze w liceum.
Mogła mieć najwyżej osiemnaście lat. Ja miałem dwadzieścia osiem. Boże…
Dziesięć lat. A jak była młodsza? Niepełnoletnia? Mógłbym iść siedzieć za
spanie z nią. Oblał mnie zimny pot. Moje myśli wciąż krążyły wokół Małej, gdy
dojechałem do firmy. „Pod Smoczym Ogniem” było na samym końcu miasta.
Strzelnica, zaraz obok, musiała być skierowana w pola, które oczywiście były
ogrodzone i specjalnie zabezpieczone. Wszedłem i nawet nie zwróciłem uwagi, na
kilku klientów rozmawiających z niebieskowłosym. Znikając na zapleczu,
warknąłem tylko „Cześć” do niego. Przerażałem tych ludzi. Widziałem to tyle
razy. Nie było osoby, która by się mnie nie bała. Oprócz Levy. Zakochiwałem
się… To źle. Musiałem porozmawiać z Ojcem. Jednak najpierw czekał mnie telefon
do Ivana. Laxusa nie było. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.
- Witam, Ivan Dreyar, z kim mam przyjemność? – Odezwał się
służbowo.
- Ivan, tutaj Gajeel, mam do Ciebie prośbę. – Powiedziałem
szybko.
- Słucham?
- Dowiedz się wszystkiego o rodzinie McGarden, mieszkającej
w Fiore. Interesują mnie informację o Levy McGarden i jej najbliższej rodzinie.
Tylko najważniejsze informacje. Chce to za dwie godziny.
- Najwszcześniej na wieczór. – Odparł spokojnie.
- A chcesz zniżkę na
broń i strzelnicę, dla swoich przydupasów?
- Za dwie godziny, rozumiem. Wyślę ci faksem.
- Ma się rozumieć. – Rozłączyłem się i zadzwoniłem do
Metalicany.
- Słucham synu! – Zawołał szczęśliwy tata.
- Mam problem.
- Co się stało? Wszystko z Tobą w porządku? Leżysz w
szpitalu? Jesteś śmiertelnie chory? Siedzisz w areszcie? – Pytał szybko Staruszek.
- Nie, spokojnie nic mi nie jest. To nie taki problem.
- Więc co się stało?
- Tato, ja… Ja zakochałem się. – Powiedziałem szeptem, bojąc się, powiedzieć to głośno. Bojąc się,
że Jellal mnie usłyszy.
- Och… Ale to nie problem, synku. To szczęście, jeżeli ona
też Cię chce. Chyba że to on, to wtedy masz problem. – Stwierdził i zaczął się
śmiać z własnego, mało zabawnego żartu, na temat mojej orientacji seksualnej.
- To JEST problem Tato! Ona jest dużo młodsza, mała,
delikatna, urocza i cholernie śliczna! Wciąż jest w liceum! Ciągle siedzi w
domu sama, bo jej ojca ciągle nie ma! Ona ma takie spokojne życie! Ona nie
przetrwa w moim świecie! Boje się, że jak ktoś się o niej dowie, to będzie
problem! Mogą jej coś zrobić! – Mówiłem szybko, wciąż szepcząc.
- Może zacznijmy od tego, że przyjedziesz do mnie i
porozmawiamy w cztery oczy? – Zapytał spokojnie Metalicana. Wiedział, jak
bardzo niebezpieczny jestem, gdy coś mnie stresuje albo martwi.
- Dobra, jesteś w domu?
- Tak, czekać z herbatką zieloną co?
- Ta, czekaj z herbatą. Zaraz będę. – Rozłączyłem się i
wyszedłem. Wsiadłem na motocykl i ruszyłem do domu. W samym centrum miasta,
zjechałem na parking obok najwyższego wieżowca. Wszedłem do holu i od razu
skierowałem się do wind. Kilka minut czekałem na windę do apartamentu, po
chwili wystukując kod dostępu. Czekałem, aż drzwi rozsuną się, pozwalając mi
ujrzeć przed pokój. – Jestem!
- Chodź, chodź i opowiadaj! – Krzyknął Ojciec. Zauważyłem
go, siedzącego w skórzanym fotelu z herbatą w ręku i książką na stoliczku. –
No! Co tak stoisz, wejdź!
Herbata dla mnie stała na stoliczku od strony kanapy.
Usiadłem i wziąłem spory łyk, gorącego napoju. Zamyśliłem się. Od czego zacząć,
opowieść o Levy? Tata patrzył na mnie z uśmiechem na ustach. Wiedział, że
pierwszy raz się zakochałem. Kiedyś miałem wiele panienek na jedną noc. Do tej pory
jednak, żadnej nie pokochałem.
- Poznałem ją w poprzedni piątek. Przyszła na wasz koncert.
Stałem za nią w kolejce, gdy jakiś kretyn ją popchnął. Prawie upadła, więc ją
złapałem. Idiota przeprosił, a Ona odwróciła się, żeby mi podziękować. Najpierw
tak jak wszyscy, wystraszyła się mnie. Po chwili jednak uśmiechnęła i po prostu
przedstawiła. Widząc ten uśmiech, taki spokojny, szczery, bez strachu. Zacząłem
rozmowę. Gadaliśmy o wszystkim, potem pomogłem jej dostać się do jej miejsca,
bo było zaraz obok mnie. Ona jest taka mała… Wziąłem ja na barana, żeby
widziała cokolwiek. Widziałeś ją. Taka mała z niebieskimi włosami…
- Widziałem, widziałem.
