sobota, 9 maja 2015

Rozdział III

09.02.2015r. Poniedziałek, rano

Poniedziałek, przyszedł za szybko. Po drodze do szkoły, spotkałam Lucy, moją przyjaciółkę i jej chłopaka, który przyglądał mi się uważnie, nie odzywając się.
-No to opowiedz, o tym chłopaku! – Zawołała blondynka.
- Nic szczególnego nie wiem. Wiem jak się nazywa, jakie kapele lubi i że jeździ motorem, którego nazywa Ryuu. – Stwierdziłam szybko.
-Nie wiesz nic więcej o Gajeelu?! – Zapytał mnie Dragneel.
-No mówię, że nie. Pomógł mi, jak wracałam z koncertu, na którym go poznałam. – Odpowiedziałam szybko, żeby nie podejrzewali mnie o cokolwiek związanego z Redfoxem.
Lekcje minęły mi spokojnie, Lu-chan i Natsu, dali mi spokój i rozmawialiśmy o wszystkim innym. Byłam zamyślona, słuchałam ale nie zwracałam zbytniej uwagi, na to co do mnie mówią. Tego dnia, pierwszy raz od początku szkoły, nie byłam ani razu w bibliotece. Nawet pani się o mnie pytała… Razem z Mirą, Juvią i Lu-chan, stałyśmy przed szkołą i gadałyśmy o jakiś bzdurach. Miło spędzałyśmy czas po lekcjach, czekając na Lisannę. Dźwięk przejeżdżającego koło szkoły motocyklu, był dla nas codziennością, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Do czasu… aż usłyszałam dość głośny krzyk od strony bramy.
-Mała! – Odwróciłam się, bo doskonale pamiętałam do kogo ten głos należy. Siedząc na swoim Ryuu, przed moją szkołą, wołał mnie… Zdziwiłam się, skąd wiedział, że się tu uczę?! – Podejdź, do mnie! Musimy porozmawiać! – Powiedział na tyle głośno, że usłyszałam. Położyłam swój plecak na chodniku przy dziewczynach, mruknęłam niewyraźne „zaraz wracam” i skierowałam się do niego.
-Głupku! Co ty wyprawiasz pod moją szkołą?! – Powiedziałam do niego zła, a on tylko się uśmiechnął.
- Mała… - Wymruczał, co przyprawiło mnie o rumieńce. – Mam dla Ciebie propozycję, nie do odrzucenia. – Powiedział, po czym zachichotał. Kilka zaciekawionych całą akcją osób, przysłuchiwało się nam po kryjomu.
-Słucham? – Powiedziałam.
-Mam bilety na Skillet’ów. Koncert w ten weekend. Piątek o 20. Ten sam bar, co poprzednio. – Powiedział i wyciągnął do mnie rękę. Wiedziałam, o co mu chodzi, jednak wahałam się.
-Nie wiem… Muszę się zastanowić. Nie dopowiem Ci teraz. – Powiedziałam, świadoma tego, że praktycznie już się zgodziłam. Patrzył na mnie takimi oczami, że nie umiałam się powstrzymać. – Poczekaj, wrócę po torbę. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej na moje słowa i odczepił kask dla mnie z tyłu.
-Jadę już do domu. Pa, dziewczyny. Pogadamy jutro. – Odezwałam się, zabierając swój plecak i zakładając go na plecy. Przytuliłam każdą z nich i wróciłam do Gajeela. – Mam nadzieję, że to ostatni raz, gdy przyjeżdżasz po mnie do szkoły. – Mruknęłam, gdy wręczył mi kask. Założyłam go i stałam chwilę, lekko zadumana. Chłopak zerknął na mnie, a ja zdjęłam ten „hełm” z głowy i powiedziałam do niego szeptem. – Nie wsiądę na niego w spódniczce. Nie wsiądę! – Widziałam, jak bardzo ucieszyły go moje słowa.
-Siadaj z przodu, tyle że wtedy, bez kasku i będziesz musiała usiąść częściowo na mnie. – Mówił to poważnym głosem, jednak jego oczy cieszyły się jak nigdy. Zsiadł i zrobił mi miejsce. Uważając by czasem nie podwinęła mi się spódniczka, wsiadłam na Ryuu. Po chwili, poczułam jak Redfox, obejmuje mnie i przechyla głowę w moją prawą stronę. – Jak dla mnie, zawsze możemy tak jeździć. – Wyszeptał, muskając swoimi wargami, moje ucho. Siedziałam tyłkiem na jego kroczu! Chciałam zejść, ale on złapał już kierownicę i odpalił motocykl. – Złap się moich ud. Inaczej możesz mieć problemy z równowagą. – Gdy to zrobiłam, ruszyliśmy. Wtuliłam się w jego tors, plecami i głowę do jego szyi. Słyszałam, jak mruczy zadowolony z moich ruchów i naszej pozycji. Było mi bardzo ciepło. Czarnowłosy, zawsze kojarzył mi się z ciepłem i interesującą osobowością. Dojechaliśmy szybko, nawet troszkę za. Zaczynałam lubić jazdę z Gajeelem. Z nim, czułam się bezpiecznie. Gdy zaparkował i zgasił swoje cudeńko, położył ręce na moich udach… Mrucząc przy tym jak kot, którego się głaszcze. – Jak dobrze jest, gdy jesteś tak blisko… Taka ciepła, pachnąca i mała… - Znowu zamruczał, do mojego ucha.
-Gajeel, musimy przestać… - Wyszeptałam, mimo iż wcale nie chciałam tego przerywać. Usłyszałam ciche warknięcie i poczułam jak mnie puszcza. Po chwili wstał, a ja za nim. Spojrzałam na jego wyraz twarzy. Wyglądał jak dziecko, któremu zabrano jego ulubioną zabawkę i kazano się uczyć… - Może chcesz wejść do środka? – Jego oczy… tak bardzo lśniły, gdy wypowiadałam to zdanie.
-Nawet nie wiesz, jak chętnie. – Podszedł do mnie i zabrał mój plecak, jednocześnie, biorąc mnie na ręce. – Zmęczona po lekcjach? – Zapytał z nieukrywaną troską.
- Troszkę… Położyłabym się spać albo czytać, z gorącą herbatką lub kakao. – Rozmarzyłam się, oplatając rękami jego szyję, by nie spaść przypadkiem i kładąc głowę na ramieniu.
- Jestem za położeniem się, a przed tym ciepłe kakao. – Zaproponował.
-Och tak… Jestem jak najbardziej za… - Mówiłam, prawie zasypiając na jego rękach.
-Mała, nie śpij. Jeszcze nie czas… - Zaśmiał się do mnie, gdy zasypiałam na jego rękach.
-Dobrze. Zasnę tak jak w piątek… - Mruknęłam zadowolona, wtulając się w jego szyję.
-Nie mam nic przeciwko. W piątek, spało mi się doskonale... – Wymruczał, tuż przy mojej twarzy.
- Mi też, chodź pobudkę wolę jednak spokojną, a nie taką jak w sobotę…  
- A jak wraca twój tata, jutro z rana? – Zapytał mnie od razu.
-Nie wraca. Będzie dopiero w niedzielę w nocy… - Nim skończyłam mówić, poczułam jego usta na moich. Całował, tak jak dwa dni wcześniej… Delikatnie, namiętnie, pełen pasji. Uwielbiałam to, jak delikatnie mnie trzymał, jak ostrożnie mimo pożądania, mnie całował. Czułam, jak bardzo chciał więcej… Jednak na razie, musiał poczekać. Oderwał się ode mnie, po kilkunastu sekundach i pozwolił mi dokończyć. – Masz na później jakieś plany? – Zapytałam go z błyskiem w oku…
 -Mam… - Mruknął zadowolony. – Zostać u Ciebie, doprowadzić Cię do szaleństwa i porządnie się na jutro wyspać … - Pocałował mnie po raz kolejny. Po jakimś czasie, odsunął się niechętnie i ruszył do kuchni. Tam, zeszłam z jego rąk i szukałam kakao. Gajeel, w tym czasie, znalazł dwa kubki dla nas. Wstawiłam mleko, by podgrzało się do naszego napoju. Po kilku chwilach, zalał on nasze kakao i zaniósł kubki do salonu. Położył je na stoliku i usiadł na kanapie. Zgarnął kocyk z jego oparcia i zaprosił mnie do siebie. – Choć. Poleżymy i wypijemy. Później zobaczymy, na co będziemy mieli ochotę… - Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach. On, otulił mnie swoimi ramionami i oparł moją głowę na swoim barku. – Mmmmm… Jak miło, cieplutko… - Mruczał, otulając nas kocykiem. Wychyliłam się lekko i złapałam swój napój. Napiłam się i poczułam jak ciepło rozlewa się po mnie od środka. Tak przyjemnie ciepło…
-Mogłabym spędzić tak resztę życia… - Wymruczałam… Poczułam jego usta, na moich i oddałam pocałunek. – Tak bardzo mi dobrze… W twoich ciepłych ramionach… - Mruczałam lekko otumaniona, całą przyjemnością.
-Mi też… Jest bardzo dobrze… Mała? – Zapytał nagle.
- Tak? – Nawet nie podniosłam głowy z jego barku.
-Idziesz jutro do szkoły? – To, jak bardzo zrozpaczonym głosem to powiedział, troszkę mnie rozczuliło.
- Nie idę. Są dni sportu, więc zostaję w domu i odpoczywam. Chyba, że masz zamiar nie dać mi odpocząć? – Zaśmiałam się do niego, podnosząc głowę, by móc swobodnie na niego spojrzeć. Patrzył on na mnie, jak zaczarowany.
-Oznacza to, że zostajemy w tym domu, na cały dzień i zajmiemy się relaksowaniem. - Wiedziałam jak świeciły jego oczy, gdy wypowiadał ostatnie słowa…
-Ja już wypiłam swoją gorącą czekoladę. Idziemy się położyć? – Zapytałam, a on wiedział, że chodzi mi o chwilę spokojnego snu.