- Przyszła, tylko dla twoich ballad. Dla mnie, w tamtym
momencie, stała się ideałem. Mała, drobna i niska, niebieskie włosy i piwne,
duże oczy. Zakochana w twoich utworach, pełnych uczuć i marzeń. Kochająca stary
dobry rock i na dodatek umiejąca śpiewać. – Wiedziałem, że uśmiecham się jak
kretyn, gdy o Niej opowiadam, ale nie potrafiłem przestać. – Po koncercie, zaproponowałem,
że ją odwiozę. Najpierw pojechaliśmy zjeść. Dużo rozmawialiśmy, o muzyce i
zainteresowaniach. Widzę w niej swoją bratnią duszę… Odwiedziłem miejsce
wyścigów, dając wszystkim do wiadomości, że Ona jest tylko moja i zabije, jak
ktoś ją tknie. Wiem, że nie powinienem, ale to był odruch. Chciałem pokazać
wszystkim, że Ona należy TYLKO do mnie. Siedziała na Ryuu, taka duma i
wyprostowana. Żebyś ją widział! Tak malutka, drobna wręcz, a gdy mówiła
”Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym jakiś problem?”
takim spokojnym i opanowanym głosem… Miałem ochotę, powiedzieć jej już wtedy,
że chyba się zakochałem. W końcu ruszyliśmy do niej. Gdy dojechaliśmy, śmiać mi
się chciało z jej adresu. Aleja Magnolii 69! Przyciągnąłem ją do siebie, ryzykując, że najwyżej dostanę w
pysk. Jednak Ona, ciągle mnie zaskakuje. Oddała mój pocałunek i pozwoliła mi na
wszystko. Stwierdziła, że czuje jakby połączyło nas przeznaczenie. Ona jest
taka mała, kochana i delikatna. Mimo wszystko, wydaje się twarda i opanowana.
Gdy jestem z nią, ciężko mi oderwać ręce i usta od niej, a gdy jej przy mnie
nie ma… Czują taką pustkę, jakby tęsknotę. Ale nie taką, jak za mamą… To jest
coś silniejszego, takiego wręcz palącego... – Stwierdziłem, wystraszony.
- Kochasz ją, to normalne. – Powiedział, wciąż uśmiechnięty
Metalicana. – Tak samo było z twoją matką. To była miłość od pierwszego
wejrzenia. Wpadłem po uszy i nic mnie już z tego nie wyciągnęło.
- Ale Ona, nie wie prawie nic o mnie. – Powiedziałem smutny.
– Powiedziałem jej, że może kiedyś jej o sobie opowiem, ale na razie musi jej
wystarczyć to co już wie. Ona, dużo o sobie opowiada, nie pyta, choć widzę jej
ciekawy wzrok. Wszystko mi się w niej podoba. Błysk w oku, gdy mnie widzi. Smak
jej ust, gdy się całujemy. Charakter, figura, zainteresowania, hobby, dosłownie
wszystko. Boje się. Pierwszy raz w życiu, przejmuję się czyjąś opinią na mój
temat, czyimś zdaniem. Boje się, że ona mnie nie zechce!
- Więc zaryzykuj. Powiedz jej o wszystkim i sprawdź, czy Ci
zaufa czy każe spieprzać. Jak każe Ci spadać na drzewo. Masz tylko jedno
wyjście. Nie spadaj! Dawaj jej kwiaty, walcz o nią. Staraj się, być zawsze, gdy
będzie potrzebować kogokolwiek. Tylko to Ci pozostanie.
- Ale gdy nawet po tym, nie będzie mnie chcieć?!
- To wtedy wyjmiesz kolczyki, zetniesz włosy, założysz
garnitur i kupisz wielki bukiet czarno-niebieskich róż. Pójdziesz do niej, gdy
będzie jej Ojciec i się jej oświadczysz. Jeżeli, po tym się nie zgodzi, to już
nic nie zmienisz... Lecz wątpię, żeby Ci odmówiła. Twoja matka się zgodziła…
- Tak się oświadczyłeś Mamie?!
- No! Żebyś ty widział, minę jej rodziców! Szok i
wątpliwości. Wyglądałem jak ty, tylko włosy mam czerwone. Tak właśnie się
zmieniłem, dla twojej mamy.
- No, no Staruszku! Nie spodziewałem się! A propo, kiedy
pojedziemy do mamy? Trzeba posprzątać grób.
- Pojedź z Levy. Tam wytłumacz jej wszystko. Twoja mama
będzie szczęśliwa. Na pewno, będzie was pilnować.
- Dobra. Ale na rocznice idziemy wszyscy razem!
- Zgoda!
Posiedziałem jeszcze chwilę, rozmawiając z Ojcem na
inne tematy. Widząc, że mam nie całą godzinę do wizyty u Małej, wróciłem do
firmy. Miałem już faks z informacjami o niej.
Levy Nina McGarden
Ur.
14.02.1997r. w Szpitalu Miejskim w Fiore.
Rodzice:
Nikolai
McGarden – Inspektor w komendzie głównej, w Crocus (Stolica).
Nina McGarden
(McLori) – Nie żyje. Śmierć przy porodzie.
Bliska
rodzina:
Kuzynki: Cana
Alberona, Juvia Loxar
Kuzyn: Jellal
Fernandes
Wystarczyły mi tylko informacje, zawarte na pierwszej
stronie. Zanim zacząłem zbierać się do niebiesko włosej, wykonałem jeszcze
kilka telefonów służbowych i wyszedłem z biura. Wziąłem Ryuu i ruszyłem.
Dzielnica Magnolii, dzieliła się na Aleje, blokowisko i kilka uliczek.
Wjechałem na podjazd i zgasiłem silnik. Wszedłem po małych schodkach i
zapukałem. Usłyszałem cichy pisk i już po chwili trzymałem Levy na rękach, a
ona całowała mnie namiętnie.