-Oczywiście, że tak Mała. – Otulił mnie mocniej kocykiem i po chwili już byłam w powietrzu. Gajeel, trzymał mnie na rękach, znowu, niósł do mojego pokoju. – Po ciężkim dniu, czas na odpoczynek… Ja też dzisiaj miałem dużo pracy… - Spojrzałam na niego, ledwo przytomna… Byłam szczerze zaskoczona. Gajeel, mówił, że nie może mi powiedzieć nic, o swojej pracy. Chciałam zapytać, gdzie pracuje, co robi… Jednak, sen za bardzo mnie zmorzył… Chwilę później, już zasnęłam, za nim jeszcze doszliśmy do mojego pokoju.


Narracja Gajeel

Właśnie wchodziłem na schody, prowadzące do pokoju Levy, gdy usłyszałem jej spokojny oddech i ciche pochrapywanie. Spojrzałem na nią i tak jak myślałem, spała. Była taka mała, delikatna… Nie było dobrym, znowu ją spotkać. Pewny jestem, że nie poradzi sobie w moim świece… On by ją zniszczył… Tak bardzo nie pasuje do mojej rzeczywistości. Jednak, zaciekawiła mnie. Ona jedna, nie wiedziała, kim jestem. Nie interesowała się moją przeszłością czy jakimiś większymi szczegółami… Czułem, że pragnie tylko żyć. Naprawdę, w końcu zacząć żyć… Miałem wrażenie, że cały czas, przy wszystkich udaje… Mimo to, przy mnie nie… Czułem się z tego powodu szczęśliwy. Zainteresowała mnie, ciekawiła, intrygowała… Wszedłem do jej pokoju. Już troszkę mi znanego… Odwinąłem ją z kocyka, a ona od razu wtuliła się we mnie, chcąc jak najwięcej mojego ciepła. Zdjąłem z niej spódniczkę, koszulkę i skarpetki. Była taka delikatna, taka mała i urocza… Zdjąłem spodnie i koszulkę, położyłem się koło niej i otuliłem ramieniem. Już chwilę później, wtulała się w moje ciało. Przykryłem nas jej kołdrą i sam też zamknąłem oczy…
Otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącą na mnie Levy. Mała, była jak kociak. Potrzebowała ciepła, pieszczot i dużo miłości. Wiedziałem, że zakochiwanie się w niej, dobre nie jest… Jednak nie potrafiłem powstrzymać się, od spotykania z nią. Poczułem jak odwraca się, by leżeć na mnie brzuchem. Po chwili, podniosła swoje powieki i spojrzała na mnie. Była teraz tak cholernie seksowna. W samej bieliźnie, leżąca na mnie, podpierająca głowę na swojej ręce… Rozczochrane lekko włosy, wesoły, lekko lubieżny uśmiech, dodawał jej jeszcze więcej uroku.
-Hej, Gajeel… - Zamruczała, moja kicia.
-Hej, Malutka. Masz na coś ochotę? – Zapytałem ją, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
- Mam… Na Ciebie… - Mrucząc, przy moim uchu, ocierała się o mnie…
- Jak sobie życzysz! Oddam Ci wszystko co moje… - Powiedziałem i przekręciłem się tak, bym to ja był na górze. – Dostaniesz dokładnie to czego chcesz… - Już po raz trzeci, uprawialiśmy seks… Mała, była taka słodka i urocza, gdy najpierw dopraszała się seksu, a później, wstydziła jęczeć pode mną. Uwielbiałem to w niej. Tą szczerość i uległość… Była wspaniała.
Leżałem lekko zmęczony… Mała, znowu spała na mojej piersi… Była wykończona po stosunku. Wspominałem nasz pierwszy raz… Odwoziłem ją do domu… Kazałem podejść do siebie i pocałowałem. Od razu mi uległa. Zdziwiłem się, gdy zaczęła całować mnie zachłannie… Podniosłem ją na ręce i zaniosłem do domu, tam od razu, skierowaliśmy się do jej pokoju. Kilka godzin, bawiliśmy się świetnie. Później, po prostu poszliśmy spać. Obudził nas, telefon Małej, który cały czas dzwonił… Odebrała i chwilę później się rozłączyła. Kazała mi się szybko zbierać i zwijać, bo za jakieś półgodziny będzie w domu jej ojciec. Dałem jej mój numer telefonu, jeżeli chciałaby powtórki i odjechałem. Już na drugi dzień, spotkaliśmy się w centrum. Byliśmy na zakupach i spotkaliśmy się, w jednym ze sklepów. To był czysty przypadek, jednak wystarczył, żebyśmy kolejny wieczór, spędzili razem. W nocy, znowu odwoziłem ją do domu. Jej ojca nie było, ale mimo to chciała spać w domu. Nie sądziłem, że taka będzie. Myślałem, że mała, delikatna i spokojna dziewczynka, nie pozwoli mi na to wszystko. Ona, taka nie była. Od razu mówiła, kiedy miała na mnie ochotę i brała co chciała. Nie pytała o mnie, opowiadała dużo o sobie. Patrzyła na mnie z zaintrygowaniem i nutką strachu, a mimo to podniecała mnie, jak żadna inna. Była całkowicie w moim typie. Mała, delikatna, słodka i urocza… Czułem, że to już nie tylko pożądanie, ale coś więcej. Wiedziałem, że tamtej pierwszej nocy, to był jej pierwszy raz… Cieszyłem się z tego. Chciałem, żeby należała tylko do mnie…
Usłyszałem dzwonek z dołu. Ostrożnie wysunąłem się pod Małej i ruszyłem do drzwi. Zapomniałem, że jestem w samych bokserkach. Rozczochrany i z malinką na obojczyku, którą zrobiła mi Levy. Odruchowo, otworzyłem i zobaczyłem zaskoczoną blondynkę. Pierwsze co rzuciło mi się o oczy, to jej cycki, które były ogromne. Jednak jak spojrzałem na twarz, to rozpoznałem w niej koleżankę mojej księżniczki.
-Potrzebujesz czego? – Zapytałem, opierając się o drzwi. Po chwili, usłyszałem skrzypienie schodów i kroki malutkiej.
-Gajeele… Czy coś się stało? – Zapytała niebiesko włosa. Spojrzałem na nią i od razu poczułem pożądanie. Miała na sobie moją koszulkę, rozczochrane włosy i zaspaną twarzyczkę… Po prostu urocza!
-Nie Mała, nic się nie stało. Koleżanka do Ciebie przyszła. – Powiedziałem do niej i zobaczyłem, jak szybko, otwiera oczy szeroko i spogląda na dziewczynę stojącą w drzwiach. Też na nią zerknąłem i zobaczyłem, szok wypisany na jej twarzy.
-Levy?! – Zawołała.
-Nie krzycz… - Odpowiedziała zrezygnowana Mała. – Wejdź. Nie będziemy rozmawiać przez próg. – Widziałem, jak bardzo zszokowana jest naszym widokiem.
-Gajeel. – Przedstawiłem się, wyciągając do niej rękę. Uścisnęła ją lekko.
 - Lucy Heartfilia. – Powiedziała wystraszona.
-Mała? – Zawołałem spokojnie.
-Tak?! – Odpowiedziała mi z kuchni.
-Zrobisz mi kawę? – Zapytałem ją.
-Jasne. Czarną? – Zaśmiała się, pytając.
-Tak! Idę się ubrać, zaraz do was przyjdę. – Powiedziałem, dając jej buziaka w usta, gdy wyszła po otępiałą koleżankę i wbiegłem po schodach, na górę. Zamknąłem za sobą drzwi i zacząłem szukać swoich spodni. Były przy fotelu. Włożyłem je na tyłek i sięgnąłem do kieszeni, po telefon. Zobaczyłem, że mam wiadomość, od Jellala. „Odbiór jutro. Pod szkołą Fairy Tail. Rano. Bądź punktualny. Kurier Natsu. Zadbaj o bezpieczeństwo paczki.” Odpisałem, że dobrze i żeby się nie martwił, po czym zszedłem na dół.


Narracja Levy

W tym samym czasie na dole
- Lucy? Lucy?! Lucy!!! – Krzyknęłam, patrząc na cały czas ogłupiałą koleżankę.
- Aaaaa… - Zawołała, cicho. – Przepraszam, chyba dalej jestem troszkę w szoku.
- Spoko. Chcesz coś do picia? –Zapytałam wstawiając wodę na kawy dla mnie i mojego ukochanego… O czym ja myślę?! „Dla mojego ukochanego?!” Pojebało Cię Levy?! Zapytałam samą siebie. On chce tylko seksu, ty chcesz dobrego seksu. Koniec pięknej bajki, o księżniczce i księciu. Definitywnie.
- Tak, herbatę po proszę. – Odpowiedziała, siadając na kanapie.
-Po co do mnie przyszłaś? – Zapytała, nawet nie siląc się, na przyjazny ton. Byłam na nią zła. Przez nią, Gajeel, pewnie pojedzie do siebie i nici z mojego wspaniałego planu…
-Oj, nie bądź na mnie zła! – Zawołała, słysząc mój głos. – Przyszłam zapytać Cię, czy przyjdziesz jutro na dzień sportu do szkoły?. – Powiedziała. Usłyszałam jak Redfox schodzi po schodach.
- Raczej nie, a co? – Uśmiechnęłam się, sądząc, że za chwilę zmyję się ona z mojego domu.
- Bo Natsu się pytał czy będziesz. – Powiedziała zdziwiona. Wtedy poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach i oddech na szyi.
-Usiądź i na spokojnie pogadaj z koleżanką, ja zajmę się napojami. – Wymruczał i przygryzł lekko płatek mojego ucha. Odwróciłam lekko głowę i pocałowałam go w usta. Odwzajemnił mój pocałunek, bardziej żarliwie, niż się tego spodziewałam. Gdy oderwaliśmy się od siebie, ruszyłam do salonu i usiadłam naprzeciw przyjaciółki.
-Czemu Natsu interesuje się, czy będę na dniach sportu w szkole? – Zapytała podejrzliwie, zerkając ukradkiem na zgrabny tyłek czarnowłosego. Widziałam, jak na imię chłopaka, spina wszystkie mięśnie i skupia się, na przysłuchiwaniu naszej rozmowy.
-Nie wiem! I to mnie martwi! Dziwnie się ostatnio zachowuje! – Zawołała, jakby przerażona zmianą zachowania swojego chłopaka.
-Jak to dziwnie?! – Zapytała, jakby mnie to w ogóle interesowało…
-Znika częściej niż zwykle. Teraz, nie ma dnia, żeby nie jechał na miejsce tych nielegalnych wyścigów. Ba, nic nie chce mi powiedzieć! Ani czy bierze w nich udział, czy jedzie tylko oglądać! A ja się martwię i od zmysłów odchodzę, bo boję się, że stanie mu się krzywda. – Ze zdania na zdanie, mówiła coraz to głośniej, a w jej oczach pojawiły się łzy. Odruchowo spojrzałam na Gajeela, który szedł do nas z kubkami na tacy. Jego mina wyrażała, emocje zupełnie różne, od tych, których się spodziewałam. Jego twarz była spokojna i wyrażała kojące przeczucie, że mimo to, wszystko będzie dobrze… Postawił kupki przed nami i usiadł za mną, otaczając ramieniem i przyciskając do swojej piersi.
-Nie masz co się o niego martwić. – Powiedział spokojnie, jakby mówił, że jutro ma być słoneczna pogoda.
-Ale jak to, mam się o niego nie martwić?! – Krzyknęła zła Lucy.
-Natsu nie jeździ w wyścigach, mimo że mógłby nawet je wygrywać. – Powiedział, dalej spokojny czerwonooki. – Kiedyś zapytałem go, czemu nie jeździ. Wiesz co mi odpowiedział? Że jego dziewczyna za bardzo się o niego martwi i nie chce, jej jeszcze bardziej męczyć. Przyjeżdża na zjazd, żeby oglądać z nami wyścigi, początkujących i czasami komuś pomóc. To dobry chłopak. Zawsze wyciąga nas z paki, jak któregoś złapią. Znam go od małego, nasi ojcowie są przyjaciółmi, więc dosyć dobrze się dogadujemy. – Wiedziałem, że zdanie o dogadywaniu się, było kłamstwem, ale ona tego wiedzieć nie musiała. – Zresztą, bez mojej zgody, nie mógłby wziąć udziału w żadnym wyścigu. – Dokończył swoją wypowiedź. Lucy płakała. To nie były łzy zdenerwowania, frustracji czy smutku. Płakała ze szczęścia, że będzie mogła być spokojna o swoją miłość. Jego kojący głos i ton, który dodatkowo wzmagał emocje słuchacza, doskonale przydawały się w takich sytuacjach.
-Dziękuję… Naprawdę Ci dziękuję! Dzięki temu, co mi powiedziałeś, mogę być dumna z mojego ukochanego. – Powiedziała, po czym posłała mu uśmiech przez łzy, spływające po jej policzkach.
-Nie masz za co dziękować. To chyba oczywiste, że powiedziałbym Ci o tym tak czy inaczej. Nie chciałbym, żeby przyjaciółka Małej, cierpiała przez to, że ja coś zataiłem. – Powiedział i pocałował mnie w policzek, mocniej przytulając. Blondynka, przyglądała się nam z nikłym uśmieszkiem. Przekręciła lekko głowę w bok i cicho zachichotała.
- Naprawdę do siebie pasujecie! Wyglądacie, na taką szczęśliwą parę. Zupełnie nie widać, że dopiero zaczynacie angażować się w ten związek. – Rzekła, jak prawdziwy psycholog. Czułam jak moje policzki, stają się czerwone, a później bordowe. Gdy zerknęłam kontem oka na chłopaka za mną, zobaczyłam taką samą reakcję, chciałam poruszyć się w jego ramionach, lecz on, tylko mocniej mnie ścisnął i położył głowę na moim ramieniu.
-Masz rację. Dopiero zaczynamy, a ja i tak mam przeczucie, że to na nią czekałem. – Wyznał cicho i żarliwym tonem. Zamurowało mnie. Ja… Naprawdę myślałem, że on chce tylko seksu… A tu okazuje się, że nie tylko ja, zaczęłam się zakochiwać.
-Całkowicie się z tobą zgadzam, Gajeelu. Nie znamy się bardzo długo, a ty i tak czytasz we mnie, jak w otwartej książce. Nie muszę nic mówić, a ty i tak wiesz, o czym myślę. Dosłownie, jakbyśmy byli sobie przeznaczeni… - On, słysząc moje słowa, przytulił mnie mocniej i dał buziaka w kark.
-Bardzo mnie to cieszy… - Wymruczał w moją szyję i zaczął lekko masować moje biodra. Lucy, chyba to zauważyła, bo zaczęła się strasznie wiercić. – A co do jutra. – Mój ukochany… Boże! Mogę tak na niego powiedzieć! Spojrzał na mnie i posłał swój zadziorny uśmiech. – Na którą są te dni sportu?
-Na Jedenastą. Jednak, większość sportowców musi być tam, już od dziewiątej. – Powiedziała podekscytowana blondyna. – Natsu gra w drużynie koszykarskiej i szukają zawodnika. Może byś im pomógł? Dyrektor wyraził zgodę na uczniów z innych szkół lub starszą młodzież. Jak to ujął.
- W sumie… Mała, co ty na to? Pozwoliłabyś mi zagrać w kosza, w swojej szkole? – Zapytał mnie z uroczym uśmieszkiem. – Mówiłaś, że mam się tam nie pojawiać…
-Możesz, o ile nie zaczniesz pojawiać się w niej za często. – Zgodziłam się, okazując mu akt łaski, którego mu udzieliłam. – Zresztą, prawdopodobnie, chcą mnie wrobić w koncert na koniec tego dziadostwa, więc jakoś po dziewiętnastej i tak będę musiała tam być. Oczywiście, jak tylko znajdą mi dobrego gitarzystę. – Powiedziałam.
-Ja gram dobrze. Mój ojciec jest muzykiem, więc gram od małego. Zagram dla Ciebie. Jak macie sprzęt to dobrze, jak nie to przywiozę swój. – Orzekł, stwierdzając, że wszystko jest już na jutro ustalone. Całując przy tym kącik moich ust.


Narracja Gajeel

Właściwie, to miałem kilka interesów jeszcze do zrobienia dzisiaj, a że u Levy była koleżanka, to chciałem to wykorzystać.
- Malutka, ja uciekam na dwie godzinki i wrócę Cię jeszcze troszkę pomęczyć, później. – Wstałem i pocałowałem ją zachłannie, jak to miałem w zwyczaju, robić na pożegnanie. Obiecując, szybki powrót i kontynuację tego pocałunku. Widząc jej minę, podniosłem ją i przytuliłem do siebie. – Wrócę przed dwunastą, nie bój się. Wrócę. Przysięgam Ci na mojego kochanego Ryuu. – Szepnąłem jej do uszka, muskając je pieszczotliwie, ustami.
-Dobrze. – Odburknęła, lekko obrażona.
-Wynagrodzę Ci to, jak wrócę. Na górze, w twoim łóżku, najlepiej, żebyś czekała na mnie już naga… - Zanim skończyłem, zauważyłem, że morduje mnie wzrokiem. Jej koleżanka, za to patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami i ustami. Doskonały przykład szoku. Pocałowałem jeszcze raz Małą i już całkowicie ubrany, wyszedłem do mojego cuda. Wsiadłem na motocykl i odjechałem. Skoro Natsu był jutro kurierem, oznaczało to tylko jedno. Gliny węszą i są blisko prawdy. Musiał pogadać z Jellalem i Lexusem.
Jako Wice prezes, bardzo dobrze prosperującej firmy, zajmującej się handlem bronią, miałem mnóstwo pracy. Zwłaszcza, że sprzedawali większość na czarnym rynku. Sprzedaż dla pojedynczych klientów i policji, zapewniało dobrą przykrywkę. Laxus, prowadził strzelnice i współpracował z policją. Dzięki niemu wiedzieliśmy, kiedy, co, jak i gdzie policja robi. Jego ojciec nam pomagał. Jako komendant miejscowej policji, dawał nam furtki. My odpalaliśmy mu co jakiś czas, coś ekstra. Jellal jako główny prezes, zajmował się szukaniem dużych zamówień i legalną sprzedażą. Ja pilnowałem płynności w sprzedaży naszego towaru „specjalnego”. Dopiero teraz, uświadomiłem sobie, jak duża musi być różnica wiekowa, między mną, a Levy. Ona była jeszcze w liceum. Mogła mieć najwyżej osiemnaście lat. Ja miałem dwadzieścia osiem. Boże… Dziesięć lat. A jak była młodsza? Niepełnoletnia? Mógłbym iść siedzieć za spanie z nią. Oblał mnie zimny pot. Moje myśli wciąż krążyły wokół Małej, gdy dojechałem do firmy. „Pod Smoczym Ogniem” było na samym końcu miasta. Strzelnica, zaraz obok, musiała być skierowana w pola, które oczywiście były ogrodzone i specjalnie zabezpieczone. Wszedłem i nawet nie zwróciłem uwagi, na kilku klientów rozmawiających z niebieskowłosym. Znikając na zapleczu, warknąłem tylko „Cześć” do niego. Przerażałem tych ludzi. Widziałem to tyle razy. Nie było osoby, która by się mnie nie bała. Oprócz Levy. Zakochiwałem się… To źle. Musiałem porozmawiać z Ojcem. Jednak najpierw czekał mnie telefon do Ivana. Laxusa nie było. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer.
- Witam, Ivan Dreyar, z kim mam przyjemność? – Odezwał się służbowo.
- Ivan, tutaj Gajeel, mam do Ciebie prośbę. – Powiedziałem szybko.
- Słucham?
- Dowiedz się wszystkiego o rodzinie McGarden, mieszkającej w Fiore. Interesują mnie informację o Levy McGarden i jej najbliższej rodzinie. Tylko najważniejsze informacje. Chce to za dwie godziny.
- Najwszcześniej na wieczór. – Odparł spokojnie.
-  A chcesz zniżkę na broń i strzelnicę, dla swoich przydupasów?
- Za dwie godziny, rozumiem. Wyślę ci faksem.
- Ma się rozumieć. – Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Metalicany.
- Słucham synu! – Zawołał szczęśliwy tata.
- Mam problem.
- Co się stało? Wszystko z Tobą w porządku? Leżysz w szpitalu? Jesteś śmiertelnie chory? Siedzisz w areszcie? – Pytał szybko Staruszek.
- Nie, spokojnie nic mi nie jest. To nie taki problem.
- Więc co się stało?
- Tato, ja… Ja zakochałem się. – Powiedziałem szeptem,  bojąc się, powiedzieć to głośno. Bojąc się, że Jellal mnie usłyszy.
- Och… Ale to nie problem, synku. To szczęście, jeżeli ona też Cię chce. Chyba że to on, to wtedy masz problem. – Stwierdził i zaczął się śmiać z własnego, mało zabawnego żartu, na temat mojej orientacji seksualnej.
- To JEST problem Tato! Ona jest dużo młodsza, mała, delikatna, urocza i cholernie śliczna! Wciąż jest w liceum! Ciągle siedzi w domu sama, bo jej ojca ciągle nie ma! Ona ma takie spokojne życie! Ona nie przetrwa w moim świecie! Boje się, że jak ktoś się o niej dowie, to będzie problem! Mogą jej coś zrobić! – Mówiłem szybko, wciąż szepcząc.
- Może zacznijmy od tego, że przyjedziesz do mnie i porozmawiamy w cztery oczy? – Zapytał spokojnie Metalicana. Wiedział, jak bardzo niebezpieczny jestem, gdy coś mnie stresuje albo martwi.
- Dobra, jesteś w domu?
- Tak, czekać z herbatką zieloną co?
- Ta, czekaj z herbatą. Zaraz będę. – Rozłączyłem się i wyszedłem. Wsiadłem na motocykl i ruszyłem do domu. W samym centrum miasta, zjechałem na parking obok najwyższego wieżowca. Wszedłem do holu i od razu skierowałem się do wind. Kilka minut czekałem na windę do apartamentu, po chwili wystukując kod dostępu. Czekałem, aż drzwi rozsuną się, pozwalając mi ujrzeć przed pokój. – Jestem!
- Chodź, chodź i opowiadaj! – Krzyknął Ojciec. Zauważyłem go, siedzącego w skórzanym fotelu z herbatą w ręku i książką na stoliczku. – No! Co tak stoisz, wejdź!
Herbata dla mnie stała na stoliczku od strony kanapy. Usiadłem i wziąłem spory łyk, gorącego napoju. Zamyśliłem się. Od czego zacząć, opowieść o Levy? Tata patrzył na mnie z uśmiechem na ustach. Wiedział, że pierwszy raz się zakochałem. Kiedyś miałem wiele panienek na jedną noc. Do tej pory jednak, żadnej nie pokochałem.
- Poznałem ją w poprzedni piątek. Przyszła na wasz koncert. Stałem za nią w kolejce, gdy jakiś kretyn ją popchnął. Prawie upadła, więc ją złapałem. Idiota przeprosił, a Ona odwróciła się, żeby mi podziękować. Najpierw tak jak wszyscy, wystraszyła się mnie. Po chwili jednak uśmiechnęła i po prostu przedstawiła. Widząc ten uśmiech, taki spokojny, szczery, bez strachu. Zacząłem rozmowę. Gadaliśmy o wszystkim, potem pomogłem jej dostać się do jej miejsca, bo było zaraz obok mnie. Ona jest taka mała… Wziąłem ja na barana, żeby widziała cokolwiek. Widziałeś ją. Taka mała z niebieskimi włosami…
- Widziałem, widziałem.
- Przyszła, tylko dla twoich ballad. Dla mnie, w tamtym momencie, stała się ideałem. Mała, drobna i niska, niebieskie włosy i piwne, duże oczy. Zakochana w twoich utworach, pełnych uczuć i marzeń. Kochająca stary dobry rock i na dodatek umiejąca śpiewać. – Wiedziałem, że uśmiecham się jak kretyn, gdy o Niej opowiadam, ale nie potrafiłem przestać. – Po koncercie, zaproponowałem, że ją odwiozę. Najpierw pojechaliśmy zjeść. Dużo rozmawialiśmy, o muzyce i zainteresowaniach. Widzę w niej swoją bratnią duszę… Odwiedziłem miejsce wyścigów, dając wszystkim do wiadomości, że Ona jest tylko moja i zabije, jak ktoś ją tknie. Wiem, że nie powinienem, ale to był odruch. Chciałem pokazać wszystkim, że Ona należy TYLKO do mnie. Siedziała na Ryuu, taka duma i wyprostowana. Żebyś ją widział! Tak malutka, drobna wręcz, a gdy mówiła ”Przyjechałam tu z Gajeelem i na niego czekam. Macie z tym jakiś problem?” takim spokojnym i opanowanym głosem… Miałem ochotę, powiedzieć jej już wtedy, że chyba się zakochałem. W końcu ruszyliśmy do niej. Gdy dojechaliśmy, śmiać mi się chciało z jej adresu. Aleja Magnolii 69! Przyciągnąłem ją  do siebie, ryzykując, że najwyżej dostanę w pysk. Jednak Ona, ciągle mnie zaskakuje. Oddała mój pocałunek i pozwoliła mi na wszystko. Stwierdziła, że czuje jakby połączyło nas przeznaczenie. Ona jest taka mała, kochana i delikatna. Mimo wszystko, wydaje się twarda i opanowana. Gdy jestem z nią, ciężko mi oderwać ręce i usta od niej, a gdy jej przy mnie nie ma… Czują taką pustkę, jakby tęsknotę. Ale nie taką, jak za mamą… To jest coś silniejszego, takiego wręcz palącego... – Stwierdziłem, wystraszony.
- Kochasz ją, to normalne. – Powiedział, wciąż uśmiechnięty Metalicana. – Tak samo było z twoją matką. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wpadłem po uszy i nic mnie już z tego nie wyciągnęło.
- Ale Ona, nie wie prawie nic o mnie. – Powiedziałem smutny. – Powiedziałem jej, że może kiedyś jej o sobie opowiem, ale na razie musi jej wystarczyć to co już wie. Ona, dużo o sobie opowiada, nie pyta, choć widzę jej ciekawy wzrok. Wszystko mi się w niej podoba. Błysk w oku, gdy mnie widzi. Smak jej ust, gdy się całujemy. Charakter, figura, zainteresowania, hobby, dosłownie wszystko. Boje się. Pierwszy raz w życiu, przejmuję się czyjąś opinią na mój temat, czyimś zdaniem. Boje się, że ona mnie nie zechce!
- Więc zaryzykuj. Powiedz jej o wszystkim i sprawdź, czy Ci zaufa czy każe spieprzać. Jak każe Ci spadać na drzewo. Masz tylko jedno wyjście. Nie spadaj! Dawaj jej kwiaty, walcz o nią. Staraj się, być zawsze, gdy będzie potrzebować kogokolwiek. Tylko to Ci pozostanie.
- Ale gdy nawet po tym, nie będzie mnie chcieć?!
- To wtedy wyjmiesz kolczyki, zetniesz włosy, założysz garnitur i kupisz wielki bukiet czarno-niebieskich róż. Pójdziesz do niej, gdy będzie jej Ojciec i się jej oświadczysz. Jeżeli, po tym się nie zgodzi, to już nic nie zmienisz... Lecz wątpię, żeby Ci odmówiła. Twoja matka się zgodziła…
- Tak się oświadczyłeś Mamie?!
- No! Żebyś ty widział, minę jej rodziców! Szok i wątpliwości. Wyglądałem jak ty, tylko włosy mam czerwone. Tak właśnie się zmieniłem, dla twojej mamy.
- No, no Staruszku! Nie spodziewałem się! A propo, kiedy pojedziemy do mamy? Trzeba posprzątać grób.
- Pojedź z Levy. Tam wytłumacz jej wszystko. Twoja mama będzie szczęśliwa. Na pewno, będzie was pilnować.
- Dobra. Ale na rocznice idziemy wszyscy razem!
- Zgoda!
Posiedziałem jeszcze chwilę, rozmawiając z Ojcem na inne tematy. Widząc, że mam nie całą godzinę do wizyty u Małej, wróciłem do firmy. Miałem już faks z informacjami o niej.

Levy Nina McGarden
Ur. 14.02.1997r. w Szpitalu Miejskim w Fiore.
Rodzice:
Nikolai McGarden – Inspektor w komendzie głównej, w Crocus (Stolica).
Nina McGarden (McLori) – Nie żyje. Śmierć przy porodzie.
Bliska rodzina:
Kuzynki: Cana Alberona, Juvia Loxar
Kuzyn: Jellal Fernandes

Wystarczyły mi tylko informacje, zawarte na pierwszej stronie. Zanim zacząłem zbierać się do niebiesko włosej, wykonałem jeszcze kilka telefonów służbowych i wyszedłem z biura. Wziąłem Ryuu i ruszyłem. Dzielnica Magnolii, dzieliła się na Aleje, blokowisko i kilka uliczek. Wjechałem na podjazd i zgasiłem silnik. Wszedłem po małych schodkach i zapukałem. Usłyszałem cichy pisk i już po chwili trzymałem Levy na rękach, a ona całowała mnie namiętnie.